Wiersze...

Jacek Andrzej Gałek

publikacja 30.08.2012 10:03

Święty Mikołaj
Gdy byłaś mała
czekałaś do późnej nocy
czy przyjdzie

gdy zasnęłaś
rano mała rączka
biegła pod poduszkę
a ciekawość odkrycia
była wielka

dziś pragniesz tylko szczęścia
może On Ci je przyniesie.

Chrzest
Zanurzony w śmierci Jezusa
wodą Jordanu oblany
powstaję nowonarodzony
ustami rodziców wyznaję wiarę
z oczu spada łuska grzechu
a Maryja miażdży głowę płazu
mały jak dobroć ludzi
urastam do wielkości Syna Bożego

Podróż
Pędzę na grzbiecie mego przeznaczenia
Myśli cierniste ścieżki poplątane
Odgadnąć pragnę sens swego istnienia
Osiągnąć wyspy chcę zaczarowane.

*** (Kręci się ...)
Kręci się ciągle stary świat
Od wielu już tysięcy lat
A tak go stworzył dobry Bóg
By każdy znaleźć na nim mógł
Miejsce na radość i na łzy
Na pracy trud i nocne sny
By pośród ludzi wszystkich ras
Pokój panował po wszech czas
By spłacić ojców dawny dług
By bliźni nie oznaczał wróg
By zjednoczony łańcuch rąk
Połączył świat w miłości krąg
Kręci się ciągle stary świat
Od wielu już tysięcy lat...

Pragnę...
Pragnę okiełznać światłość błyskawicy
Zakuć w kajdany echo gromu głuche
Z Parnasu bogi mieć po swej prawicy
Ja proch i marność, ja stworzenie kruche.

Przez życia perć...
Przez życia perć ku jasnym dniom
na przekór trudom, przekór łzom
na plecach niosąc własny krzyż
pnę się ku górze, ciągle wzwyż,
by dotrzeć przed niebieski tron
gdzie wśród aniołów włada On.

Na rozstaju...
Stanąłem kiedyś na rozstaju dróg
Drogowskazu szukam zagubiony
Jest! Na nim napis: Panem jest Bóg
Kierunek - Cztery świata strony.

Życie
Jak monotonny stukot kół
po szynach
Jak jazda utartą szosy koleiną
Tak nieuchronnie życie się toczy.
Wstajesz. Przecierasz oczy.
Śniadanie. Praca. Obiad.
Telewizja. Kolacja.
I już jest noc.
I mija dzień za dniem
Godzina za godziną
A gdzie miejsce dla Boga
Boża dziecino?

Epitafium
Nad grobem moim niechaj rosa płacze
Wierzba konary osłoni mogiłę
Łzy ludzkiej bólu co w sercu kołacze
Oszczędźcie sobie przyjacioły miłe.

Mogiły mojej nie obsypcie kwiatem
Nikły blask zniczy niechaj jej nie skryje
Modlitwę zmówcie nad umarłym bratem
I mocno wierzcie że ja w Bogu żyję.

Non omnis moriar
Kiedy w mym progu stanie śmierć
chwilę ostatnią mi odsłoni
nie będę jej odpychać precz
ruchem niechętnym moich dłoni
na piersi swe skrzyżuję dłonie
czuję jak życie w nich kołata
i dusza się ku Bogu rwie
i myśl ostatnia w niebo wzlata
nie umrę wszystek - nie.

Most
Mostem życia ziemskiego kroczę
od poczęcia ku bramom nieba
niosąc na ramionach
brzemię doczesności

Nie buduję domu na przęsłach
i nie gromadzę skarbów ziemi
gdy w domu Ojca
jest mieszkań wiele.

Wierzę...
Okiem Mędrca
uzbrojonym w szkiełko
chcę przeniknąć duszę
nieprzeniknioną
Nie widzę nic
Nie widzę jasności Chrystusa
zamkniętej w okruchu chleba
Nie mogę dotknąć
życia wiecznego
zapatrzony w mogiły
iluminowane świecami
Nie mogę przeniknąć
muru tajemnic wiary
Lecz wierzę Tobie
Jesteś, który Jesteś.

Nie będziesz miał...
Innych bogów nie będziesz czcił
mówiłem na Synaju
Ja Jahwe
A wy sprzedajecie
Pierworództwo synów Maryi
Krzyżowe braterstwo Chrystusa
za złotego cielca mamony
za miskę soczewicy marności świata
bożkom doczesności
o którzy prochem ziemi jesteście
obudźcie się z grzechu
wyzwoleni w wodach Jordanu
umocnieni Chlebem nieśmiertelności
W Duchu siedmiorakich darów
czuwajcie
Ja Jestem blisko.

Żeglarz
Na okręcie mego życia płynę
Z bocianiego gniazda spoglądam
Pośród morza gwiazd
Szukam Gwiazdy Betlejemskiej
Poświęcam uwagę całą
By zobaczyć Twoje przyjście
Chlebem, Twojego Ciała
Karmię łaknącą duszę
Dryfkotwa wiary rzucona
Kpi z rozszalałych żywiołów
Ster w ręce anioła oddany
Wiedzie mój okręt ku wieczności
Skąd płynie ciche wezwanie
"Pójdź za Mną!"

My Zacheusze
My Zacheusze współcześni
wspinamy się na drzewo wiary
chcąc ujrzeć owoc żywota Boga
korzeniami wrośnięci w miłość
ziarna w urodzajną ziemię rzucone
przynosimy plon obfity
nie grzebiemy talentów wrodzonych
udziałowcy Światłości Świata
promieniujemy na ludzkość
przytuleni do ramion krzyża Mistrza
niosąc na barkach własne krzyże
kroczymy prostą drogą ku wieczności.

Pokusy pustyni
Kamienie ludzkich serc
Na pustyni życia ludzkiego widzę
Wyniesiony na górę kuszenia
Patrzę na zbytki i obietnice władzy
Przysłonione poprzeczna belką
Z przebitymi dłońmi Chrystusa
Potem człowieka przemienionymi
Na ołtarzu współczesnej góry Tabor

Kamienie ludzkich serc
Na pustyni życia rozesłane
Parzą stopy miłością Chrystusa
Niedostępną ludziom małej wiary
Niedostrzeganą przez Tomasza
Szukającym dopiero umocnienia
W pokucie i sytości w Chlebie
Wyrastającego z ołtarza.

Oaza
Na pustyni grzechu
Zielona wyspa wiary
I krynica żywej wody
Chrztu świętego
Miejsce spotkania Chrystusa
Ziemskie Emaus człowieka
Oaza dobra
Wśród fatamorgany zła
Zakusów szatana
I jedyny drogowskaz
Alfa - Omega
Początek i koniec
Ewangelia rozpięta na krzyżu.

Droga krzyżowa
Wziął na ramiona
ciężar grzechów świata
poprzeczną belkę krzyża
i poniósł w prochu drogi
wśród tłumów obojętnych
których twarze nijakie
mijał przechodząc

Uśmiech bolesny
rozjaśnił mu oblicze
gdy chusta Weroniki
odbiła wizerunek Boga
a w sercu Matki
go odnalazł
powielony cierpieniem.

Śmierć Króla
W tłumie gapiów
W werbel młotów
Wykuwających Święte Rany Boga
Zasłuchany stoję

Brud , pot i krew
Ciała wyniesionego nad horyzont
Wessała na wieki
Chusta Weroniki.

Blask krzyża mroczy naturę
Ociemniała ziemia drży
Krótka chwila triumfu śmierci

Pod ciężarem grzechów
Pęka zasłona w świątyni
Trwoga ogarnia serca stojących
Usta szepcą modlitwy

I rodzi się nadzieja
Zmartwychwstania.

Ziemio
Klękam przed Tobą
ziemio Boga
i całuję święte stopy traw
pachnące wonnym olejkiem kwiatów
wśród wysmukłych sosen
szumiących hymn dziękczynienia
słyszę Twój głos
i czuję świszczący oddech
w porywach wichru
przygięty do ziemi
wśród trzaskających zapałek drzew
gdy się gniewasz
i głos Twego serca słyszę
dochodzący z głębi
lawą wulkanu
wstrząsający światem
napojona krwią Ojców
i Świętą Krwią Chrystusa
dajesz moc Samsonową
dziełu dnia szóstego
a po śmierci dajesz pewność
zmartwychwstania.

Pokój
Wypuszczony z arki Noego
przyniosłeś w dziobie
gałązkę winorośli
i stałeś się symbolem
zamkniętym przez Picasso
kształtem obrazu
po błękicie pochlapanym gwiazdami
suniesz biały cień
ku wszystkim pragnącym żyć
biała nadzieja
kędy przelatasz
schną oczy matek
i cichnie płacz dzieci
i wypadają z rąk karabiny
zielona winorośl rozrasta się
łańcuchem dłoni połączonych
białych
żółtych
czarnych
nad którymi spracowana ręka
kreśli znak krzyża Urbi et Orbi

Vratna Dolina
Zmęczonym krokiem starca
po podestach zawieszonych nad przepaścią
zamknięty między skałami szedłem
widziałem schodzące ku ziemi ściany
obleczone białym obłokiem
spoza którego nie widać ni skrawka nieba
czasem skąpa roślinność wzbijała się ze skał
przysłaniając i tak ciasny widnokrąg
jak marnym stworzeniem jest człowiek
jeden okruch skalny spadający w dół
może zniszczyć i bezpieczny podest
i życie kroczących po nim ludzi
czułem że za chmurami jest dom
do którego wchodzi się przez wrota
a w nim Gospodarz
czuwający nad bezpieczeństwem przechodnia

A młodzi szli przede mną
pochyleni ku ziemi
połykając przestrzeń
i nie widzieli Boga
który rozgoniwszy chmury
uśmiechał się promieniami słońca
stojąc we wrotach nieba
zamykających Vratną Dolinę.

Dolina Wagu
Kobiercem barw jesieni
mienią się zbocza gór
odcienie żółci czerwieni
i biały brzozowy pień
na które zieleń świerków
ponury rzuca cień
a między zrudziałe trawy
wymyte kroplami rosy
fioletu odcieniami
pachną jesienne wrzosy

A u podnóża gór
spokojnie płynie Wag
w słońcu barwy jesieni
odbija wszystkie tak
jak lustro. Grę cieni
czasami zmąci fal krąg
gdy wrzucisz w wodę kamień
lub ponad wodą pstrąg
wypryśnie. I cichy słychać szum
przez lekki wiatru wiew
opadających liści.

Matka Boleściwa
U stóp Krzyża na Golgocie
Stoi Matka Boleściwa
Widzi Syna w krwawym pocie
Stoi sama ledwie żywa.

Wie iż Syn Jej wywyższony
Wiernie spełnia Ojca wolę
Że krzyż ponad wszystkie trony
Że zmaże ludzkie niedole.

Ale Jej człowiecze serce
Co po ludzku kocha boli
Sprzeciwia się poniewierce
Syna, lecz nie Boga woli.

Cierpi męki i katusze
Serce miecza ostrze rani
Matko, to za nasze dusze
Chcemy cierpieć z Tobą Pani.

Komunia Święta
Zielone źdźbło trawy
Z ziarna obumarłego
Wyrasta Chlebem
Cudu Ostatniej Wieczerzy
Powtórzonym na ołtarzu.

Z potu rąk ludzkich
Biały opłatek
Oburącz wyniesiony
Jawi się Jezusem.

Ciało Chrystusa
Przez kapłana ogłaszane
Wśród szpalerów dusz
I słowa spełnienia.

Amen. Niech się stanie.

Szansa
Postawiłem wszystko na jedną kartę
I świat się nie zawalił
Tylko gwiazda znad Betlejem
Spłynęła do serca
Okruszyną chleba białego
Nasyciłem wątłe ciało
I ugasiłem pragnienie
U studni Jakuba
I ujrzałem siebie
Kroczącym przed Tobą
W Janowej wizji Apokalipsy
Postawiłem wszystko na ramiona krzyża
Postawiłem wszystko na kartę Ewangelii
I znalazłem miejsce u Twego tronu.
urastam do wielkości Syna Bożego

Czas
Wciąż naprzód kroczy
nieprzejednany
przygina plecy
siwi skronie człowieka
wciąż ucieka
czas.

Moje wiersze
Nie będę nigdy malarzem słowa
Brak ostrości moim wierszom
giną w tle toczącego się życia
i nigdy nie zabłysną w pełnym świetle
nikt ich nie czyta
tylko w ciszy nocy
zanoszone do Boga słowa
koją przeżyte frustracje
i zakwitają kwiatem paproci
niespełnionych marzeń.
Moje wiersze są ulotne
jak wdzięki kobiet i ciężkie
jak powietrze nasycone spalinami
którego nikt nie zauważa
a potrzebne jest życiu
są oddechem mojego życia
niepotrzebnym nikomu
jak Józef i Maryja
w dzień Bożego Narodzenia.
Moje wiersze nocą wypływają na świat
i toną w ciemności
by nigdy nie dopłynąć do portu spełnienia
niechciane przez pośpiech
umykającej rzeczywistości.

Szli...
Ponad czterdzieści lat
przez wody morza czerwonego
i pustynię Ojczyzny
wyjałowionej komunizmem
szli...

By wymazać prawdę manifestu
zapełnioną mickiewiczowską treścią
imienia czterdzieści i cztery
prawdę upadku zastąpić spełnieniem
szli...

Użyźniając ziemię krwią
dusz w szkarłat męczeństwa odzianych
wołających przed Panem
Zmartwychwstania Ojczyzny
szli...

A gdy prysła nić solidarności
zajęci własnymi sprawami
zapomnieli o człowieku
zapomnieli o Bogu
stanęli.

Dzięki Ci, Panie
Ty, Któryś sprawczym woli ruchem
Wykułeś ludzkość z prochu ziemi
I wypełniłeś Bożym Duchem
Czyniąc wieczyście dziećmi Swymi
Dzięki Ci, Panie!

Ty, coś nakazał Adamowi
Stworzenia zgłębiać tajemnice
Przez morze przejść Swemu ludowi
Osiągnąć Kanaan granice
Dzięki Ci, Panie

Ty, coś Maryję za Rodzicę
Obrał dla męki Syna Swego
By spełnić dawną obietnicę
Dla ludu daną wybranego
Dzięki Ci, Panie

Tyś przez Jezusa Zmartwychwstanie
Wyzwolił ludzkość z jarzma grzechu
Dając grzesznikom zmiłowanie
Powrotu czekasz bez pośpiechu

Nawrócenie
Nie nauczyłem się życia
Krocząc po ścieżkach niewiary
Swej młodości płochej
Brakło na drodze Betlejem
I Jeruzalem Nowego
I nie było miejsca dla Ciebie
W gospodzie mego serca i umysłu.
Nie wiodły ścieżki moje
Traktem miłości
Przez Sodomę i Gomorę szedłem
I nie znalazłem pięciu sprawiedliwych
Na drodze zepsucia
Wędrując przez pustynię grzechu
Jak Eliasz usłyszałem głos Pana:
Posil się tym Chlebem!
Gdy wyruszyłem posilony
Zabłysło światło Ewangelii
A paciorki Różańca
Drogowskaz Maryi
Ukazały mi przed oczyma
Nową ziemię i niebo nowe
Moją prawdziwą drogę.

Szansa
Postawiłem wszystko na jedną kartę
I świat się nie zawalił
Tylko gwiazda znad Betlejem
Spłynęła do serca
Okruszyną chleba białego
Nasyciłem wątłe ciało
I ugasiłem pragnienie
U studni Jakuba
I ujrzałem siebie
Kroczącym przed Tobą
W Janowej wizji Apokalipsy
Postawiłem wszystko na ramiona krzyża
Postawiłem wszystko na kartę Ewangelii
I znalazłem miejsce u Twego tronu.

Jezus powiedział
Milczał obciążony ponad miarę
Poprzeczną belką krzyża
Padając w proch Ziemi Obiecanej
Lżony przez żołdaków Piłata
Tłum podburzony przez kapłanów
Iż winien jest bluźnierstwa.

Milczał gdy przymuszono do pomocy
Wkładając drzewo hańby na ramiona
Szymona z Cyreny
Wzrokiem i cudem dziękował
Znacząc Swój wizerunek
Na chuście Weroniki.

Milczał gdy tępe gwoździe raniły Ciało
Gdy wynoszono Go nad horyzont
Przemówił by uczynić Maryję Matką
A nas wszystkich Swymi braćmi
Synami Jedynego Boga
Przed którymi otworzył bramy nieba.

Przeto my, ludzie, zdążamy do Boga...
Przeto my, ludzie, zdążamy do Boga
kroczymy po krętych ścieżkach
przez ciernie grzechów
szukając światła Twego Oblubieńca

Daj nam Panie
przezorność panien mądrych
by światłość Twoja
nie wypaliła się sercach
pośród krzyża w życiu
ziemskich trosk

Daj siłę męczenników
i wiarę ojców
Swą miłością prostuj nasze ścieżki
byśmy z tymi
którzy nas wyprzedzili w drodze
usiąść mogli
po Twojej prawicy

Odnaleźć Jezusa
Szukam Cię, Jezu, między modlącymi
Pomny obietnic danych przed wiekami
Gdy zgromadzeni będą w Imię Twoje
Wtedy Ty, Jezu, będziesz między nami.

Szukam Cię Jezu między cierpiącymi
Twój krzyż zarzucam wciąż na barki swoje
By stał się moim w tych poszukiwaniach
By zeń spływały na mnie łaski zdroje.

Już Cię widziałem Jezu razy wiele
Choć pozostałeś wciąż nierozpoznany
Jak Cię rozpoznać w nędzy, trudzie, znoju
Gdy przed oczyma ciągle Twoje rany

A Ty przychodzisz w człowieku ubogim
Dziecku przez ludzi nigdy nie kochanym
W starcu samotnym w sercu skołatanym
W żebraku lichym spod drzwi przepędzanym.

A Tyś obecny w Słowie zapisanym
Ty wciąż mnie czekasz w Eucharystii Chlebie
Na wyciągnięcie marnej mojej dłoni
Jak Cię naprawdę znaleźć – moje serce nie wie.

Ona
Stanęła w drzwiach
choć nikt ich nie otworzył
nieziemska
przeźroczysta
świeczki oczu gasły

w ich zwierciadle
krzyczała przeszłość
ostatnim sądem
zgasły
i zgasło życie ziemskie
pozostała wieczność

Ona
tak po każdego przychodzi.

Boże Narodzenie
Miejsca nie było dla Ciebie
W mieście chleba i mym sercu
Złożyła Cię na kobiercu
siana Matuchna. A w niebie

Aniołowie się weselą
Na trombitach grają
Chwałę Jezusowi dają
A z tą niebieską kapelą

Pastuszkowie zasłuchani
Bieżą do nędznego żłobka
Niosą dary Panu w dani

Już się złoci Boża szopka
Pod postacią Twego Ciała
W sercu mym ukryta cała.

Wigilia stanu wojennego
Śniegiem pokryta polska ziemia
Mróz tylko skrzypi pod butami
Maryja idzie wraz z Józefem
By w wojny czas pozostać z nami

Jak nad Betlejem gwiazdy świecą
I dym się snuje nad dachami
Miejsce dla Ciebie w każdym sercu
I w każdym domu - zostań z nami.

Na każdym stole świeci świeca
I kusi oko biel opłatka
Ten symbol Ciała Twego Chryste
Przełamie dla nas ziemska matka.

W wielu rodzinach radość głucha
W wielkich boleściach Bóg się rodzi
Matczyne serce z lękiem słucha
Czy znowu ZOMO nie nadchodzi.

Ojciec i syn internowany
W więzieniu również córka droga
Jak cieszyć się przy pustym stole
Jak tu radośnie przyjąć Boga.

Jezu w stajence dziś się rodzisz
Przybity do polskiego krzyża
Przybądź na Nowe narodzenie
Co dzień wolności przez Cię zbliża.

Scherzo wigilijne 1981
Lulajże Jezuniu złożony w żłobie
Kolędę podziemia śpiewamy Tobie
Lulajże Jezuniu, lulajże lulaj
A Ty Go Matulu w płaczu utulaj.
Lulajże Jezuniu Królu wolności
Niech grzeje Cię promień "Solidarności"
Lulajże Jezuniu lulajże lulaj
A Ty Go Matulu w płaczu utulaj.
Lulajże Jezuniu w stajni zrodzony
Już wkrótce nam zabrzmią wolności dzwony
Lulajże Jezuniu lulajże lulaj
A Ty Go Matulu w płaczu utulaj
Lulajże Jezuniu lulaj spokojnie
Komuna paść musi z narodem w wojnie
Lulajże Jezuniu lulajże lulaj
A Ty Go Matulu w płaczu utulaj
Lulajże Jezuniu bo w czas pokoju
Uwielbi Cię naród w pracy i znoju
Lulajże Jezuniu lulajże lulaj
A Ty Go Matulu w płaczu utulaj
Lulajże Jezuniu w ramionach Matki
Weź wraz z Nią w opiekę cierpiące dziatki
Lulajże Jezuniu lulajże lulaj
A Ty Go Matulu w płaczu utulaj
Lulajże Jezuniu lulaj kochany
My wydrzeć Cię z serca swego nie damy
Lulajże Jezuniu lulajże lulaj
A Ty Go Matulu w płaczu utulaj.

Korzystam
Korzystam z wszystkich cudów natury
które stworzyłeś swoją myślą Boże
korzystam z zasobów wiedzy
przekazywanych przez trudy pokoleń

Z wiarą przyjmuję i zrozumieniem
twierdzenia i pewniki uczonych
czyż nie z większą ufnością
muszę wyznać wiarę w zbawienie

Obdarzyłeś mnie talentami Panie
i ostrzegłeś przed zakopaniem ich w ziemi
dłużnikiem Twoim się stałem
i tych co odeszli do wieczności

Chcę iść prosto przez życie
płacąc sercem i wiedzą ludzkości
by stanąwszy przed Twoim obliczem
niczyim nie być dłużnikiem.

Droga
Pochyliła kornie ramiona
rozmodlony celnik w kącie świątyni
wierzba płacząca
przysłonięta smukłym cieniem topoli
wspinającej się na palce ku niebu
faryzeusza doczesności
prostą ścieżką między drzewami kroczę
ja grzesznik
Każdy dzień na ścieżce doczesności
zbliża do horyzontu życia
u jej kresu widzę
rozwarte ramiona krzyża
i promieniujące serce Jezusa
nie widzę gór grzechów codziennych
pod skrzydłami anioła skryty
Zamiast laski w mej ręce różaniec
a każde Ave ...
jak mocna podpora
łagodzi cierpienia wędrowca
Jeszcze parę lat kroków
jeszcze wiele krzyżów
i stanę przed Twoim obliczem
na ostatnią spowiedź.

Mój Kościół
W prezbiterium mego Kościoła
Płonie czerwone światło
Zapalona lampka
W tabernakulum serca
Goreje ogniem miłości
I drzwi świątyni
Otwiera bliźnim.
Posilony przaśnym chlebem
Czuję mistyczne zjednoczenie
I Krew Chrystusa krąży w żyłach
Szczęśliwy celnik
Na którym spoczęło oko Pana
I miłość Jego
Wypełniła serce.
Przed oczyma świetlana jasność
Ewangelicznej drogi
I nie muszę wkładać rąk
W Święte Rany Boga
Opromieniony światłem wiary
Wędruję przez ziemię
Ku pełni czasów.

Trzeba się ogołocić
Trzeba się ogołocić
wyzuć z doczesności
by otrzymać ciepłą odzież dla serca
by otrzymać miłość
Trzeba się ogołocić
poddać biczowaniu
by krew budziła wiarę
gdy o suknię los ciągnąć będą
Trzeba się ogołocić
odciąć poły płaszcza
jak Marcin okryć suknem
spotkanego w bliźnim Chrystusa
Trzeba się ogołocić
jak Biedaczyna z Asyżu
wychodząc z domu w włosienicy
by dorównać Franciszkowi
Trzeba się wyzuć z wszystkiego
oddać płaszcz miecz i łuk
Dawidowi w imię miłości
wzorem Jonathasa
Trzeba się wyzuć z grzechów
trzeba się ogołocić
by zaznać pełni Miłości
stojąc oko w oko z Bogiem.

Znalezienie Jezusa
Szukam Cię Jezu
W dwudziestym stuleciu
Szukam jak Józef z Maryją szukali
Na zakurzonych drogach Judei
Szukam na polskiej ziemi
W swoim kraju.

Szukam Cię Jezu
W strudzonym człowieku
Chcę płaszcz podzielić swój
Jak święty Marcin.
W potrzebie odkryć bliźniego.
W nim odnajdę Ciebie.

Pragnę zarzucić ciężar krzyża słodki
Jak święty Krzysztof na swoje ramiona
Znalezionego ponieść ku wieczności.
Znalezionego w domu Ojca,
W Tabernakulum,
Eucharystii Chlebie.

Cena miłości
Ceną miłości Męka Chrystusowa
Pot krwawy w Ogrójcu lany
Biczami grzbiet rozorany
Wbita na głowę korona cierniowa
I berło Króla trzcinowe.
Ceną miłości krzyż Chrystusowy
I Jego święte rany
Gwoźdźmi przebite dłonie i stopy
Tępą włócznią bok rozorany
I śmierć haniebna między łotrami.
Cenę miłości za nas Jezus płacił
By móc oczyścić z grzeszników otchłanie
By na spotkanie twarzą w twarz z Ojcem
Owce wierne poprowadzić
Kiedy po sądzie ciało zmartwychwstanie.
A jaka cena ludzkiej jest miłości
Gdy z Jezusową rzucić ją na szale
Szala opadnie, bo co zwą miłością
Jest pożądaniem, ludzką namiętnością
Z przykazaniami związku nie ma wcale.

Modlitwa w Ogrójcu
Gdy przy stole Twe Ciało
Chlebem życia się stało
A w kielichu miast wina
Krwi Twej Boskiej drobina
Ty powstałeś od stołu
I z uczniami pospołu
Szedłeś złożyć w ofierze
Dopełniając wieczerzę
Ojcu swoje cierpienia
Pośród oliwek cienia
Ty tam pot lałeś krwawy
Gdy dla świata naprawy
Niech Twa wola się stanie
- Ojcuś rzekł Jezu Panie.

Biczowanie
Nikt nie znalazł Twej winy
Chryste Boże Jedyny
Wola Ojca się stanie
Za nas cierpisz o Panie.

Piłat bojąc się świata
W ręce wydał Cię kata
U słupa biczowanie
Za nas cierpisz o Panie.

Lecz nie koniec to męki
Jeszcze dalsze udręki
I na krzyżu skonanie
Za nas cierpisz o Panie
Cierniem koronowanie

Rózgi zsiekły Twe Ciało
Które krwią się zalało
Żołdak z szyderczą miną
Dekoruje Cię trzciną
Ciało płaszczem okrywa
A spód muru obrywa
Ciernie raniąc swe dłonie
I koronę na skronie
Twoje o Jezu wciska
A Krew Święta wytryska.
Spod opuszczonych powiek
Słychać "Oto Człowiek"
Tymi słowy Piłata
Twa niewinność dla świata
Jezu udowodniona
Cierń Twej chwały korona.

Ofiarowanie
Dziś czterdzieści dni mija
Spieszy Józef Maryja
By u świątyni progu
Ofiarę złożyć Bogu
Ubóstwa swego miarą
Gołębi białych parą

Staje Najświętsza Panna
Gdyż Symeon i Anna
Dziecię gdy w ręce wzięli
Chwałę Bożą ujrzeli
Woli Bożej spełnienie
I dla świata zbawienie.

Śmierć św. Piotra
Niosąc brzemię lat
szedł ulicami Rzymu
otwartymi dla Chrystusa
Rybak z Galilei
Rybak dusz ludzkich
szedł świadom owoców
latorośli Chrystusowej
dla następnych tysiącleci
świadom twardości Opoki
fundamentu Kościoła
szedł dokonać żywota
wziąwszy na ramiona
drzewo hańby
wywyższone na Golgocie
drzewo krzyża
zakwitające wiarą
zakwitające nadzieją
zakwitające miłością
rozpiętymi ramionami
błogosławił Miastu i Światu

Róża
Opadło wiele dni
Płatków twego kwiatu
Szkarłatnych jak krew
Palących jak ogień
Cudnych jak miłość
Opadły wszystkie
Został cierń
Kłujący serce.

Anka
Wiele ci chciałem wyznać w uniesieniu
Gdy wiosną pachniały twe dłonie
Gdy głowa ma w drzewa cieniu
Spoczęła na twoim łonie.

Chciałem wyznaniem wiosennym
Upoić zbolałą duszę
Miłości nektarem płomiennym
Przerwać potworne katusze

Wtedy zniknęłaś z życia – kochana
Zamknięta w skrzyni foremnej
Otoczona zimną ciemnością…

I znowu dzisiaj zginam kolana
Gdyż z twej świątyni zimnej
Tchnie zimną doskonałością.

Nokturn
Padają cicho liście z drzew
Na skrzydłach wiatru płyną
A razem z nimi płynie śpiew
O śmierci życia krainą.

Tęsknym nokturnem wietrzyk łka
I śmierci zew roznosi
A zew ten w piersi bólem gra
I łzami oczy rosi.

Łzy nie pomogą ci kochana
Świat śmiechem je osuszy
I miłość zginie zapomniana
W zakątkach ludzkiej duszy.

Martwa natura
Patrzę przed siebie
Wielka kolorowa plama
Martwa natura
Taca, owoc, kielich i kwiat
Sok gorycz i dobre słowo

Piję kielich do dna
To trucizna
Więdnie kwiat
Szkło ściera się z metalem
Leżę na ziemi
Przykryty ludzkim żalem
By kiedyś odżyć na nowo.

Góralu, czy Ci nie żal...
(Ojcu Świętemu, 22 października 1978 r.)

Kiedy po górach swoich ukochanych
Kroczyłeś pośród ukwieconych hal
Czy pomyślałeś iż je rzucisz kiedyś ?
- Góralu, czy Ci nie żal ?
-
Kiedy dym biały ponad Watykanem
Błądził wśród niebios powietrznych fal
O czym myślałeś w Bogu rozkochany ?
- Góralu, czy Ci nie żal ?
-
Kiedy papieski strój już przywdziałeś
Odbiegły myśli Twe na północ w dal
Serce wyborem tym uradowane, ale...
- Góralu, czy Ci nie żal.
-
I myśli swoje do Boga zwróciłeś
A Bóg przesłonił Ci widoki hal
Pastwiska Swoje przed Tobą otworzył
Góralu, już Ci nie żal
- nie żal.

Kocham kwiaty
Mojej Mamie

Kocham kwiaty
na kobiercu łąk rozesłane
haftowane pastelami
ręką Stwórcy
i rozrzucone nocą pękami gwiazd
kaczeńce
kocham kwiaty
ręką dziecka ściśnięte
fiołki i chabry
połączone w wianek
szeptanymi życzeniami
kocham wszystkie kwiaty
twój owoc
kocham Ciebie
kwiat mego życia.

Matka
Ona mi pierwsza pokazała Boga,
gdy ręką małą na czole kreśliła
znak krzyża
gdy nauczyła wołać do Anioła,
by w każdej życia chwili
mnie pilnował,
Ona mi pierwsza, przekazała wiarę,
gdy woda chrztu skropiła mą głowę
Ona wyrzekła się za mnie szatana,
słowami „Credo” oddała mnie Tobie.
Ona mi w pięknie świata pokazała,
żem jest stworzenie marne
wśród wielkości Boga,
Ona mi pierwsza przykładem wskazała
kędy do nieba ciągnie się droga
Że dziś nie straszne mi grzechów rozdroże
za miłość Matki
dzięki Ci o Boże.

Pozdrowienie Anielskie
W ciemności nocy świat spowity wtem Anioł stanął w blaskach dnia
W kornym ukłonie pochylony obok milczący klęczę ja.

Bądź pozdrowiona łaski pełna Posłaniec mówi Boga
Z nim usta moje szepczą bądź pozdrowiona Matko droga.

Błogosławieństwo Pana z Tobą Tyś pierwsza między niewiastami
Przed Synem Twoim Panno Święta Ty zawsze wstawiaj się za nami.

Bóg Ciebie Matką wybrał Syna i Duch osłonił łono Twoje
Przez macierzyństwo tak posłuszne rozlewasz na świat łaski zdroje.

Przez pośrednictwo Twoje Matko prośby zanoszę z Aniołami
Módl się za nami Bogarodzico a Syn zmiłuje się nad nami.

Apel Jasnogórski
Radośnie dźwięczą dzisiaj serca dzwonów
I głosy trąb uderzyły w niebo
Wokół ołtarza lud Twój zgromadzony
Tobie Maryi Matce Apel śpiewa
Jesteśmy z Tobą Jasnogórska Pani
Królowo Polski, my Twoi poddani.
Po całej Polsce Apel się rozlega
O tej wieczornej Maryjnej godzinie
Pamięć o Matce naszej i Królowej
W narodzie polskim nigdy nie zaginie
My pamiętamy Jasnogórska Pani
Królowo Polski, my Twoi poddani.
Czuwasz nad losem Swojego Królestwa
Twój Święty Obraz nowe nasze Godło
Wiedzie nas ono pośród burz zawieruch
Nadziei naszej nigdy nie zawiodło
I my czuwamy Jasnogórska Pani
Królowo Polski, my Twoi poddani.

Credo
Wierzę o Panie, żeś Ty Bóg na niebie
Że nie opuścisz człowieka w potrzebie
A Imię Twoje przebłogosławione
Po wszystkie wieki będzie pochwalone.
Wierzę, żeś Syna Twojego ramiona
Rozpiął nad ziemią by była zbawiona
Zranione Jego ręce bok i serce
Otwiera niebo ludzkiej poniewierce.
Wierzę w istnienie Najświętszego Ducha
Obecność Jego to moja otucha
On łaski Twoje rozsiewa nad światem
Czyniąc bliźniego w Bogu moim bratem.
Wierzę, że Jezus przez swe Zmartwychwstanie
Otworzył niebo oczyścił otchłanie
I ze świętymi Kościoła pospołu
Zasiada wokół Twego Boże stołu.
A nam odpuszcza wszystkie ziemskie grzechy
I wciąż radosnej udziela pociechy
Wierzę ja grzesznik że gdy sąd nastanie
Ciało na wieczność me z martwych powstanie.

Wierzę...
Okiem Mędrca
uzbrojonym w szkiełko
chcę przeniknąć duszę
nieprzeniknioną
Nie widzę nic
Nie widzę jasności Chrystusa
zamkniętej w okruchu chleba
Nie mogę dotknąć
życia wiecznego
zapatrzony w mogiły
iluminowane świecami
Nie mogę przeniknąć
muru tajemnic wiary
Lecz wierzę Tobie
Jesteś, który Jesteś.

Modlitwa
Mnie nie przeraża boleść krew pożoga
ja wierzę w Boga
Nie straszny dla mnie głód, szczęki oręża
mój Pan zwycięża
Widzę Twe ręce na krzyż uniesione
niebios koronę
Przez gwałt, nieprawość, co godność poniża
dostąp mi krzyża
Poprzez ofiarę, niedole, pacierze
utwierdź mnie w wierze
Poprzez Mszy świętej współofiarowanie
wybaw mnie, Panie

Wśród cierpień ludzkich, niesprawiedliwości,
zlej zdrój miłości

A kiedy życia ziemskiego nie stanie
daj zmartwychwstanie.

Zmartwychwstanie
Szły niewiasty dnia trzeciego
Szły do grobu Pańskiego
Szły namaścić Boże Ciało
Które w grobie  leżało
Całą drogę się martwiły
Czy dość będą miały siły
By ciężki kamień pokonać
I przepis Prawa wykonać
Gdy zastały grób pusty
Całunu skrwawione chusty
Wtedy wreszcie zrozumiały
Iż  dzień to jest Bożej chwały
Tak powstał z grobu Bóg żywy
Aby mógł człowiek szczęśliwy
Gdy już czas jego nastanie
Przeżyć własne  zmartwychwstanie.

Wniebowstąpienie
Ziemską misję zakończył
Znowu z Ojcem się złączył
Ale wróci na ziemię
By sądzić ludzkie plemię.

Uczniowie u stóp góry
Patrzyli jak go chmury
Pierzaste zakrywają
Od świata oddalają.

I myśleli strwożeni
Co dalej będzie z nimi
A On uchylił nieba
Dla żądnych Jego Chleba.

Zesłanie Ducha Świętego
W Wieczernikowej sali
Na spełnienie czekali
Obietnicy wzmocnienia
I Duchem wypełnienia.

Nagle szum wielki powstał
I każdy z nich dar dostał
Gdy ogniste świetliki
Rozwiązały  języki

I wszyscy ich słuchali
W wielkim zdumieniu trwali
Bo wszystko zrozumieli
Dary Ducha przyjęli

Nam też przez bierzmowanie
Dajesz dary Twe Panie
Dary Ducha Świętego
Dla zbawienia naszego.

Wniebowzięcie NMP
Matko, któraś cierpiała katusze
Gdy raniły miecze Twoją duszę
Gdyś Jezusa w stajni porodziła
I pustynię z Dzieciątkiem przebyła
Zgubionego w świątyni szukała
I pod krzyżem cała we łzach  stała

Matko, która kierowałaś Synem
Gdy zastąpił wodę w Kanie  winem
Któraś wiernie przy Jezusie stała
Tobie niebios należy się chwała
Ciebie z ciałem przyjął Syn Jedyny
Bo przez Ciebie mógł odkupić winy.

Ukoronowanie NMP
Matko Boga Żywego
Tyś przez Syna Twojego
Niebios całych Królową
Boś koronę cierniową
Razem z Synem nosiła
Pierś Ci boleść przeszyła

Matko Boga żywego
Tyś przez Syna Twojego
Ziemi całej Królową
Boś koronę cierniową
Razem z Synem nosiła
Pierś Ci boleść przeszyła.

Matko Boga Żywego
Tyś przez Syna Twojego
Całej Polski Królową
Boś koronę cierniową
Razem z Synem nosiła
Pierś Ci boleść przeszyła.

Cierniem koronowanie
Rózgi zsiekły Twe Ciało
Które krwią się zalało
Żołdak z szyderczą miną
Dekoruje Cię trzciną
Ciało płaszczem okrywa
A spód muru obrywa
Ciernie raniąc swe dłonie
I koronę na skronie
Twoje o Jezu wciska
A Krew Święta wytryska.
Spod opuszczonych powiek
Słychać "Oto Człowiek"
Tymi słowy Piłata
Twa  niewinność dla świata
Jezu udowodniona
Cierń Twej chwały korona.

Zwiastowanie
Maryjo bądź pozdrowiona
Rzekł Anioł pośrodku nocy
Dla Jezusa z Boga  mocy
Swojego użyczysz łona.

Jak się to dokonać może
Nie znam męża  Pośle z nieba
Ale zgoda gdy tak trzeba
Dziej się wola Twoja Boże.

Duch osłoni łono Twoje
I moc Najwyższego sprawi
Że Syn  Twój ludzkość wybawi
Otworzy niebios podwoje.

Nawiedzenie
Cóż to mi, że Matka Pana
Święta i Niepokalana
Nawiedza mój dom ubogi
Wnosząc w nędzne jego progi
Radość świata odkupienia
Radość wiecznego zbawienia.

O Matko błogosławiona
Przyjęłaś do Swego łona
Dziecię  Ojca Najwyższego
Syna Jednorodzonego
Łaską Twego nawiedzenia
Doczekałam się spełnienia.

Chleb
Rzucać ziarno, które będzie chlebem
Na przeryte ostrym pługiem pole
Strugi potu wylane w mozole
Pod bezchmurnym Twoim Panie niebem.

                Czekać czasu, kiedy źdźbło zielone
                Pozłacanym ziarnem się wykłosi
                Kiedy deszczyk czerwcowy je zrosi
                Zmyje z kłosów potu krople słone.

A gdy wreszcie czas żniwa nastanie
Gdy pod kosą gęsto zboże pada
Wiąże snopy wesoła gromada
Dziękczynienie racz przyjąć o Panie.

                Nie zabraknie powszedniego chleba
                Gdy do odrzwi ubogi zapuka
                W tym się przecież zasadza nauka
                O najprostszej drodze do nieba.

Czy pamiętasz jak nad jeziorem
Przez Jezusa bochnów chleba parę
Nasyciło i przyniosło wiarę
Spełnioną w Czwartek Wielki wieczorem.

Słowa
Słowo, zaklęta myśl czarownika
Wyzwolona przez usta
Przebrzmiewająca w czasie

Słowo dobre chleb pierwszego wypieku
Smak jesieni na ustach
I sytość natury

Słowo złe, cierpki owoc gniewu
Czarna zaraza
Dławiąca krtań duszy

Słowo honoru fundament Ojczyzny
Związany krwią
Użyźniającą ziemię

Słowo hańby dźwięk judaszowych srebrników
Jak pokrętny bluszcz
Omotający sprawiedliwość 

Słowo ważkie kula u nóg galernika
Pocisk skierowany w serce
Zabijający niepokój

Słowo lekkie kobieta tańcząca na wietrze
Przelotny motyl
Piękność bezużyteczna

Słowo pokoju spływający z nieba gołąb
Niosący w dziobie
Zieleń nieśmiertelności

Słowa, słowa, układające się w zdania
Mogące zabić
Lub dać życie.

Noc
Niesamowity malarz olbrzymów
przykrył zasłoną srebrnych łez
rzeczywistość
ponure twarze drzew
wykrzywione szyderstwem
chwiały się laurem swych liści
śpiewając swą pieśń wznosił głowę
srebrnołysy  księżyc
kochanek kochanków.

Rozstanie
I maj przestał być majem
I dzień w nocy utonął
A wiatr kołami pociągu
Uwoził me szczęście
I słońce zgubiło swój uśmiech.

Kochankowie
Rozpalone czoło ulicznej lampy
chłodzone pocałunkiem kochanków
wiosennego wiatru i deszczu
kołysało się skłębioną myślą…

Mokry oddech spływających kropli
zasychał wśród porywu wichru
śpiewającego miłosną pieśń swej gwieździe
zawieszonej tuż nad ziemią

Ona najmniejsza z gwiazd
czekała niespokojna wyniku walki
płonąc białym blaskiem miłości
gasnącej o świcie.

Szukam
W tłumie codzienności szukam śladów
w twarzach kobiet obleczonych uśmiechem
szukam oczyma ślepca
szukam śladów pierwszej miłości
nie widzę twojej twarzy
w rozmazanych twarzach
współczesnych Julii
choć czuje drżenie twych rąk
i twój gorący oddech na moich ustach
nie pamiętam nic
nie wiem nawet czy cię kochałem.

List
Wiatr targa gałęzie sosen
wołasz mnie cicho
płacząca trawa
na granacie błękitu zawieszona

Księżyc pędzi swe stado
na kształt słowa kocham
złożone ułudą

Wszystko ma koniec
I noc i życie
I list
Trwa miłość.

Marzenie
Na kominku księżyc płonie
Na twej twarzy gwiazdy dwie…
Zamknął w rękach białe dłonie
O czym marzą? Któż to wie ?

Może nocką księżycową
Wypływają Mleczną Drogą
Pogubiły się w kosmosie
I odnaleźć się nie mogą?

A księżyc się nie odważy
By je ukraść z twojej twarzy.

Sen
Śniło mi się
że wiosna
zieleń
niebo błękitne
las
oczy czarne
że mnie kochasz

obudziłem się
wokół tylko noc
i samotność.

Zima
Zapadł zmierzch
było ciemno
noc…
aż nastąpił dzień
zwykły
jak wiele innych
lecz nowy

Gdy otworzyłem oczy
wokół było biało
jak wśród kwitnących drzew
spadł pierwszy śnieg

Agonia
Dwa niewysokie pagórki
hańbione dotykiem
stygną
niegdyś prężne
zielenią uczuć
opadły
w tragicznym finale.

Majaki
Na owalu twarzy gwiazdy
i dwa zielone księżyce świecą
wśród złotych loków
pachnie pszenica
szumi na wietrze

patrzę w twe oczy
płonie w nich morze uczucia
zielone
i zaklęte w spojrzenie
sto wichrów

chcę cię dotknąć
wyczuć
znikasz
spowita biała mgłą łez
zwykła ułuda.

Jesień
Padają cicho liście z drzew
Na skrzydłach wiatru płyną
A z łzami z oczu płynie śpiew
O śmierci życia krainą

Łzy nie pomogą ci kochana
Świat śmiechem je osuszy
I miłość zginie zapomniana
W zakątkach ludzkiej duszy.

TAGI: