Ks. Tischner o góralach

ks. Józef Tischner

publikacja 17.09.2012 07:24

Górale popełniają takie same grzechy jak wszyscy inni. Powiedziałbym: może nawet robią to z większą wprawą.

W pieśni góralskiej wyraża się pewien rytm życia – życia, które jest pulsowaniem, posiada swoje ekspresje, nie dające się ująć w system HENRYK PRZONDZIONO/GN W pieśni góralskiej wyraża się pewien rytm życia – życia, które jest pulsowaniem, posiada swoje ekspresje, nie dające się ująć w system
Ująć życie w system znaczyłoby unieruchomić je. Natomiast wyrazić życie znaczy– zgodzić się na to, że jedyne w swoim rodzaju, unikalne przeżycie można oddać jedynie tekstem, słowem pieśni, tańcem, muzyką

Ale jest tam jeszcze trochę wartości, których gdzie indziej nie ma. Oprócz tych grzechów jest jeszcze jakiś ogromny kawał prawdy o człowieku: o jego losie, o jego dramacie i o tym, że honor to jest ważna rzecz. (Wieczór z Alicją)

W (...) zespole góralskim było dwóch chłopaków, którzy kochali się w tej samej dziewczynie. Wszyscy o tym wiedzieli. Ona wyszła za mąż za jednego z nich. Chłopcy byli kolegami, więc się nie pobili, a całą sytuację „uratowała” estetyka. Narzeczony poprosił tego drugiego o drużbowanie. Jest zwyczaj, że przed oczepinami drużba śpiewa pannie młodej piosenkę na pożegnanie. Wszyscy czekali, co ten „odrzucony” jej zaśpiewa. I on wtedy zaśpiewał na taką bardzo „rozległą” nutę: „Wszyscy ci tu życzą to i owo, / ja ci tylko powiem, ja ci ino powiem /– bywaj zdrowo!”.

W tym śpiewie był dramatyzm, jakiego może nigdy jeszcze nie słyszałem. Wszyscy na zawsze chyba zapamiętali tę scenę. Tamci troje dali się wciągnąć najpiękniejszej estetyce. Etyka poszła jak gdyby za nią. (Przekonać Pana Boga, str. 154)

W pieśni góralskiej wyraża się pewien rytm życia – życia, które jest pulsowaniem, posiada swoje ekspresje, nie dające się ująć w system. Ująć życie w system znaczyłoby unieruchomić je. Natomiast wyrazić życie znaczy– zgodzić się na to, że jedyne w swoim rodzaju, unikalne przeżycie można oddać jedynie tekstem, słowem pieśni, tańcem, muzyką. Pieśń góralska jest tego typu ekspresją i jest to jedna z jej największych wartości. Kierkegaard powiedział, że żyjemy „aforystycznie”. Myślę, że kultura ludowa wyraża właśnie ten „aforystyczny” sposób bycia. (Spotkanie, str. 23)

Specyfiką Podhala jest (...) mieszanina wielu wpływów, obecność rozmaitych grup osadników. To, co może łączyć tych wszystkich ludzi, to nie rasa, lecz kultura, która powstała w wyniku połączenia tych różnych elementów. (...) Kultura góralska tworzyła się w dialogu, w otwarciu na różne wpływy, oparta była na uznaniu różnic. I to jest o wiele ważniejsze niż przebrzmiałe elementy rasizmu. Paradoksalnie, to właśnie pozwala tej kulturze odróżnić się od pozostałych. (Spotkanie, str. 30)

Wiara w bliskość Boga jest tu bardzo silna. I jest to wiara zakorzeniona w dosłownym rozumieniu Biblii. Gniew Boga nie jest metaforą. Tego gniewu trzeba się bać. Z drugiej strony włos z głowy nie spada bez woli Bożej, dlatego zbójnicy, gdy uciekali z łupem, a pościgsię zbliżał, śpiewali:  „Boze nas, Boze nas, nie opuscaj nas, bo jak nas opuścis, to juz będzie po nas”... W tej pieśni jest jeszcze jedna rzecz charakterystyczna dla religijności podhalańskiej: poczucie godności, świadomość jakiejś wyjątkowości – no, jesteśmy dranie, ale świat bez nas by się zastoł... (Przekonać Pana Boga, str. 13)

Życie w mieście przygotowuje człowiekowi mnóstwo szpilek, żeby mógł zapomnieć o wielkim gwoździu, jakim jest śmierć, która nieuchronnie nadchodzi. A na wsi nikt się małymi szpilkami nie przejmuje. Natomiast gdy przychodzi tragedia, to bywa bezbrzeżna. Niczym w dramacie greckim. Z takich doświadczeń wyrasta pewien typ wiary, poważniejszy niż wiara łatwych pocieszeń. Jest to wiara nierozłącznie związana z tragizmem ludzkiego losu. (Spotkanie, str. 27)

Ładunek melancholii na Podhalu jest ogromny. Jest obecny wszędzie– w muzyce, malarstwie, w obyczaju. Ale jest to melancholia, którą się przebija poczuciem rzeczywistości. U Kierkeegarda melancholię przebija się rozpaczą. Boli cię palec? Utnij rękę. Większy ból zabija mniejszy. Na Podhalu jest inaczej. Melancholia ma tu swój rytuał. Weźmy na przykład góralskie wesele. Ono w zasadzie kończy się melancholią: są oczepiny, zdjęcie wianka, zakładanie chusty... no i koniec, coś umarło. A potem jest powrót do rzeczywistości. (Spotkanie, str. 28)

Religijność ludowa przepojona jest poczuciem służby życiu. Każdy dzień, każdy obowiązek, cała powszednia codzienność to służba życiu, które jest darem. (...) Fenomen życia jako zwycięstwo nad pustką! (Przekonać Pana Boga, str. 15)

Należę do tych, których dzieciństwo i młodość upłynęły na wsi i którzy nigdy nie zerwali nici wiążących ich ze wsią. Wzorem ludzkiej mądrości są dla mnie ludzie żyjący w pobliżu Boga i natury – prości, zdecydowani, trochę nieufni, ale też niekłamliwi. Rodzice moi byli nauczycielami na wsi, ale dziadkowie uprawiali ziemię – jedni nad Popradem, drudzy nad Białką u stóp Tatr. Znam dobrze wady wsi, jej ograniczenia i kompleksy. Ale wiem również, że wieś jest miejscem głębokiej wiary i mocnego patriotyzmu. (...) To nieprawda, że na wsi mieszkają sami pazerni egoiści. Nieprawda, że jej jedynym pragnieniem politycznym jest wzięcie odwetu za wczorajsze krzywdy. To nieprawda, że dzieli ona ludzi na obrzezanych i ochrzczonych. Nieprawdą jest również, że dla ocalenia kartofli gotowa jest obalić rząd. (Czyżby „hańba domowa”?)

W Jurgowie spędziłem dużą część dzieciństwa. Tam były konie, krowy, były owce do wypasania. Tam się nauczyłem góralskiej mowy i obyczaju. (...) Wychowałem się w tradycji mojego dziadka, który był człowiekiem niezwykłym. Trudno powiedzieć, na czym to polegało, ale był dla mnie ważnym wzorem. Miał w sobie wielki spokój, dystans do świata, umiejętność rozumienia ludzi. (...) Między babką a nim nieprzerwanie toczyła się cicha walka o czytanie gazet. Czytał dużo, a jak czytał, to nic nie robił. Babka mu za to ciągle ciosała kołki na głowie. (Między Panem a Plebanem, str. 12–14)

Rodzice byli nauczycielami. Kiedy się urodziłem, mieszkali w Tylmanowej nad Dunajcem, potem była Łopuszna, w czasie okupacji – Rogoźnik, trochę Raba Wyżna, a po wojnie z powrotem Łopuszna. I tak wędrowałem tamtejszym krajobrazem. (...) Łopuszna ma dwa takie elementy, które wiążą Podhale ze światem kultury. Jest kościół, mniej więcej z XVI wieku, i jest dworek Tetmajerów (...), [gdzie] swój Dziennik podróży do Tatrów pisał Goszczyński. W ogóle Łopuszna jest wsią dość specyficzną, znaną między innymi z tego, że zimowali tam kiedyś konfederaci barscy. Jeszcze do dnia dzisiejszego starzy ludzie powtarzają takie powiedzenie: „chowajcie dziewcęta, bo konfederaci idom”. (...) Stosunkowo biedna wieś podhalańska zdołała wytworzyć w ciągu ostatnich wieków kulturę, która z ogromnym powodzeniem opiera się dzisiaj jeszcze zalewowi kultury wielkomiejskiej, kultury masowej. I myślę, że szczególnie muzyka jest tu interesująca, bo jest ona syntezą wielu wpływów: węgierskich, rumuńskich, słowackich, polskich. Ona tam jest niezwykle uniwersalna, nie mówiąc o tym, że niemal w każdej wsi mieszkali przed wojną Żydzi i Cyganie. (Zapiski ze współczesności)

Nie twierdzę, że wszystkie prawdy na tym Bożym świecie muszą być pisane po góralsku, ale jeśli czegoś nie dało się przełożyć [na góralski], to jest wysoce prawdopodobne, że nie była to prawda. Język, w ostatecznym rozrachunku, jest pewnym sposobem widzenia świata i widzenia ludzi. (...) W słowach, w układzie zdań są zmagazynowane doświadczenia. Użycie języka jest jednocześnie uruchomieniem tych doświadczeń. (Gdzie my są...)

Ks. Tischner o góralach   Wydawnictwo Znak Jeśli idzie o górali, to ja nie znam rozmowy, która by nie miała wydźwięku dowcipnego. Najbardziej nawet poważne rozmowy mają w sobie motyw dowcipu, przekory. W ogóle jest rzeczą niekulturalną rozmawiać, nie wprowadzając w tę rozmowę humoru. (...) Ja bym powiedział, że dowcip wyzwala naszą codzienność od presji– a dzisiaj jest taka presja, że jak się nie będziemy dożynać, to nie będziemy istnieć. A tam się ludzie nie dożynają. To także widać w kościele. Z moich doświadczeń wynika, że to jest jedno z nielicznych miejsc, w których kościół jest nastrojony pozytywnie, radośnie. (...) Religia jest po to, aby człowieka wyzwalała, a nie zniewalała, pakowała w jakieś dodatkowe pudła. Człowiek, wychodząc z kościoła, ma mieć lekki chód. I uśmiech, dowcip temu służą. (Gdzie my są...)

***

Powyższy tekst jest fragmentem książki Alfabet Tischnera, która właśnie ukazała się nakładem wydawnictwa Znak. Tytuł artykułu pochodzi od redakcji.