Urodzaj i klęska superprodukcji

Edward Kabiesz

GN 42/2012 |

publikacja 18.10.2012 00:15

„Bitwa pod Wiedniem” dowodzi, że dzisiaj nie tylko w Polsce trudno nakręcić historyczną superprodukcję. Jednak w swoim czasie powstało kilka, i to całkiem udanych.

Urodzaj i klęska  superprodukcji iti

Kiedy? W czasach PRL-u. Trudno oczywiście porównywać warunki, w jakich kręcono filmowe supergiganty w tamtych czasach, ze współczesnymi. Jednak o sukcesie każdego przedsięwzięcia stanowiły i stanowią dwa czynniki. Scenariusz i budżet. W PRL-u ze scenariuszami nie było najlepiej. Z budżetem, wbrew ekonomicznym ograniczeniom, można było sobie poradzić. Dzisiaj brak zarówno dobrych scenariuszy, jak i budżetu, czego dowodem chociażby porażka „1920. Bitwy Warszawskiej” Jerzego Hoffmana. A przecież reżyser wielokrotnie udowodnił, że potrafi kręcić filmy historyczne z umiejętnie zrealizowanymi scenami batalistycznymi. Gatunek ten w PRL-u zdominowało kilku twórców. Ich filmy do dzisiaj zajmują czołowe miejsce na liście polskich hitów wszech czasów. Po 1989 roku do listy najbardziej kasowych filmów doszło kilka innych, ale nie zmieniły się nazwiska reżyserów.

Rocznicowi „Krzyżacy”

Mało kto wie, że pierwszym polskim filmem pokazanym w telewizji był film historyczny. Telewizyjna premiera „Barbary Radziwiłłówny” Józefa Lejtesa miała miejsce na kilka dni przed II wojną światową. 20 lat później przystąpiono do realizacji pierwszego polskiego supergiganta. Byli to „Krzyżacy” Aleksandra Forda. Film, który został zrealizowany na zlecenie władz państwowych, od lat zajmuje pierwsze miejsce na liście polskich hitów. Miał upamiętniać 550. rocznicę bitwy pod Grunwaldem i przypominać o zagrożeniu ze strony Niemiec. „W tym czasie Gomułka straszył Polaków kanclerzem niemieckim Adenauerem i taki film miał być odpowiedzią na roszczenia niemieckich imperialistów i agentów wobec polskich ziem zachodnich” – mówił Jerzy Stefan Starzyński, scenarzysta „Krzyżaków”. Film powstał w rekordowo krótkim czasie, a w jego realizacji wykorzystano całe zaplecze produkcyjne ówczesnej polskiej kinematografii. Specjalnie dla jego potrzeb zaprojektowano 18 tys. kostiumów, w scenach zbiorowych występowało nieraz ponad tysiąc statystów i kilkaset koni. Na kilka dni odcięto od elektryczności mieszkańców Tczewa, usuwając słup wysokiego napięcia na grunwaldzkim wzgórzu, by nie przeszkadzał w zdjęciach. W okolicach Starogardu Gdańskiego wybudowano miasteczko filmowe, w którym na stałe przebywało 1000 osób i 350 koni. Film podobno kosztował 32 mln zł, ale tak naprawdę trudno oszacować jego realny koszt. Trudności produkcyjne Ford załatwiał dzięki swoim koneksjom. „Aleksander Ford rozmawiał bezceremonialnie z notablami z najwyższej półki. Podnosił słuchawkę i mówił na przykład do przewodniczącego Rady Państwa, Aleksandra Zawadzkiego: Olek? Tu Olek. Jakiś twój generał nie chce mi dać wojska na plan. Czy wam to wojsko jest potrzebne?” – wspomina Jerzy Hoffman w książce Stanisława Zawiślańskiego „Filmy, wojny i rozróby”. – „I za chwilę generał był ustawiony na baczność, sprawa była załatwiana”. Do sal kinowych dzięki propagandzie ściągały całe wycieczki ze wsi i miasteczek. Obejrzała go cała Polska. Miał więcej widzów, niż wynosiła ludność Polski w momencie jego produkcji. Do dzisiaj imponuje sprawnością realizatorską i znakomicie nakręconymi scenami batalistycznymi.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.