Wyjście z mroku

Hanna Karolak

publikacja 09.11.2012 10:17

Spektakl Neila LaBute „W mrocznym domu” na scenie Teatru Narodowego jest wstrząsającym obrazem niszczycielskiej siły deprawacji.

 Pokrywający scenę symboliczny żwir, raniąc stopy, sprawia ból, który nie mija Andrzej Karolak Pokrywający scenę symboliczny żwir, raniąc stopy, sprawia ból, który nie mija

Od pierwszej do ostatniej chwili śledzimy w napięciu dramatyczne relacje dwóch braci i skrywaną dotąd toksyczną tajemnicę ich dzieciństwa.

Drew, notoryczny kłamca, posiadacz kancelarii prawnej i kochającej rodziny, i Terry, zarabiający na życie jako ochroniarz, uciekający od świata i ludzi. Ale gdy Drew znajdzie się w opałach po spowodowanym wypadku samochodowym, poprosi brata o złożenie zeznań, które uwolnią go od konsekwencji. Musi więc odkryć tajemnicę traumy, jaką przeżył w dzieciństwie, a która zaważyła na jego systemie emocjonalnym.

Molestowanie seksualne, przed którym jako dziecko nie mógł się bronić, czyni go w naszych oczach ofiarą. Ale nic tu nie jest ostateczne. Przed nami jeszcze tajemnica starszego brata.

Katowany przez ojca-sadystę, traktowany jak śmieć, wreszcie wtrącony do więzienia, ulega praktykom cynicznego dewianta, traktując je jako mniejsze zło. W rezultacie jeden i drugi musi sobie zadać pytanie, kim jest.

Wszystko jest w tej sztuce wieloznaczne, ale jedno nie ulega wątpliwości – zło wyrządzone dziecku jest nieodwracalne.

Grzegorz Małecki jako Terry daje koncert gry. Nie ustępuje mu Marcin Przybylski w roli Drewa. Dynamiczna Milena Suszyńska stara się z powodzeniem dorównać starszym kolegom.

Atuty tekstu i aktorów wykorzystała w pełni reżyser Grażyna Kania.