Bez litości

Edward Kabiesz

GN 46/2012 |

publikacja 15.11.2012 00:15

Michael Haneke nie ma litości ani dla bohaterów swoich filmów, ani dla widza, który po wyjściu z kina zadaje sobie pytanie, ile jest miłości w „Miłości”.

Bez litości gutek film

Michael Haneke podejmuje w swojej twórczości tematy ważne. Ważne dla niego i ważne dla każdego widza. Idzie pod prąd popkulturowemu nurtowi współczesnego świata, nie stosuje taryfy ulgowej, wystawiając wrażliwość widza na doświadczenia często ekstremalne. Myślę, że podczas oglądania jego najnowszego filmu, okrzykniętego przez wielu arcydziełem, niejeden z widzów odczuwał dyskomfort. I zadawał sobie pytanie, kiedy seans się skończy. Nie dlatego, że brakowało mu tak nieodzownej w dzisiejszych filmach akcji. Raczej dlatego, że cierpienie i śmierć zostały przedstawione w sposób wyjątkowo drastyczny. Nie w warstwie obrazowej, bo na ekranie, wnikając w intymność swoich bohaterów, reżyser pokazuje tylko to, co konieczne, ale emocjonalnej i duchowej, egzystencjalnej. Miejscami mamy wrażenie, że twórca zamienił się w entomologa dokonującego bezlitosnej wiwisekcji na przedmiocie swoich badań. Tyle że w tym wypadku zajął się ludźmi.

Temat dla każdego

Tematem „Miłości” jest śmierć i umieranie, czyli problem, z którym wcześniej czy później będzie musiał się zmierzyć każdy z nas. Nie chodzi o śmierć nas samych, ale naszych bliskich, ludzi, których kochamy. Zapowiadają go już pierwsze sceny filmu, kiedy w zamkniętym mieszkaniu znaleziona zostaje zmarła kobieta. Następnie cofamy się w czasie. Bohaterami opowieści są Georges i Anna, para małżonków w podeszłym już wieku. Przeżyli ze sobą wiele lat. Poznajemy ich w czasie koncertu w filharmonii, kiedy na scenie występuje jeden z uczniów Anny, która uczyła go gry na fortepianie. Koncerty zresztą są dla małżonków ważnym elementem wspólnego życia. Ich córka mieszka za granicą, od czasu do czasu odwiedza rodziców. Wydaje się, że są kochającym się małżeństwem, ale o ich przeszłości właściwie nic nie wiemy. Reżyser przedstawia, a właściwie, można by powiedzieć, dokumentuje życie starszej pary, składające się z codziennej krzątaniny, wspólnych posiłków i banalnych rozmów. Robi to z precyzją dokumentalisty. Podobnie z chłodną precyzją relacjonuje wydarzenia, jakie stały się udziałem bohaterów z chwilą wylewu, którego niespodziewanie doznała Anna.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.