publikacja 06.12.2012 00:15
Oprawca właśnie dogonił Łucję i wbił sztylet w jej pierś. To ostatni z wielu ciosów, jakie zadali jej prześladowcy. Święta za chwilę będzie gotowa na śmierć, zdąży bowiem jeszcze przyjąć Komunię, ostatni raz w swym życiu.
Paolo Caliari, zwany Veronese „Komunia św. Łucji”, olej na płótnie, ok. 1582, National Gallery of Art, Waszyngton
Łucja była chrześcijanką, żyła na przełomie III i IV w. w Syrakuzach na Sycylii. Padła ofiarą prześladowań w czasach cesarza Dioklecjana w 304 roku.
Jej męczeństwo było często przedstawiane na obrazach malarzy katolickich w okresie kontrreformacji. Pozwalało bowiem na podkreślenie znaczenia sakramentu pokuty i pojednania, kwestionowanego przez protestantów.
Nie jest to więc przypadek, że na pierwszym planie widzimy przyjmowanie przez męczennicę Komunii. W tle z lewej strony artysta namalował zaprzęg wołów. Ma to nam przypomnieć cierpienia, jakim została poddana święta przed egzekucją.
Namiestnik cesarski Paschazjusz postanowił skazać ją na pohańbienie w domu publicznym. Łucja tak bardzo się opierała przed zaciągnięciem w to miejsce, że Paschazjusz musiał nakazać, by przywiązano ją właśnie do zaprzęgu wołów. Nawet one nie zdołały jednak złamać oporu świętej.
Na pierwszym planie kompozycję obrazu zamyka z lewej strony fragment profilu kobiety. Nie wiadomo, kim jest ta osoba. Historycy sztuki podejrzewają, że może to być Eutychia, matka świętej Łucji. Pełni ona funkcję swoistego narratora – stojąc z boku, opowiada nam o męczeństwie Łucji i jej zbawieniu, którego znakiem jest przyjęcie Komunii z rąk księdza.
Kapłan w miejscu egzekucji pojawił się za sprawą cudu.
Obraz został namalowany dla kościoła Santa Croce w miejscowości Belluno.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.