Od scholi do Fryderyka

Szymon Babuchowski

GN 51/2012 |

publikacja 20.12.2012 00:15

Chór Puellae Orantes zaczynał jako zwykła, parafialna schola. Dziś zdobywa nagrody w najbardziej prestiżowych światowych konkursach.

Aleksandra Topor, dyrektor artystyczny chóru, oraz ks. Władysław Pachota, jego założyciel i dyrygent, prezentują statuetkę Fryderyka zdobytą przez chór henryk przondziono Aleksandra Topor, dyrektor artystyczny chóru, oraz ks. Władysław Pachota, jego założyciel i dyrygent, prezentują statuetkę Fryderyka zdobytą przez chór

To zwykła rozśpiewka, a nas przechodzą ciarki. Trudno uwierzyć, że z tych delikatnych dziewcząt wydobywają się tak potężne głosy. Nawet śmieszna piosenka o wróbelku Walerku, który „wciąż śpiewa swe trele”, zaczyna brzmieć poważnie, gdy śpiewa ją chór taki jak ten. A co dopiero, gdy przyjdzie czas na któryś z utworów z ostatniej płyty „Ave Maria”, najtrudniejszej w dorobku Puellae Orantes. Ksiądz Władysław Pachota, dyrygent i założyciel grupy, słuchając swoich podopiecznych, ma łzy w oczach. – Na scenie też ksiądz płacze? – pytamy zdziwieni. – Tak, na szczęście wtedy stoję tyłem do publiczności. A chórzystki się już przyzwyczaiły – dodaje opiekun zespołu.

Nie jesteśmy kumplami

Istnieją od 27 lat. – Kiedy powstawał chór, nie zakładałem, że będzie on śpiewać na światowym poziomie – opowiada ksiądz Pachota. – Powierzono mi po prostu stworzenie w Tarnowie scholi katedralnej. Dziewczęcej, bo taka tu była tradycja. Ale życie to zweryfikowało. Od lat 90. zaczął się udział w konkursach – najpierw regionalnych, potem ogólnopolskich, wreszcie międzynarodowych. A ostatnich kilka lat to jedno wielkie pasmo sukcesów. Pierwsze nagrody na prestiżowych konkursach w Amiens i Arezzo, nagroda specjalna w Gorizii, współpraca z wybitnymi kompozytorami, wreszcie statuetka Fryderyka za album „Kolędy i pastorałki” – to tylko niektóre fakty z bogatego CV tarnowskiego chóru. A już wkrótce będzie można wpisać tam kolejne wydarzenia. 5 stycznia dziewczęta wystąpią na wspólnym koncercie z zespołem Audiofeels, w 2014 r. – z Filharmonikami Wiedeńskimi, a w 2015 – ze słynną grupą King Singers. W tych sukcesach niemały udział ma Aleksandra Topor – sopranistka, która od 20 lat odpowiada za kształcenie wokalne chórzystek. – Prowadzenie chóru wymaga konsekwencji – twierdzi pani Ola. – Tu trzeba dawać siebie w ogromnych ilościach. Mamy wobec siebie dużo życzliwości, nikt na nikogo nigdy nie podnosi głosu, ale... nie jesteśmy kumplami. Chór, w którym najmłodsze dziewczęta mają 10 lat, a najstarsze – 19, wymaga od prowadzących wzięcia na siebie także roli wychowawcy. – Trzeba mieć dużo empatii, żeby wyczuć, kiedy w zespole coś się dzieje nie tak – mówi Aleksandra Topor. – To wiek, kiedy dziewczęta często mają problemy z poczuciem własnej wartości. Bywa też, że kłopoty rodzinne przekładają się na śpiewanie. A nawet sam fakt, że ktoś już śpiewa na wysokim poziomie, a kto inny dopiero się uczy, może wywoływać łzy. Ale i tak najtrudniejszy jest moment po maturze, gdy trzeba się rozstawać...

Przełamać bariery

Rekrutacja do chóru zaczyna się w czwartej klasie. Potem przez rok dziewczęta uczą się techniki śpiewania. – Ten okres przygotowawczy był dla mnie bardzo trudny. Każda próba czymś mnie zaskakiwała – opowiada, śpiewająca dziś w altach, Ada Garstka. Na koniec roku następuje zawsze wspólny wyjazd do Gródka, po którym przychodzi ostateczne rozstrzygnięcie. Kryteria przyjęcia do grupy są surowe: oprócz posiadania predyspozycji wokalnych i nienagannych manier trzeba się jeszcze dobrze uczyć. Przeszkodą jest np. trójka na świadectwie. – Bywa tak, że śpiewanie motywuje do poprawy oceny – zauważa ks. Władysław Pachota. – Cieszymy się, że najstarsze dziewczyny, które przewodzą grupie, są osobami bardzo inteligentnymi, świetnie ukształtowanymi – chwali Aleksandra Topor. – Nie piją, nie palą, za to nieraz słyszę, jak dzielą się między sobą informacjami o teatrze czy filmie.

– Ale bywa też, że musimy się rozstać, jeśli ktoś odbiega od tego standardu – dodaje ksiądz Pachota. – Wtedy najpierw jest rozmowa, a jeżeli nie przyniesie ona rezultatu – żegnamy się. Czy dyscyplina w zespole nie przeszkadza młodym chórzystkom? Wydaje się, że nie. – Jesteśmy tutaj, bo kochamy śpiewać – mówi z przekonaniem 17-letnia Julia Foltak. – Ta pasja rozwija się w trakcie pobytu w chórze. Chociaż na pewno na początku trzeba przełamać różne bariery psychologiczne. – Trudno jest być tą najmłodszą w zespole i od razu pokazywać na scenie swoje emocje – potwierdza o rok młodsza Martyna Basta. – Do tego jeszcze musimy godzić szkołę i chór, dlatego już na wejściu trzeba sobie ustalić priorytety. – Na szczęście możemy na siebie liczyć, wspieramy się wzajemnie – dodaje alcistka Kasia Gębarowska.

Podnoszenie poprzeczki

Należenie do chóru wiąże się z dużym obciążeniem czasowym. Próby odbywają się trzy razy w tygodniu, do tego dochodzą liczne wyjazdy. – Obliczyliśmy, że w tym roku dziewczęta spędziły z nami 45 pełnych dni – mówi Aleksandra Topor. Chórzystki zgodnie jednak twierdzą, że nie czują, by umykało im coś z młodzieńczych lat. – Dzięki Puellae Orantes poznałyśmy bardzo dużo ciekawych osób i zwiedziłyśmy wiele pięknych miejsc – podkreśla Martyna Basta. – Bardzo wiele dają nam konkursy. Kiedy człowiek spotyka się z najlepszymi, od razu stawia sobie wyżej poprzeczkę – twierdzi pani Ola. – Poza tym na festiwalach spotykamy czasem zespoły śpiewające zupełnie inaczej niż my. Kiedyś przygotowywaliśmy utwór „Te Deum” i nie mieliśmy za bardzo na niego pomysłu. Wtedy zobaczyliśmy zespół z Hawany, który tańczył podczas śpiewania. To bardzo nas otworzyło. Nie chodzi o to, że nagle zaczęliśmy tańczyć, ale włożyliśmy w wykonanie więcej temperamentu. Innym razem zafascynował nas zespół z Filipin. Śpiewali niezwykle miękko, przypominało to kocie ruchy. Podglądnęliśmy więc ich przygotowanie do śpiewu. Okazało się, że od rana ćwiczą fizycznie i w ten sposób przygotowują ciało do wysiłku, jakim jest występ. Na konkursach Puellae Orantes zwykle stanowią spore zaskoczenie. Jeden z powodów jest taki, że w chórze są same dziewczęta. – Nie ma zbyt wielu kompozycji na chór jednorodny – mówi sopranistka. – Dlatego wielu kompozytorów pisze specjalnie dla nas. A my staramy się ich promować.

Jak polne kwiaty

Dla chóru pisali już m.in. Marian Sawa, Miłosz Bembinow czy Jacek Sykulski. Kiedy słucha się tych utworów, ma się wrażenie pełni, choć wydawać by się mogło, że możliwości wokalne nastolatki są mniejsze niż osoby dorosłej. Nie czuje się też braku głosów męskich, choć chór jest otwarty na współpracę z innymi zespołami. Przykładem – chociażby najbliższy koncert z Audiofeelsami. Bazę zawsze jednak stanowią głosy żeńskie. I chórzystki nie chcą, by było inaczej. Puellae Orantes budzą na konkursach zdziwienie także dlatego, że są chórem kościelnym. – Na festiwalu w Gorizii nikt nie chciał w to uwierzyć; myśleli, że żartujemy – wspomina Aleksandra Topor. – Ciągle pokutuje przeświadczenie, że chóry kościelne są kiepskie. Zapomina się, że kultura europejska ma korzenie w chrześcijaństwie. – Ale trzeba też dodać, że w zsekularyzowanych państwach europejskich muzyka sakralna przyjmowana jest fantastycznie – zaznacza ks. Władysław Pachota. – To dla nas wielka przygoda, że możemy zaszczepić tę muzykę tam, gdzie jej nie znają. – Myślę, że wartości religijne przekazujemy w bardzo naturalny, nienachalny sposób – podsumowuje pani Ola. – Staramy się pokazywać, że Pan Bóg jest obecny w tym wszystkim, co robimy i co nas otacza. To jest tak zwyczajne, jak nasza okładka do płyty „Ave Maria”. Zamiast dość oczywistego w tym kontekście wizerunku Matki Bożej umieściliśmy tam polne kwiaty. Bo z taką delikatnością, zapachem wiosennej łąki, nam się Maryja kojarzy.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.