Aktor ni z tego, ni z owego

GN 08/2013 |

publikacja 21.02.2013 00:15

O powadze komizmu, bolesnej rocznicy ślubu i potrzebie lubienia z Wiktorem Zborowskim rozmawia Barbara Gruszka-Zych

Wiktor Zborowski aktor teatralny, filmowy, radiowy. Śpiewa też piosenki. Siostrzeniec Jana Kobuszewskiego. Mąż Marii Winiarskiej. W tym roku obchodzi jubileusz 40-lecia pracy twórczej. jakub szymczuk Wiktor Zborowski aktor teatralny, filmowy, radiowy. Śpiewa też piosenki. Siostrzeniec Jana Kobuszewskiego. Mąż Marii Winiarskiej. W tym roku obchodzi jubileusz 40-lecia pracy twórczej.

Barbara Gruszka-Zych: Gdy przychodzi się na świat w rodzinie aktorskiej, mając wujka Jana Kobuszewskiego, to determinuje zawodowe wybory?

Wiktor Zborowski: – W jakimś stopniu na pewno. Przez to, że Janek jest bratem mojej mamy, w dzieciństwie bardzo dużo chodziłem do teatru. Znacznie częściej niż moi rówieśnicy. Mało tego – jako dziecko statystowałem w „Rewolwerze” Fredry. Dla mnie to była fantastyczna zabawa – głównie w kulisach, w rekwizytorni, gdzie czekały te wszystkie miecze, szable, pistolety. Ale, co istotne, bawiłem się w teatrze. No i potem jakoś tak się stało, że zostałem aktorem. Ni z tego, ni z owego.

Czy zdarza się Panu rozśmieszać samego siebie?

– Rzadko się o to staram. Trudno, żebym bez przerwy usiłował śmiać się z siebie. Byłby to śmiech przez łzy.

Skłaniając nas do śmiechu, jest Pan szalenie poważny.

– Bo komedię trzeba grać poważnie. Tylko wtedy jest zabawna. A jak ktoś stara się kogoś na siłę rozśmieszać, to wychodzi z tego coś, co najtrafniej określał Adolf Dymsza: „komiczne, ale nie śmieszne”.

Na to stawiają szarżujące kabarety.

– To domena amatorów. Ale jeśli amatorzy mają tę odrobinę wdzięku, to scena ich przyjmuje. Jeśli go nie mają, są ciężcy, zostaną odrzuceni.

Pana mama, Hanna Zborowska z Kobuszewskich, swojej książce o rodzinie nadała tytuł „Humor w genach”.

– Mamy go w genach. Podobno…

To skłania do poważnej refleksji?

– No bo z czego tu się śmiać? Humor, w gruncie rzeczy, to bardzo poważna sprawa.

Gdyby ludzie traktowali się z większym humorem, może nie dochodziłoby do tylu konfliktów.

– Żeby była zgoda, ludzie muszą się lubić, a jeśli się nie lubią, to poczucie humoru nic nie pomoże. Może jeszcze tę furię i nienawiść spotęgować. Z tym wzajemnym lubieniem naszych obywateli różnie było na przestrzeni polskich dziejów.

Jedno jest pewne – lubi się Pan z żoną. Jesteście razem już 37 lat. To wyjątek w świecie artystycznym.

– Rzeczywiście, w tym roku obchodzimy 37. bolesną rocznicę ślubu.

Dostępne jest 25% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.