Bullit

Piotr Drzyzga

publikacja 17.04.2013 06:20

Wyreżyserowany przez Petera Yatesa film przeszedł do historii kina głównie ze względu na szaleńczą, trwająca kilkanaście minut scenę samochodowego pościgu. Czy słusznie?

Bullit Dystrybutor: Warner Bros. Polska

To przede wszystkim za tę sekwencję montażysta Frank P. Keller otrzymał swoją oscarową statuetkę. Jednak postrzeganie „Bullita” wyłącznie przez pryzmat tych kilkudziesięciu ujęć byłoby błędem i nieporozumieniem. Wszak powstały w 1968 roku obraz ma widzom znacznie więcej do zaoferowania, niż tylko tę jedną, efekciarską scenę pościgu.

Rzecz jasna ważna jest także tytułowa postać. Porucznik Frank Bullit (w tej roli Steve McQueen) to typ charyzmatycznego policjanta-twardziela, który kieruje się wyłącznie własnymi zasadami. Nie jest jednak cynikiem. Ma sporo wątpliwości, co do sensu wykonywanej przez siebie pracy, często zmuszającej go do stosowania metod, których nie powstydziliby się także ścigani przez niego przestępcy. Czym więc się od nich różni? Nie wie tego ani on, ani jego dziewczyna Cathy (Jacqueline Bisset), przez co ich związek przechodzi kryzys.

Kto wie, czy ważniejsza (a może i najważniejsza) nie jest tu jednak postać senatora Waltera Chalmersa. Robert Vaughn wcielił się w wyjątkowo antypatycznego polityka, który dla kariery jest w stanie zrobić wszystko. Scenarzystom Alanowi Trustmanowi i Harry’emu Kleineroowi udało się stworzyć charakter, który co prawda pojawiał się już na kinowych ekranach tysiące razy, ale rzadko kiedy udawało się go ukazać w sposób tak wiarygodny.

Ambitny, zachłanny, pomiatający ludźmi polityk, pnący się po szczeblach kariery… - łatwo tu o popadnięcie w groteskę, w wykreowanie komiksowego szwarccharakteru będącego ekranowym wcieleniem zła wszelkiego. W „Bullicie” udało się tego uniknąć. Widzimy senatora do złudzenia przypominającego "naszych" polityków. Tak samo wygadanego, obrotnego, ale też mającego te same przywary, wady, co (chyba/niestety) większość przedstawicieli współczesnej klasy politycznej.

Wykreowana przez Vaughna postać jest jednym z dowodów na realizm „Bullita”. Jest ich rzecz jasna więcej. Wspomniana scena pościgu także nakręcona jest realistycznie. Podobnie, jak szpitalna sekwencja, kręcona w prawdziwym szpitalu z prawdziwym personelem medycznym.

Warto zwrócić uwagę i na ścieżkę dźwiękową. Argentyński kompozytor Lalo Schifrin stworzył na potrzeby filmu szereg kompozycji, w które wszyscy fani charakterystycznych dla lat ‘60 brzmień powinni uważnie się w słuchać. Prawdziwa uczta dla uszu.

WorleyClarence BULLIT - Trailer ( 1968 )

***

Tekst z cyklu Filmy wszech czasów