Talent w okopach poprawności

Mariusz Majewski

GN 33/2013 |

publikacja 15.08.2013 00:15

Udowodnił, że potrafi pisać kryminały. Już odnosi międzynarodowe sukcesy. Ale Zygmunt Miłoszewski wpadł w pułapkę, która każe bardzo ostrożnie dobierać tematy.

Zygmunt Miłoszewski jako pisarz zadebiutował w 2005 r. Prawa do nakręcenia filmu opartego na jego najnowszej książce są wycenione na milion dolarów Piotr Perzyna Zygmunt Miłoszewski jako pisarz zadebiutował w 2005 r. Prawa do nakręcenia filmu opartego na jego najnowszej książce są wycenione na milion dolarów

Gdy debiutował w 2005 r. powieścią „Domofon” – horrorem czy też thrillerem, w którym akcja dzieje się w bloku z wielkiej płyty – w polskiej literaturze współczesnej czuć było powiew świeżości. Ten gatunek nie cieszy się wśród autorów nad Wisłą wielką popularnością. Nie rzucają się na niego ani pisarze, ani reżyserzy. Koncept „Domofonu” wymyślił, gdy razem z bratem jechali windą w bloku na warszawskim Bródnie. – Zastanawialiśmy się, w ilu potwornych horrorowych scenach można by taką windę wykorzystać – tłumaczy Miłoszewski. Rok później napisał baśń dla dzieci „Góry żmijowe”, za którą otrzymał wyróżnienie w konkursie o Nagrodę Literacką im. Kornela Makuszyńskiego. Przygotował ją dla 7-letniej wówczas córki. Prawdziwą popularność przyniosły mu jednak opowieści o losach prokuratora Teodora Szackiego. Chociaż tak naprawdę „Uwikłanie” i „Ziarno prawdy” to dwie różne książki. Pokazują, że w świecie pełnym politycznej poprawności nie wystarczy pisać i czekać na sukces. Powodzenie można też programować. Zacząć trzeba już od wyboru tematu.

Pierwsze szlify z sądowych sal

Miłoszewski, jak wielu pisarzy, przeszedł drogę od mediów do literatury. Urodzony i wychowany w Warszawie, w 1995 r. zaczął pracować w „Super Expressie”. Przygotowywał tam reportaże z sal sądowych. – Mogłem czytać akta spraw, oglądać zdjęcia z miejsc zbrodni, ofiar, narzędzi, od których zginęły, studiować protokoły zeznań. A na sali na wyciągnięcie ręki mieć sprawców, rodziny, słuchać ich, oglądać reakcje. Sama prawda, rzadko szokująca, często niesłychanie bolesna. Do zbrodni dochodzi w bardzo banalnych okolicznościach. Ktoś się napił, emocje wzięły górę, złapał, co miał pod ręką. Potem płacze nad zwłokami i nie wierzy, że to zrobił – wspomina pisarz w jednym z wywiadów. W czasie tej pracy zobaczył, jak działa wymiar sprawiedliwości w Polsce. Dlatego jego bohater jest prokuratorem, a nie policjantem czy detektywem. – Podobało mi się, że praca prokuratora nie kończy się w momencie złapania sprawcy. On musi zgromadzić dowody, potem pójść do sądu, włożyć swoją togę z czerwoną lamówką i powiedzieć: „Udowodnię, że ta osoba jest winna” – wyjaśnia Miłoszewski. Później były „Newsweek” oraz inne wydawnictwa. W 2004 r. „Polityka” opublikowała jego opowiadanie „Historia Portfela”, przysłane na konkurs organizowany przez Jerzego Pilcha. Krakowski prozaik piał z zachwytu nad młodym autorem. „W literaturze polskiej pojawił się nie lada majster: Zygmunt Miłoszewski – pisarz rasowy” – napisał Pilch w swoim felietonie. Po kilku książkach można pytać, czy mocna presja politycznej poprawności nie zabije w nim tej rasowości. Niedawno ukazała się kolejna powieść Zygmunta Miłoszewskiego zatytułowana „Bezcenny”. Nie ma ona ognia „Uwikłania”, ale nie trąci też koniunkturalizmem jak „Ziarno prawdy”. To solidne wakacyjne czytadło. Pokazujące, że 37-letni pisarz chociaż odnotowuje sukcesy, to chyba ciągle szuka swojego miejsca na literackiej scenie.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.