Pan od absurdu

Mariusz Majewski

GN 34/2013 |

publikacja 22.08.2013 00:15

Mówił, że pisanie to nie jest sprawa inteligencji, tylko przeżywania. Gryzło go, że na krótko, ale dał się zwieść komunistom. Jego „Dzienniki” dowodzą, że szukał Boga i sprawiało mu to duże trudności.

Pan od absurdu Henryk Przondziono /GN W 2012 r. Sławomir Mrożek odebrał w Katowicach tytuł doktora honoris causa Uniwersytetu Śląskiego

Zmarł nad ranem w uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Nicei, na południu Francji. We wrześniu chciał przylecieć do Polski. W księdze parafialnej w Borzęcinie koło Tarnowa, gdzie się urodził, odmłodzono go o trzy dni, wpisując datę 29 września 1930 r. – Już podczas narodzin wszystko było jak z Mrożka – żartował często później pisarz i rysownik.

Sprawy najważniejsze
Gdy ponad rok temu pisarz odbierał na Wawelu Order Ecce Homo, przyznająca go kapituła uzasadniała: „za to, co napisał; za to, jak opisał kondycję ludzką, pełną absurdów, ale i horyzontów nadziei”. To dobre podsumowanie nie tylko twórczości autora „Emigrantów”, ale jego całego życia. Dał się uwieść komunistom, i nie ukrywał tego. Gdy to zauroczenie minęło, nie próbował wybielać swoich decyzji. – Prawie nigdy nie wypowiadał się w sprawach zasadniczych, omijał te tematy, zostawiając je dla sztuki – zauważa poetka Julia Hartwig. Trochę do spraw najważniejszych dopuścił czytelników w „Dziennikach”. W III tomie osobistych zapisów, obejmujących lata 1980–1989, odnajdujemy ślady jego wadzenia się z Bogiem. W wywiadach, których czasami udzielał, nie mówił o tym. Ale też trzeba przyznać, że nikt go o to nie pytał.
Boga pojmował jako stronę Dobra, dlatego trudno było mu przyjąć tajemnicę krzyża i odnaleźć Stwórcę w umęczeniu, cierpieniu, szaleństwie czy złym samopoczuciu. „Dlaczego cierpienie ma odkupywać inne cierpienie? Dlaczego cierpienie ma mieć wartość? Jeżeli ono jest czymkolwiek, jest złem w ostateczności. I można, trzeba je tylko znosić. Nie przeklinając, bo przeklinanie jest już wchodzeniem w obręb zła”, zapisał Mrożek. Nawet tak poważne sprawy jak kwestie ostateczne przykrywał maską ironii. „Być może moja dusza będzie zbawiona. A co wtedy ze mną?”, pytał. „Czy w życiu pozagrobowym też trzeba będzie zarabiać na życie?”, zapisał innego dnia.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.