Brudny świat

Hanna Karolak

publikacja 05.10.2013 06:24

Rzeczywistość pokazana na scenie dzieli się wyraźnie na dwie części: pierwsza to mroczny kryminał, druga – obsceniczny i pełen wulgaryzmów świat marginesu. To pęknięcie obniża wartość sztuki, której wymowa nie jest przecież banalna.

Formalne pomysły reżyserki nie zmieniły  ponurego oglądu świata,  jaki wyłania się ze sztuki Andrzej Karolak Formalne pomysły reżyserki nie zmieniły ponurego oglądu świata, jaki wyłania się ze sztuki

Spektakl „Martwa natura w rowie” wystawiony na Scenie na Woli jest podzielony na dwie części, tak jak scena oddzielająca taśmą miejsce, gdzie dokonano przestępstwa, od neutralnego terytorium. Znamy to z pejzażu ulicznego. Pierwsza część to typowy kryminał, część druga, z racji swojej stylistyki, nie do przyjęcia.

Z pierwszej dowiadujemy się, że znaleziono zwłoki dziewczyny, że mord nastąpił nocą, gdy w oparach alkoholu bawiła się młodzież włoskiego miasteczka, gdzie jak co tydzień dilerzy narkotyków znajdowali chętnych na swój towar. Tyle że dziewczyna pochodzi z dobrej rodziny, więc inspektor musi znaleźć sprawców zbrodni, zanim prasa rozpocznie spekulacje.

Matka dziewczyny (w tej roli znakomita Katarzyna Herman) zadziwia niekonwencjonalnymi środkami wyrazu, by ukazać swoją rozpacz, a jednocześnie dokonać obrachunku, tropiąc błędy, jakie mogła popełnić w relacji z córką. Widz otrzymuje komentarz do zdarzeń, które ogląda na scenie. Są doświadczenia, po których człowiek nie może już żyć. Wtedy zwracamy się do nicości. Zatracają się pojęcia dobra i zła, tego, co dozwolone, i tego, co niedozwolone.

– Do kogo mam się skierować w tych pustkowiach? – pyta Emil Cioran. – Skąd wyglądać ukojenia? W tej kosmicznej wędrówce jakbym poszukiwał Boga. Ale w nieskończoności nie ma postojów, toteż nigdy go nie znajdę. I tu pojawia się nihilizm.

W tej tonacji zresztą rozgrywa się spektakl. Reżyser Małgorzata Bogajewska zabiegami formalnymi próbuje wprowadzić kontekst filozoficzny zdarzeń. Zamordowana dziewczyna pojawia się na scenie, wchodzi w relacje z żywymi bohaterami, ale nie ujawnia tajemnicy dramatu.

Druga warstwa tekstu, gęsto padające wulgaryzmy, nie wnoszą nic do tego, co wiemy o środowisku, w którym być może dokonano zbrodni. W czasach barbaryzacji obyczajów stanowią zbędny naddatek. Mamy ochotę zatkać uszy.

Zaskakujące zakończenie nie ratuje w pełni przedstawienia.