Franciszek tu i teraz

Szymon Babuchowski

GN 40/2013 |

publikacja 16.10.2013 09:00

Młodzi ludzie wnoszą do spektaklu o świętym Franciszku swój entuzjazm i niewinność. A praca nad tym widowiskiem ich także przemienia. Efekty zobaczymy 16 października w katowickim Spodku, gdzie na scenie wystąpi aż 500 osób.

Franciszek tu i teraz Adam Miozga Plenerowy spektakl „Pieśń o św. Franciszku” zmieni się w katowickim Spodku w megawidowisko

A teraz wybieramy sobie jeden punkcik na podłodze i obserwujemy go. Zbliżamy się do niego, by mu się lepiej przyjrzeć. Wyobrażamy sobie, że jest niebezpieczny, przyglądamy mu się podejrzliwie. Za to teraz jest bezbronny, bierzemy go delikatnie na rękę, podnosimy i kołyszemy – mówi Mariusz Kozubek, a kilkadziesiąt młodych ludzi w skupieniu wypełnia jego polecenia. Uczą się koncentracji, która, według słów reżysera, jest „byciem tu i teraz na zadany temat”.

Spodek i pudełko zapałek

Co to wszystko ma wspólnego z megawidowiskiem o życiu świętego Franciszka? Magda Sadowska i Marcin Horczek, uczniowie VIII Liceum Ogólnokształcącego w Katowicach, nie wyglądają na zdziwionych przebiegiem jednej z pierwszych prób. – Nie graliśmy nigdy wcześniej w teatrze. Te ćwiczenia mają rozwinąć naszą świadomość sceniczną – tłumaczą.

Oboje chcieli spróbować czegoś nowego, dlatego zgłosili się jako wolontariusze do grania w spektaklu. Na scenie mają wcielić się w żebraków, ale nie wiedzą jeszcze do końca, na czym ma polegać ich rola. – To przygoda, w której wszystko nas zaskakuje – uśmiecha się Magda. Zaskoczony rozwojem wydarzeń wydaje się też sam reżyser widowiska, które z plenerowego spektaklu wystawianego przez gliwicki Teatr A zmieniło się w gigantyczne przedsięwzięcie z udziałem 500 aktorów. – Wszystko zaczęło się od rozmowy z ks. Robertem Kaczmarkiem, koordynatorem Fundacji „Dzieło Nowego Tysiąclecia” w archidiecezji katowickiej – wspomina Mariusz Kozubek. – Ksiądz Robert organizował wcześniej koncerty w Dzień Papieski na placu Sejmu Śląskiego. Pogoda w październiku jest kapryśna, więc z frekwencją też bywało różnie. Aż tu nagle prezydent Katowic zaoferował organizatorom Spodek. Miejsce, trzeba przyznać, świetne, ale pojawiło się pytanie, kto mógłby je zapełnić. Placido Domingo? José Carreras? Ktoś polecił księdzu Robertowi nasz teatr, więc mówię, że, owszem, mamy spektakl o świętym Franciszku, tyle że w Spodku to on będzie wyglądał jak pudełko zapałek w sali gimnastycznej – śmieje się reżyser.

Okrągła setka żebraków

Ale wkrótce pojawiła się myśl, że przecież można poszerzyć formułę widowiska – dodać grupę żebraków, sceny walki, chóry, orkiestrę, tańczących... Gdyby występujących było pięciuset, a każdy z nich przyprowadziłby na widownię dziesięciu znajomych, to mielibyśmy już pięć tysięcy widzów – marzyli organizatorzy. Nie byli jednak przekonani, czy to się powiedzie. Na casting do Teatru Śląskiego nie zaprosili mediów, bo obawiali się, że nikt na niego nie przyjdzie. Tymczasem pojawiło się tyle osób, że przesłuchania na Scenie w Malarni trzeba było przedłużyć o kolejny dzień. W ten sposób została wyłoniona grupa wokalistów i recytatorów. Chór stanowić będą połączone siły trzech szkół muzycznych, zatańczą zespoły Dąbrowiacy i Mały Śląsk, wystąpią też niepełnosprawne dzieci z ośrodka w Rusinowicach, a łachmany dla żebraków uszyją uczniowie szkoły odzieżowej. – Idea była taka, żeby zaprosić do przedsięwzięcia różne środowiska – opowiada Mariusz Kozubek. – Nie spodziewaliśmy się jednak, że odzew będzie aż tak duży. Nagle znalazło się mnóstwo ludzi, którzy mało mówią, a wiele robią. Nie mamy żadnych wątpliwości, że święty Franciszek nad tym czuwa. A znaków tej opieki nie trzeba szukać daleko. Obserwujemy, jak w trakcie próby na listę aktorów wpisują się kolejne osoby. Potrzeba setki wolontariuszy do zagrania żebraków. Po próbie podchodzimy z reżyserem do laptopa, a w nim znajdujemy... równą, okrągłą setkę nazwisk. I jak tu nie wierzyć w cuda?

U papieża i sułtana

Czy jednak da się wykrzesać coś nowego z tak „ogranego” artystycznie tematu jak biografia Biedaczyny z Asyżu? – Tu nie chodzi o szukanie nowości, ale o dotarcie do prawdy – wyjaśnia Mariusz Kozubek. – Ten spektakl zrodził się z wnikliwej lektury historycznej. Kiedy pisałem scenariusz, śmiałem się, że jestem pewnie jednym z nielicznych w Polsce, który przeczytał dostępne życiorysy świętego Franciszka od deski do deski. Potem trzeba było wybrać najważniejsze wątki, ułożyć je w historię, w której święty powtarza jakby życie Chrystusa: modli się, czyni cuda, w końcu idzie w kierunku krzyża. Dzięki widowisku „Franciszek – wezwanie z Asyżu” poznamy wiele ciekawych faktów z tej niezwykłej biografii. Dowiemy się np., że podczas pierwszej wizyty u papieża Innocentego III święty został skierowany do pasania świń. W spektaklu jest też scena, w której Franciszek udaje się na dwór sułtana Melek el-Kamela, by nawracać go – bezskutecznie zresztą – na chrześcijaństwo. To wydarzenie potwierdzone w źródłach historycznych, także tych islamskich. Autor scenariusza zrezygnował natomiast z wielu legend zawartych w „Kwiatkach świętego Franciszka”, co pozwoliło uniknąć naiwności w przedstawianiu tej postaci.

Pierwotny spektakl „Pieśń o św. Franciszku” został wymyślony jako opowieść barda. W tę rolę wcielał się Maciej Omylak. Teraz stracił ją na rzecz młodych recytatorów z castingu, którzy na scenie, ubrani we współczesne stroje, staną się świadkami życia świętego. Aktor nie żałuje tej zmiany: – Praca z recytatorami daje mi dużo radości. Każdy z nich jest inny, przyszedł tutaj ze swoją własną historią. Sami wybierają sobie teksty, które są dla nich najbliższe. W ogóle nie trzeba ich mobilizować do pracy.

Dzieje się

Równolegle trwają próby wolontariuszy, a nad wokalistami czuwa Marzena Lamch-Łoniewska. Jeśli dodamy do tego chór, orkiestrę, tancerzy, grupy rekonstrukcyjne i pirotechników – ogarnięcie całości okazuje się niezłym wyzwaniem. Czy w ciągu ostatnich dni prób uda się połączyć te wszystkie podmioty tak, by stworzyły spójne widowisko? – O dziwo, w ogóle się nie stresuję, choć trema była nieraz przy mniejszych przedsięwzięciach – wyznaje Mariusz Kozubek. – Może dlatego, że wokół tego spektaklu wszystko dzieje się „samo”. Nie zależy nam na wydarzeniu stricte artystycznym, nie chcemy też udawać, że wszyscy biorący w nim udział są świetnymi aktorami i wokalistami. Myślę, że chodzi tu przede wszystkim o świętowanie. Mam poczucie, że da się to zrobić – w pokoju, radości, prostocie, do jakiej nawołuje papież Franciszek.

Młodzi ludzie wnoszą do spektaklu swój entuzjazm i niewinność. Mają szczytny cel: dochód zostanie przeznaczony na stypendia dla zdolnej młodzieży z niezamożnych rodzin. Żeby obejrzeć przedstawienie, trzeba się pospieszyć. Biletów w dystrybucji parafialnej zaczyna brakować, sprzedaż prowadzi jeszcze sieć Ticketpro. A może monumentalnego „Franciszka” zobaczymy jeszcze kiedyś gdzie indziej? Czy uda się powtórzyć tak potężne przedsięwzięcie logistyczne? Twórcy niczego nie wykluczają. Na razie wiadomo, że pomysł widowiska na Dzień Papieski znajdzie swoją kontynuację. Piotr Czakański, prezes Grupy emMedia współorganizującej widowisko, zapowiada na najbliższe lata kolejne dwie premiery w Spodku. Pojawi się też projekt literacki, adresowany do młodzieży wywodzącej się z trudnych środowisk.

Tym młodym ludziom zostanie zaproponowany udział w tworzeniu zbioru opowiadań „Nasyp”. – Marzymy, by imię i nazwisko widniejące na okładce tomu były impulsem dla uruchomienia aktywności i wyobraźni – mówi Czakański. Nad dalszym ciągiem teatralnej przygody z młodzieżą zastanawia się też Mariusz Kozubek: – Po spektaklu trzeba będzie usiąść i pomyśleć, co dalej. Skoro widowisko zainteresowało parę tysięcy ludzi, to trudno tej energii jakoś nie spożytkować. Jak? Tego jeszcze nie wiemy. Mamy poczucie, że to wszystko nie jest nasze. Jasne, że dajemy coś z siebie, ale reszta po prostu się dzieje. Więc na razie stawiamy sobie prosty cel: nie oszaleć i dobrze się bawić. To jest jak podróż, jak wielka przygoda. Tu i teraz na zadany temat.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.