Chwalę życie

Barbara Gruszka-Zych

GN 41/2013 |

publikacja 10.10.2013 00:15

Tomik „Zapisane” to „Księga mądrości” Julii Hartwig. Jednak 92-letnia poetka zamiast do króla Salomona odwołuje się do Koheleta, dostrzegając marność ludzkich słów. „Bo w wielkiej mądrości wiele utrapienia” – przypomina.

Chwalę życie Włodzimierz Wasyluk /REPORTER/east news

Tom 39 wierszy Hartwig różni się od tego, co pisała dotąd. Nie skupia się w nich na opisie konkretnych wydarzeń, postaci, szczegółów. To płynące w ascetycznym zapisie rozważania o przemijaniu, które nazywamy życiem. Uświadamiają, że czas przeszły i teraźniejszy mieszają się i nie można ich rozgraniczyć. Że naszą rzeczywistość tworzy to, co niewidzialne, a dla obserwatora żyjącego tak długo jak ona stające się coraz bardziej widzialnym i realnym. „Nie ma takiego który by nie przeczuwał/ że we wnętrzu jego ciemności/ dokonuje się co najważniejsze/ a niewypowiedziane” – notuje w wierszu zaczynającym się od takich słów. Ciemności, mrok w naszym wnętrzu to nie synonim zła, ale tajemnicy. Zagadki, którą dane jest nam rozwiązywać całe życie.

Spotkania z poetami

Kiedy poeta Wojciech Kass w wywiadzie „Tam gdzie mogę ścigam morze” zapytał poetkę, czy woli morze północne czy południowe, odpowiedziała, że woli północne: „Z tymi jego chmurami, czasem naprawdę groźnymi, z tą jego zmiennością, która sprawia, że nie jest tak nudnie radosne jak morza południowe. Kocham i podziwiam kulturę śródziemnomorską, ale morze północne bliższe jest stanom wewnętrznym człowieka”. Jej życie też przypomina taki zmienny krajobraz. Urodziła się 14 sierpnia 1921 w Lublinie. Jest córką słynnego fotografa Ludwika Hartwiga i Marii Birjukow. – Mój stosunek do Rosji jest skomplikowany – powiedziała we wspomnianej rozmowie. – Moja matka była Rosjanką. Mimo to nigdy nie mówiłam po rosyjsku, czego dziś bardzo żałuję. Dla mnie jest to inna planeta, z inną temperaturą, nastrojami a nawet ludźmi. Jej brat Edward też był znanym fotografem, a drugi brat, Walenty – endokrynologiem. Maturę zdała w Lublinie w 1939. Tam poznała poetów Czechowicza i Łobodowskiego. Na początku okupacji uczyła dzieci w majątku Stróża. – Do Warszawy wyjechałam z inicjatywy moich nauczycielek z Lublina – wspomina. – Studiowałam polonistykę. Chodziłam na wykłady profesorów Ossowskiej, Tatarkiewicza, Krzyżanowskiego, Kotarbińskiego. Mieszkałam w trudnych warunkach, w małym nieogrzewanym pokoiku, spałam na sienniku wypchanym słomą. Na tajnych kompletach uczyła się razem z poległymi później w powstaniu Gajcym i Stroińskim, którzy czytali jej pierwsze wiersze. Była kurierką AK. Przed gestapo ukryła się w nadleśnictwie pod Lublinem, którym kierował stryj jej przyjaciółki z gimnazjum, katolickiej poetki Anny Kamieńskiej. Bardzo ciepło wspomina ją w dzienniku „Zawsze powroty”. Po wojnie kontynuowała studia polonistyczne na KUL i UW, a także rozpoczęła filologię romańską. Dzięki znajomości francuskiego w 1947 wyjechała na stypendium rządu francuskiego do Paryża. Została tam do 1950 jako urzędniczka ambasady polskiej.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.