Nieoczekiwana konfrontacja

Hanna Karolak

publikacja 03.11.2013 06:24

Niewiarygodne, lecz prawdziwe: trójkąt małżeński może prowadzić do czegoś dobrego...


Bohaterowie grani przez Przemysława Bluszcza i Tomasza Obarę od agresji przechodzą do przyjaźni Andrzej Karolak 
Bohaterowie grani przez Przemysława Bluszcza i Tomasza Obarę od agresji przechodzą do przyjaźni

Gdy dyrektor „Kamienicy” Emilian Kamiński oświadczył przed premierą: „Jesteśmy tu po to, by spełniać marzenia”, byłam pełna najgorszych przeczuć. Reżyser „Męża mojej żony”, Tomasz Obara, spełnił swoje marzenie przedstawieniem niemal autorskim, odpowiadając za scenografię, ilustrację muzyczną i obsadzając siebie w jednej z dwóch głównych ról.
 Moje złe przeczucia zdawały się potwierdzać, gdy na scenie zobaczyłam dwóch nieciekawych mężczyzn.

Jeden osiłek, w niechlujnym podkoszulku i wyciągniętych gatkach, zakrytych niedbale damskim fartuchem, drugi jakby wyjęty żywcem z „Sanatorium pod Klepsydrą”: blady urzędniczyna, w wytartym, ciemnym garniturze. Szybko okazało się, że byłam w błędzie.
 Wizyta, która zaskoczyła gospodarza, dotyczyła nieobecnej Helenki, prowadzącej, jak wynika z tytułu, podwójne życie.

Od tej chwili myślałam tylko o tym, jak dwóm bezradnym mężczyznom uda się rozwiązać uczuciowe problemy. Skrzący się dowcipem dialog wciągnął mnie tak samo jak pozostałych widzów. Zapętlenie sytuacji na miarę tragedii antycznej (vide Piękna Helena, która już kiedyś nieźle namieszała) sprawiło, że emocje każdego z bohaterów budziły współczucie i sympatię. Bo jeżeli ktoś tu był sprawcą dramatu, to jedynie nieobecna heroina romansu.


Grzechem byłoby streszczanie rozwijającej się dynamicznie akcji, ale jedno jest pewne, każda scena przynosi rewelacje, żadna jednak nie rozwiązuje gordyjskiego węzła. Okazało się, że mamy do czynienia z mistrzem suspensu, osiąganego niezwykle prostymi środkami. Walorem spektaklu, co zrazu budziło moje wątpliwości, był też antygwiazdorski wizerunek obu aktorów, Przemysława Bluszcza i Tomasza Obary. Obaj stworzyli obraz niezwykle wiarygodny, dzięki czemu sytuacje sceniczne nabrały ludzkiego wymiaru.

Ja osobiście, idealizując świat i człowieka, spodziewałam się takiego zakończenia, ale podobno należałam do wyjątków. Namawiam więc gorąco do obejrzenia sztuki wciąż za mało znanego w Polsce, a odnoszącego sukcesy w świecie chorwackiego autora Miro Gavrana.