Dwanaście ksiąg w sejfie

Barbara Gruszka-Zych

GN 09/2014 |

publikacja 27.02.2014 00:15

Rękopis „Pana Tadeusza” Adama Mickiewicza jest zamknięty w sejfie Zakładu Narodowego im. Ossolińskich we Wrocławiu. – To nasz największy skarb, nad którym oglądający nieraz uronili łzę wzruszenia – mówi Elżbieta Ostromęcka, kierownik działu rękopisów.

Zwiedzający mogą obejrzeć fotokopię Pana Tadeusza.  Elżbieta Ostromęcka pokazuje fotokopię „Inwokacji” w marmurkowym zeszycie.  henryk przondziono /gn Zwiedzający mogą obejrzeć fotokopię Pana Tadeusza. Elżbieta Ostromęcka pokazuje fotokopię „Inwokacji” w marmurkowym zeszycie.

Na co dzień jest ukryty przed zwiedzającymi na półpiętrze Zakładu Ossolińskich w pozbawionym okien, odpowiednio klimatyzowanym magazynie rękopisów. – Musimy go chronić, bo to nasze bezcenne dobro narodowe – tłumaczy Elżbieta Ostromęcka. Wyjmują go tylko przy wyjątkowych okazjach. Był prezentowany m.in. na ekspozycjach w Zamku Królewskim na Wawelu, w Bibliotece Narodowej w Warszawie, w Austriackiej Bibliotece Narodowej w Wiedniu. Kiedy Elżbieta Ostromęcka wyjmuje ze schowka narodową epopeję, wkłada specjalne, białe rękawiczki i czuje, że serce bije jej szybciej. Rękopis składa się z dwóch części. Pierwsza, zawierająca księgi I–III oraz początek księgi IV, wygląda jak szkolny zeszyt w niebieskiej marmurkowej okładce. To czystopis fragmentu „Pana Tadeusza”, który poeta zaczął sporządzać wiosną 1833 r., bezpowrotnie niszcząc wcześniejsze notatki. 79 luźnych kart z czystopisami i brulionami, na których zapisał pozostałe księgi, scala czerwona skórzana oprawa. Zebrał je i oprawił Aleksander Semkowicz na początku 1940 r. na zlecenie Biblioteki Zakładu Narodowego im. Ossolińskich we Lwowie. – W takiej formie zostało przekazane do jej zbiorów rękopiśmiennych i uzyskało sygnaturę 6932 – opowiada Ostromęcka. Oprócz oryginału w dostępnych dla zwiedzających zbiorach Zakładu Ossolińskich znajduje się ekskluzywny egzemplarz epopei ze słynnymi ilustracjami Andriollego wydany we Lwowie. – Młodzież, patrząc na ten elegancki komiks, lepiej zapamiętuje opowiedzianą przez Mickiewicza historię o świecie, który zaginął – opowiada Aldona Mikucka, pracownik działu edukacji i prezentacji zbiorów.

Trzy razy „wiwat!”

– Mickiewicz pisał na luźnych kartach, nie tak białych jak dziś, ale bardziej kremowych w odcieniu – opowiada Ostromęcka. – Poprawki nanosił grubiej zaciętym gęsim piórem, aż powstały tzw. wżery atramentowe. Robił to po to, żeby lepiej rzucały się w oczy. Pracę nad poematem rozpoczął w Paryżu w listopadzie 1832 r. W grudniu tego roku informował Antoniego E. Odyńca w liście: „Piszę teraz poema szlacheckie w rodzaju »Herman i Dorothea«, już ukropiłem tysiąc wierszy (…)”.

Potem nastąpiła przerwa, bo wieszcz pojechał towarzyszyć w chorobie, a potem umieraniu przyjacielowi poecie Stefanowi Garczyńskiemu. W czasie doglądania chorego żyli prawie jak pustelnicy. Mickiewicz też czuł się źle, bolały go zęby, mało jadł. Wrócił do pisania dopiero po śmierci Garczyńskiego, a dzieło ukończył 13 lutego 180 lat temu w Paryżu. Finał powstawania epopei narodowej dokładnie opisał Józef Bohdan Zaleski – przyjaciel wieszcza, także poeta, uczestnik powstania listopadowego, w liście do syna Mickiewicza, Władysława, datowanym na październik 1874 r. „(…) W wieczór pod szarą godzinę, kiedyśmy się już zebrali przy ulicy Saint-Nicolas i po cichu gwarzyli, widząc gospodarza w drugim pokoju przy kominku »szparko machającego piórem po papierze...«, powstał od stolika Adam z rozpromienioną twarzą i zawołał ku nam: »chwała Bogu! oto w tej chwili podpisałem pod Panem Tadeuszem wielkie finis«. Radośnie za nim powtórzyliśmy: »chwała Bogu!« i wykrzyknęliśmy trzykrotny: wiwat! z oklaskami przy winszowaniach i uściskach jak najserdeczniejszych.

Nazajutrz staropolskim obyczajem wysłuchaliśmy najpierw mszy świętej w kościele Saint-Louis d’Antin, a po mszy zaprosiliśmy go na obiad do Palais-Royal. Uczta była niewystawna, ale dostatnia i z gęstymi toastami w cześć i Adamowi i jego nowonarodzonemu infantowi”. Nie wiadomo, dlaczego dziś podaje się, że Mickiewicz użył łacińskiego słowa finis, skoro w oryginale widnieje zapisany nowogródzką polszczyzną: „konieć”.

Pociecha na starość

Po fetowaniu końca pisania „Pana Tadeusza” Mickiewicz zaprosił przyjaciół na „imieniny” i „chrzciny” dzieła, jak nazywał pracę nad poprawkami. W pierwszym zapisie użył imion własnych osób i przeróżnych miejscowości na Litwie, które postanowił zmienić. Najbardziej pomagał mu w tym Ignacy Domeyko, też pochodzący z Mickiewiczowskich stron. „Nieraz w czasie czytania wyrywał rękopis i przekreślał piękne wiersze bezlitośnie. Najwięcej takich skreśleń było przy Telimenie. „(…) W czasie odczytów żyliśmy jak przemienieni, jak przeniesieni cudownie do Polski między braci i siostry, tak w »Panu Tadeuszu« wszystko żywe jest i swojskie” – opisywał Zaleski. Do drukarni trafiła kopia sporządzona przez Ignacego Domejkę i Stefana Zana, co uchroniło rękopis przed zaginięciem. Wydrukowano go w 1834 w Paryżu, jak napisano: „staraniem Aleksandra Jełowieckiego” w drukarni A. Pinarda, w nakładzie 3000 egzemplarzy. – Przez przyjaciół Mickiewicza rękopisy już w czasie powstawania były traktowane jak relikwia, pamiątka narodowa niezbędna do przeżycia na emigracji – opowiada Ostromęcka. – Niektóre kartki zachowały się w dwóch egzemplarzach: na brudno i na czysto. Mickiewicz obdzielał nimi swoich przyjaciół. Karta brulionu zapisana jesienią 1832 r. zachowała się z własnoręczną dedykacją Ignacego Domeyki. W 1875 r. w liście do Władysława Mickiewicza informuje: „Odkradłem ją Adamowi, skoro spostrzegłem, że ją przepisał na czysto, nie myśląc o tym, że z nią przemierzę cały świat i że mi będzie wielką pociechą na starość”. Ten słynny geolog, rektor uniwersytetu w Santiago de Chile, częścią rękopisu Mickiewicza obdarował jeszcze kilka osób. Jedna z kart, uchodząca za zaginioną, trafiła do rąk dyplomaty i uczonego chilijskiego Sergia Fernandeza Larriana, który w 1982 ofiarował ją Janowi Pawłowi II. Pojedyncze karty znajdują się w Muzeum Literatury w Warszawie, w Bibliotece Polskiej w Paryżu i w Muzeum Narodowym w Krakowie.

W szkatule i skrzyni

Za życia poety rękopis był dwa razy sprzedawany, żeby poratować autora finansowo. Były to transakcje, podczas których egzemplarz na krótko opuszczał autora. Przyjaciele chcieli, żeby nie czuł się niezręcznie, dlatego wspomagając wieszcza, udawali, że kupują „Pana Tadeusza”, a potem go zwracali. Po śmierci oryginał odziedziczył najstarszy syn autora „Dziadów” – Władysław. Kiedy pożar zniszczył należącą do niego Księgarnię Luksemburską w Paryżu, żeby przetrwać finansowo, w 1871 r. sprzedał autograf hr. Stanisławowi Tarnowskiemu, profesorowi Uniwersytetu Jagiellońskiego, działaczowi emigracyjnemu. Żeby go kupić, Tarnowski musiał sprzedać replikę rzeźby Perseusza Canovy. Na jego zamówienie w 1873 r. została wykonana przez Józefa Brzostowskiego hebanowa szkatuła, w której do dziś jest przechowywana epopeja. Ściany boczne szkatuły zdobią reliefy przedstawiające sceny z poematu, wykonane według rysunków Juliusza Kossaka. Na wieku widać płaskorzeźbę z portretem Mickiewicza według medalionu Davida d’Angers. Po śmierci Stanisława Tarnowskiego jego syn Hieronim sprzedał autograf wujowi Zdzisławowi za 60 tys. zł. Złożono go wówczas w siedzibie rodu na zamku w Dzikowie (dziś dzielnica Tarnobrzega) i odtąd nazywano „rękopisem dzikowskim”. We wrześniu 1939 r., ze względów bezpieczeństwa, przekazano rękopis jako depozyt do Biblioteki Zakładu Narodowego im. Ossolińskich we Lwowie.

W 1940 r. wraz z innymi lwowskimi zbiorami został znacjonalizowany przez władze sowieckie. Na początku 1944 r. ewakuowano autograf do Krakowa, gdzie miał bezpiecznie przetrwać w piwnicach Biblioteki Jagiellońskiej. Jednak w lipcu 1944 r. razem z innymi zbiorami został wywieziony do Adelsdorf (Zagrodna) na Dolnym Śląsku, gdzie znajdował się jeden z niemieckich punktów zbiorów bibliotecznych i muzealnych. W sierpniu 1945 właśnie tam w częściowo rozbitej i uszkodzonej skrzyni znaleziono epopeję narodową. Przewieziono ją do Biblioteki Narodowej w Warszawie, skąd 2 maja 1947 r. trafiła do Zakładu Narodowego im. Ossolińskich we Wrocławiu. Decyzję, że stanie się perłą tamtejszych zbiorów, podjął w 1947 r. premier Józef Cyrankiewicz. – Chciał w ten sposób dowartościować placówkę znajdującą się na Ziemiach Odzyskanych – wyjaśnia Ostromęcka. W 1992 r. rodzina Tarnowskich upomniała się o dzieło oddane w depozyt. Ostatecznie w 1999 r. Jan Artur Tarnowski, jako pełnomocnik Róży Marii Tarnowskiej, sprzedał rękopis gminie Wrocław za 200 tys. dolarów, choć w dokumentach zapisano, że cena wynosiła dwa razy tyle. Ta nieodebrana połowa kwoty to był osobisty dar Tarnowskich dla Wrocławia.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.