Oni mieli dylematy

Edward Kabiesz

GN 10/2014 |

publikacja 06.03.2014 00:15

O ekranizacji „Kamieni na szaniec” Aleksandra Kamińskiego z reżyserem Robertem Glińskim rozmawia Edward Kabiesz

Oni mieli dylematy monolith films

Edward Kabiesz: Czy ktoś czyta jeszcze „Kamienie na szaniec”?

Robert Gliński: Na książce wychowały się kolejne pokolenia od czasów okupacji.Czytałem ją w szkole. Przerabialiśmy ją w stylu: co autor miał na myśli. W młodych ludziach wzbudza ona zawsze emocje. Widzą swoich rówieśników czasem do nich podobnych, utożsamiają się z jej bohaterami. A ci bohaterowi giną, „jak kamienie rzucone na szaniec”. Później na książkę patrzy się już z innej perspektywy – że jest podporządkowana pewnej idei. Została napisana w 1943 r. ku pokrzepieniu serc, po czterech latach okupacji. Pomagała przetrwać. Dodawała ducha.

Panu też dodała?

Jestem z Warszawy, a moja mama w czasie powstania walczyła w batalionie „Zośka”. Od dziecka prowadzała mnie, brata i siostrę na Powązki, na groby powstańców. Ten temat był nam zawsze bliski.

Film nosi tytuł „Kamienie na szaniec”. Czy nie uważa Pan, że to pewne nadużycie?

Pokazanie całej książki na ekranie zajęłoby co najmniej 15 godzin. Nasz film trwa 100 minut. Adaptacja wymaga selekcji. Postanowiliśmy podzielić film na trzy części. Pierwsza to okres małego sabotażu – czyli Zośka, Rudy, ale również Alek i Anoda zrywają hitlerowskie flagi, gazują kina, rozrzucają ulotki. Potem następuje przejście do akcji zbrojnej. Najpierw są szkoleni. Był taki raport AK z 1943 r., w którym znajduje się krytyczna ocena ich wojskowego wyszkolenia. Druga część filmu to aresztowanie Rudego i akcja związana z jego odbiciem. Chłopcy chcieli go odbić od razu, na co nie dostali pozwolenia, musieli czekać na rozkaz. Tu mamy dwa wątki, czyli Rudy na gestapo, kiedy chłopcy szykują się do akcji, i sama akcja. Trzecia część to śmierć Rudego i wstrząs, jaki wtedy przeżywa Zośka. To część bardzo spokojna. Pierwsza część jest obyczajowa, druga to kino akcji, a trzecia bardziej refleksyjna, psychologiczna. Rzeczywiście, w filmie jest dużo mniej wydarzeń i postaci niż w książce. Ale musiałem się na coś zdecydować. Gdybym wprowadził Alka jako postać równorzędną, to film trwałby godzinę dłużej.

To może trzeba było nakręcić serial.

Nie miałem takiej propozycji. Jest to adaptacja czysto ekranowa i trzeba było po prostu wybierać, zachowując jej charakter.

W filmie wyostrza Pan konflikt między niecierpliwiącymi się chłopcami, którzy chcą natychmiast odbijać Rudego, a Orszą.

Nie. Tu zaczynamy stąpać po innym terenie. Chodzi o prawdę historyczną. „Kamienie na szaniec” są wyidealizowanym spojrzeniem na to, co było naprawdę. Zośka przed swoją śmiercią przeczytał jeszcze maszynopis książki i powiedział, że to jest fikcja. Że to jest interpretacja autora i trzeba ją uszanować, ale prawda jest nieco inna. Mówi pan, że coś wyostrzyłem. Z jednego powodu. Sięgałem do historii. Do tego, jak było naprawdę, jakie są dokumenty. Orsza był człowiekiem dosyć konfliktowym. W filmie widzimy tylko, że nie  chce, by Zośka był dowódcą warszawskich grup szturmowych. Orsza wydał taki rozkaz, Zośka nie chciał się podporządkować. Walczył. Ten konflikt był bardzo nabrzmiały. To, że Orsza został dowódcą akcji uwolnienia Rudego, wynika z tego, że sam się nim mianował.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.