GOSC.PL |
publikacja 28.04.2014 06:55
Czy jest możliwa diagnoza naszej porażki, gdy nieuchronnie rozpada się związek, który zdawał się fundamentem życia? Spektakl Barbary Sass szuka odpowiedzi na dręczące nas pytania.
Andrzej Karolak /GN
Jak ratować miłość, gdy do relacji dwojga ludzi wkrada się obojętność?
Wydawałoby się, że napisany przed laty tekst Ingmara Bergmana „Sceny z życia małżeńskiego” stracił nieco na atrakcyjności. Zadawano pytania, jak długo można dokonywać wiwisekcji związku dwojga ludzi, których miłość wygasła, a może nigdy jej nie było? A jednak... Wystarczy rozejrzeć się wokół: rozpad rodziny, brak odpowiedzialności za podjęte zobowiązania wobec partnerów, którym przysięgaliśmy „wierność i uczciwość małżeńską”, jest zjawiskiem tyleż przerażającym, co powszechnym.
Dlaczego? Spektakl w Teatrze Kamienica, w reżyserii Barbary Sass, jest próbą zdiagnozowania tej „epidemii”, bo tak to trzeba nazwać, próbą zanalizowania dominującej w dzisiejszym świecie atrofii uczuć. A przecież niczego nie potrzebujemy tak intensywnie, jak miłości, poczucia bezpieczeństwa, wiary w to, że człowiek, którego wybraliśmy, nigdy nas nie zawiedzie.
Justyna Sieńczyłło i Piotr Grabowski wydają się stadłem stabilnym, lojalnym, dobranym intelektualnie i emocjonalnie. A jednak coś się zaczyna psuć. Gdzie i kiedy pojawiła się rysa? Jeszcze walczą, jeszcze wierzą, ale dramat wisi w powietrzu. Czy to tylko zdrada?
Sam Bergman takich doświadczeń miał wiele. Czy wzbogaciło to jego wiedzę o naturze człowieka?
To, co oglądamy na scenie, głęboko nas porusza. Stłumione wibracje wcześniej czy później wybuchają z druzgocącą siłą. Jak to najczęściej bywa, najdłużej walczy o trwałość związku kobieta, wciąż gotowa do ofiar. Justyna Sieńczyłło w swojej bezradności jest wzruszająco prawdziwa i nad podziw otwarta. Egoizm mężczyzny wydaje się jednak bezpowrotnie niszczyć to, co w ich związku było bezcenne.
Barbara Sass prowadzi ten dramat w stronę nieuchronnych uogólnień. Niby wszystko wiemy. Ale pozbawieni fundamentalnych wartości nie umiemy się bronić. Odkrywamy nasze bankructwo za późno. Chcemy być za wszelką cenę nowocześni, ale co to w sumie znaczy?
Wstydzimy się prostych prawd, które wyznawali nasi rodzice, odchodzimy od kanonów religijnych, od Dekalogu i budzimy się z pustką w sercu. Jak znakomicie odtwarzają tę mękę, jak gubią się w meandrach przewrotności bohaterowie, pozostaje nam tylko zobaczyć w spektaklu.