Czuły punkt

rozmawia Marcin Jakimowicz

GN 21/2014 |

publikacja 22.05.2014 00:15

Dlaczego Bóg rzuca się na nasze serca jak niedźwiedzica, dlaczego strażnicy, którzy przyszli pojmać Jezusa, padali przed Nim jak muchy, a słowo Boże jest jak pszczoła, z dr Mają Miduch, judaistką

Maja Miduch – biblistka, wykładowca Starego Testamentu i języka hebrajskiego.  Mieszka w Krakowie roman koszowski /gn Maja Miduch – biblistka, wykładowca Starego Testamentu i języka hebrajskiego. Mieszka w Krakowie

Marcin Jakimowicz: Jadę tramwajem i odmawiam Różaniec. Pada imię „Jezus”. Co się wtedy dzieje?

Maja Miduch: Jest przywoływana obecność Tego, którego imię się wypowiada. Imię odnosi nas automatycznie do tożsamości osoby. Jeżeli wypowiadamy imię „Jezus”, przywołujemy tę osobę, odwołujemy się do jej tożsamości, czyli do tożsamości „Boga, który zbawia”.

W imieniu jest osobowy Jezus? Tramwaj automatycznie staje się kaplicą?

Nie wiem, czy od razu kaplicą. (śmiech) Zbyt łatwo dzielimy świat na sferę sacrum i profanum. Dla Boga ten podział nie istnieje. Dla Niego wszystko jest święte. On stworzył cały świat…

Festiwal chrześcijański sprzed lat. Oazowicze ruszyli na miasto z balonikami z napisem: „Świat potrzebuje Jezusa Chrystusa”. Bawili się, przekłuwali te balony, na których było wypisane „Imię ponad wszelkie Imię”.

W kulturze europejskiej nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak wielkie znaczenie ma imię, czym ono jest. W świecie Biblii jeśli znam czyjeś imię, znam tożsamość tej osoby, więcej: mam nawet nad nią pewną władzę. Jakub walczy z aniołem, który nie chce mu zdradzić swego imienia...

... bo?

Bo jeżeli znasz imię, masz nad kimś władzę. Imienia nie zdradza się byle komu.

A Mojżeszowi zdradził... „Jestem, Który Jestem”.

Bardzo porusza mnie to, że w języku biblijnym nie używa się czasownika „być” w czasie teraźniejszym. Jeżeli chcemy orzec czyjeś istnienie, używamy okrężnych form gramatycznych, by czasownika „jest” nie użyć w czasie teraźniejszym. Dlaczego? Bo tym, który „jest”, jest tylko Bóg. Do Niego należy teraźniejszość, „bycie” w czasie teraźniejszym. To On „jest”.

Nie przedstawił się: „Byłem, który byłem” czy „Będę, który będę”. On jest teraz…

Jesteśmy niewolnikami czasu. Mówimy o przeszłości, o tym, co dzieje się teraz, o tym, co będzie. W Bogu jest wieczne „teraz”. On zawsze „jest”. W nim są wszystkie te czasy.

Dlaczego strażnicy, którzy dorwali Jezusa w Ogrójcu, na dźwięk słów „Ja jestem” padli na ziemię? To rzeczywistość niezrozumiała dla Jana Kowalskiego.

Do Jezusa podeszli Żydzi – służba świątynna. Wzrastali w Tradycji, wiedzieli, jak święte jest Boże imię. Jezus powiedział: „Ja jestem”. Nie wiemy, jakich dokładnie słów użył (znamy tylko cytat w wersji greckiej), ale możemy się domyślać, że odwołał się do imienia Boga, by dać im jeszcze jedną szansę rozpoznania, kim naprawdę jest.

Podziałało jak grom z jasnego nieba. Poraziła ich moc imienia czy runęli ze względu na szacunek dla Niego?

Myślę, że jedno nierozerwalnie związane jest z drugim. Jeśli wychowany jesteś w żydowskiej kulturze, automatycznie wiesz, jaką moc ma to imię. Wiemy z Biblii, że Jezus nauczał jako Ten, który ma władzę.

Dlaczego Żydzi nie wymawiają imienia Boga, nawet samego słowa „Bóg”?

Moglibyśmy się od nich nauczyć szacunku dla tego imienia. Imienia Boga nie wypowiada się w ogóle. Jest ono tak potężne, nieogarnione, że należy się mu najwyższy szacunek.

Nie jest to „szef” z amerykańskiej „Autostrady do nieba” czy napis na baloniku?

W żadnym wypadku! Nie wypowiada się Jego imienia. Zamiast tego mówi się „Adonai” czy „Ha-szem”, czyli po prostu „Imię”. Kapłan w czasie, gdy istniała świątynia, mógł wypowiedzieć je w Przybytku jedynie raz w roku.

Wielu ludzi opowiadało mi, że ich modlitwy wstawiennicze kończyły się fiaskiem do czasu, gdy nie zaczęli prosić „w imię Jezusa”. Co to znaczy prosić „w imię”?

Wracamy do początku: przywołanie imienia jest przywołaniem samej osoby. To nie pobożne wspomnienie, ale żywa obecność!

Czytam w oryginale wiersz Puszkina, a potem jego polskie tłumaczenie. To dwa absolutnie różne utwory. Podobnie jest z Biblią? Tracimy, nie znając hebrajskiego?

Każde tłumaczenie jest zdradą oryginału, co nie znaczy, że nie mamy czytać tłumaczeń. Wierzymy, że słowo Boże jest żywe. A jest żywe! Hebrajskie „dabar” (słowo) posiada ten sam rdzeń, co „dwora”, czyli… pszczoła. Słowo Boże jest dynamiczne, jest w ruchu, ma pracę do wykonania.

Krąży tak długo, aż wyda owoc?

Tak! Przekłady mogą być nieudolne, ale Pan Bóg przez nie i tak działa.

A jeśli szukasz konkretnej wskazówki, a trafiasz na rodowód Jezusa, czyli dla wielu zwykły „spis lokatorów”?

Ooo, trafiłeś w mój czuły punkt. (śmiech) To mój ulubiony fragment Biblii. Od lat bardzo mnie porusza. Kiedyś z przekory, by zaskoczyć w liceum katechetę, nauczyłam się tej wyliczanki na pamięć. Po pewnym czasie odkryłam poruszającą rzecz: Jezus nie wstydzi się swojej rodziny. A wystarczy prześledzić burzliwe historie osób, które wymienia w swym rodowodzie.

Na przykład tych kobiet, które były lub zostały uznane za prostytutki…

Tak! Tamar, Rachab (pojawiają się też poganka Rut i żona Uriasza Hetyty). On nie wstydzi się tych ludzi, przyznaje się do ich historii. Przez ten ciąg imion pokazuje, że wchodzi w bardzo poplątane ludzkie życie, że nie ma sytuacji, z której nie potrafiłby wyprowadzić światła. Bardzo poruszają mnie słowa, które Bóg wypowiada do Izajasza. Biblia Tysiąclecia tłumaczy je: „Oddam ci skarby ukryte głęboko”. Tymczasem w oryginale czytamy: „Oddam ci skarby ukryte w mroku” (Iz 45,3). Hebrajski „choszek” nie jest przyjaznym środowiskiem, może być symbolem zła, ciemności grzechu. Bóg pokazuje, że może wyprowadzić dobro z tego, co dla nas jest przegraną, złem, sytuacją przeklętą.

Zdruzgotany, leżący na łopatkach Hiob odkrywa, gdzie znajdują się w nas największe skarby: w kopalni! W mroku, w tym, co zawstydzeni ukrywamy przed innymi. Nie wysoko w górach, „na świeczniku”…

Bóg nie zmusza nas do grzechu po to, byśmy coś wartościowego odkryli, ale jest w stanie nawet z grzechu wyprowadzić światło. Jest pokorny: dopasowuje się do naszych ograniczeń, do naszego języka. W Księdze Joela zachowuje się w niezwykle… ludzki sposób. Jak zakochana kobieta, która jest wściekła na to, że ukochany nie zwraca na nią uwagi. Ale w chwili gdy lud wraca i przyjmuje wezwanie do pokuty, Bóg jest w stanie wynagrodzić nawet te kary, które sam nie niego zesłał! Niesamowite. „Oddam wam to, co zniszczyła szarańcza, którą przeciw wam posłałem” (Jl 2,25).

Słowa, które niepokoją wielu oazowiczów czy młodych charyzmatyków: Bóg mówi: „ja ranię i ja leczę”. „Bóg, który rani” nie przypomina misia przytulanki z piosenek śpiewanych we wspólnotach.

Opowiem ci historię... Wybrałam się z koleżanką w Tatry. Założyłam nowe buty, co, jak się rychło okazało, nie było najlepszym pomysłem. Szłyśmy nocą, zgubiłyśmy drogę. W lesie uciekałyśmy przed jakimś dużym zwierzęciem. Myślałyśmy, że to niedźwiedź, okazało się, że rozpędzony jeleń na rykowisku. Gdy dotarłyśmy do schroniska, wyglądałyśmy okropnie. Obraz nędzy i rozpaczy. Nogi miałam zakrwawione, zostawiałam na ziemi krwawe ślady. Potworny ból. Toprowcy podali mi miednicę z ciepłą wodą. Gdy włożyłam do niej nogi, tę wodę odczułam tysiąc razy bardziej przez rany, żywe mięso niż przez zdrową skórę. Tak działa czasem dotyk Boga. Jesteśmy gruboskórni, zamknięci na odczucie Bożej miłości. Odczuwamy ją przez nasze rany, pęknięcia. To boli. W Księdze Ozeasza Bóg mówi: „Rzuciłem się na nich jak niedźwiedź, by rozszarpać powłoki ich serc” (13,8). Nie słuchaliście – zdaje się tłumaczyć – gdy do was czule przemawiałem, gdy was napominałem, gdy przebaczałem wam grzechy, więc musiałem rozszarpać wasze serca, żeby moja miłość miała szansę do was dotrzeć…

Żyd Kazimierz Barczuk mówił ostatnio, że słowa „wykonało się” po hebrajsku brzmią „zapłacone”. To dosadne sformułowanie dla człowieka siedzącego w sieci kredytów i chwilówek.

Jezus krzyczy: „Boże, mój Boże, czemuś Mnie opuścił”. To początek Psalmu 22. Nie zdajemy sobie sprawy z tego, że psalm ten kończy się słowami… „Wykonało się!”. W polskich tłumaczeniach: „Bóg sprawił”, „Pan to uczynił”. Tam nie pojawia się słowo „Bóg”, ale specjalna osnowa gramatyczna, która pokazuje, że coś zostało zrobione, wykonane.

Ukrzyżowany doprowadził psalm do końca?

Tak! Choć znamy słowa greckie, możemy się domyślać, że „dośpiewał” psalm do końca. Zawołał: „Zostało zrobione!”. Niezwykłe jest to, że w hebrajskim te same słowa mają wiele znaczeń. Tłumacząc, decydujesz się na wybór jednego określenia. Każde tłumaczenie jest więc odarciem, zabraniem czegoś.

Karmelita o. John Gibson opowiadał, jak porażające wrażenie zrobił na nim cytat z Ozeasza. Serce Boga „wzdraga się i rozpalają się Jego wnętrzności”. Użyte jest tam słowo pojawiające się w opisie... zburzenia Sodomy i Gomory. Serce Boga jest poszatkowane jak tatar, starte w proch.

Cała Biblia jest pełna podobnych zdumiewających określeń. Weźmy inny przykład z Ozeasza: „Miłości pragnę, nie krwawej ofiary, poznania Boga bardziej niż całopaleń” (6,6). Poznanie Boga brzmi grzecznie.

Jak zaliczenie egzaminu na wydziale teologii…

Tymczasem to „poznanie”, które angażuje wszystkie zmysły człowieka. Tym słowem określa się też akt seksualny, współżycie mężczyzny i kobiety!

Bóg chce aż takiej bliskości?

Tak! Marzy o takim zjednoczeniu, przylgnięciu do człowieka, nieustannie szuka z nim relacji.

Dlaczego wędrujący przez pustynię Izrael co chwila ścierał się z wrogimi plemionami? Po co tyle przeszkód?

By odkryć, że… tak naprawdę walczy za niego Bóg. Bóg wybrał „jednego”, aby usprawiedliwić wielu. Wybrał tego, który po walce nad potokiem otrzymał imię „walczący z Bogiem”, dosłownie „ten, który potrząsnął Bogiem”. Co to oznacza? Że Bóg nieustannie dąży do relacji z człowiekiem. Zachęca: „Przyjdźcie, mówcie do Mnie, krzyczcie, wiedźcie ze Mną spór”. Mocuje się z Jakubem. Wchodzą w uścisk, dotyk. Nie rozmawiają w odległości dwóch metrów! Mocują się. Bóg nie chce obojętności człowieka. Na pustyni pokazał, jak walczy za tych, którzy są związani z Nim obietnicą. Mówi: „Ja sam będę walczył”. To ważna wskazówka: naszym problemem jest to, że chcemy wypracować sobie zbawienie, łaskę. Nie! Możemy jedynie wyciągnąć ręce i ją przyjąć.

Za darmo… Bóg przypomina: „Ja walczę za Izrael”. Czytamy te opisy i możemy być wdzięczni, że dzięki krwi Chrystusa zostaliśmy wszczepieni w naród, po którego stronie walczy sam Bóg. Cóż złego może nas spotkać? Kiedyś nad biurkiem powiesiłam sobie cytat: „Ja, Bóg Wasz, sam będę walczył za was”. W trudnych, podbramkowych sytuacjach wzdychałam: „Dobrze, Boże, już walcz”. Bóg ma pewną słabość. Lubi, gdy przypominamy Mu wszystko, czego dokonał w historii Izraela, bo On nie przestał dokonywać wielkich rzeczy i tęskni za tym, by dokonywać ich dalej!

Rabini pisali, że jest Bogiem Abrahama, Izaaka i Jakuba, bo do każdego z nich przychodził inaczej…

Często tak się do Niego zwracam. Mówię: „Boże Abrahama, Izaaka i Jakuba, mój Boże”. Wiem, że przypominanie Mu tego, czego dokonał, to Jego czuły punkt. On dalej chce działać!

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.