publikacja 19.06.2014 00:15
Wielcy malarze potrafili za pomocą pędzla zamknąć w obrazie tajemnicę natury malowanej osoby. I w ten sposób zostawić potomnym fascynującą zagadkę.
WOJTEK LASKI /EAST NEWS
Aleksander Gierymski – „Pomarańczarka”;
Henrietta Karolina von Carlowitz miała 21 lat, kiedy w 1772 usiadła przed sztalugą Antona Graffa, by ten mógł namalować jej portret. Graff nie był pierwszym z brzegu portrecistą: wówczas wykładowca renomowanej drezdeńskiej Akademii Sztuk Pięknych, miał w przyszłości odwzorować oblicze m.in. pruskiego króla Fryderyka Wielkiego. Malarz sprostał zadaniu, malując według ówczesnych konwencji – kobieta siedzi na wprost widza, trzyma w dłoni wachlarz. Jest pewna swojej pozycji społecznej, z dumą spogląda na oglądającego obraz – a jednocześnie budzi sympatię.
Niemal 250 lat później, w czerwcu 2014 roku, podczas aukcji w Berlinie obraz kupił niemiecki kolekcjoner dzieł sztuki i mecenas Christoph Müller za 46 tys. euro – czyli prawie trzykrotnie więcej, niż wynosiła cena wywoławcza (16 tys. euro). Dzieło Graffa sprezentuje Galerii Narodowej w Berlinie, by tajemniczy uśmiech Henriety Karoliny mogło podziwiać jak najwięcej osób.
Setki naśladowczyń
Takie było bowiem pierwotne przeznaczenie portretu: utrwalić dla potomnych wizerunek osoby. Starożytny rzymski historyk Pliniusz opisał w swojej „Historii naturalnej” korzenie portretu za pomocą legendy o garncarzu i artyście Butadesie, który w swoim warsztacie wypalił wizerunek ukochanego swojej córki. Uzyskała go, odrysowując cień jego głowy, dzięki czemu patrząc na glinianą reprodukcję, mogła przywoływać w pamięci twarz mężczyzny. Jednak to nie wyobrażenia mężczyzn przychodzą zazwyczaj na myśl, gdy mówimy o najwspanialszych portretach w historii. To nie wizerunki władców czy filozofów rozpalają wyobraźnię. Jednak gdy są to obrazy kobiet, najczęściej o modelkach nie wiemy nic lub bardzo niewiele.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.