publikacja 13.11.2014 00:15
Ta książka wyciska łzy, ale łzawą opowieścią nie jest. Sięga bowiem głęboko do naszego wnętrza. Dotyka tego, co najchętniej ukrylibyśmy przed światem. Jest więc do bólu prawdziwa.
henryk przondziono /foto gość
Nie wiem, w jaki sposób udało się Krzysztofowi Koehlerowi tak mocno wniknąć w świat bezdomnych. Niewątpliwą rolę odegrał tu talent literacki, zdolność obserwacji, empatia. Ale czytając „Wnuczkę Raguela”, miałem wrażenie, jakby autor spędził w tym świecie trochę czasu. Tak przekonująco bowiem nakreślił portrety swoich bohaterów i otaczającą ich rzeczywistość.
Obok historii
Powieść Koehlera dostarcza wielu zmysłowych wrażeń i – co tu kryć – w większości są to wrażenia niemiłe. Obrazy ropiejących ran, gór śmieci, zapachy niemytego ciała, gnicie – to wszystko towarzyszy nam podczas lektury. I jeszcze ten język, miejscami bardzo wulgarny. Ale – dodajmy od razu – tylko w dialogach, i tylko tam, gdzie uzasadnia to prawdopodobieństwo przedstawianej sytuacji.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.