Hanysy wśród stepów

Przemysław Kucharczak; GN 49/2014 Katowice

publikacja 23.12.2014 06:00

Dwaj Ślązacy wybudowali kościół w północnym Kazachstanie, w mieście Szczucińsk, w pięknym miejscu, gdzie z bezkresnych stepów nagle wyrastają zalesione góry. Ten kościół zostanie pobłogosławiony już w czasie najbliższej pasterki.

Kościół w Szczucińsku na ostatnim etapie budowy Archiwum ks. Rafała Lara Kościół w Szczucińsku na ostatnim etapie budowy

Tymi Ślązakami są ksiądz Rafał Lar rodem z Brzozowic-Kamienia, dzielnicy Piekar Śląskich, oraz ksiądz Rafał Dąbrowski z Jastrzębia-Zdroju. Obaj księża Rafałowie pracują w parafii św. Abrahama w Szczucińsku. Przed trzema miesiącami ich arcybiskup powierzył im dodatkowo parafię Matki Bożej Fatimskiej w położonym 180 km jeszcze dalej na wschód Stiepnogorsku. W pierwszej parafii proboszczem jest więc ks. Rafał Lar i wikarym ks. Rafał Dąbrowski, a w drugiej... na odwrót. – Czyli nie może ksiądz swojego wikarego za bardzo gnębić, bo się zemści jako księdza proboszcz w Stiepnogorsku? – dopytujemy. – No właśnie! Tak to bywa na misjach – śmieje się ks. Rafał Lar, proboszcz i wikary w jednej osobie. Pod koniec listopada był na urlopie na Śląsku. W czasie naszej rozmowy w Piekarach Śląskich było plus 5 stopni Celsjusza, podczas gdy w Kazachstanie minus 30. Obie jego tamtejsze parafie były już zasypane grubą warstwą śniegu.

Jaką najniższą temperaturę tam przeżył? – Minus 47 stopni. Z tym, że jest tam też sucho, więc w pierwszej chwili myślisz: „Eee, chyba termometr zepsuty”. Dopiero po kilku minutach na dworze czujesz, że jednak jest tak zimno – mówi. Do tego dochodzą słynne burany, czyli śnieżne zamiecie, rozpędzające się do ogromnych prędkości po płaskim jak stół kazachskim stepie. W tym wyjącym, lodowatym wichrze widoczność spada prawie do zera. – Zdarzyło mi się utknąć w czasie buranu na osiem godzin na drodze... Przesiedziałem je wygodnie w uruchomionym ciepłym samochodzie. Zimą wiele osób ginie, więc jest zasada, że jak gdzieś wyjeżdżasz, musisz zatankować do pełna – tłumaczy.

Odkrycie Witalija

Ksiądz Rafał Lar przyjechał na misje do Kazachstanu ponad siedem lat temu. Z początku bywał zaskoczony widząc, w jak ubogich chatkach, czasem wręcz budach, mieszkają tu ludzie; że po wioskach nie ma dróg. Albo że ludzie nalewają wodę do kanistrów bezpośrednio z hydrantów, bo wodociągi nie są doprowadzone do ich domów. Coś dziwiło go jednak jeszcze bardziej. – Jakoś mi było żal tych ludzi, których spotykałem. Wydawało mi się, że są tacy... bez sensu życia – ocenia. Księdza Rafała uderzało, że nawet młodzi, którzy w innych krajach tryskają witalnością, tu narzekają na kiepską edukację i brak perspektyw. Bardzo często brakuje im energii, poczucia sensu życia, ideałów. Przygniatają ich nie tylko ciężkie warunki życia. Problem sięga chyba głębiej. – To jest środowisko postsowieckie. Już nie ateistyczne, ale ciągle bardzo spustoszone duchowo – mówi ksiądz rodem z Piekar. Tym większe wrażenie robią historie mieszkańców Kazachstanu, którzy pośród tego marazmu odkrywają Jezusa i nawiązują z Nim osobistą przyjaźń.

Na przykład 30-letni Witalij przed dwoma laty przyszedł na spotkanie z księdzem ot tak, dla towarzystwa, z kolegą zainteresowanym wiarą, którego dziadkowie byli katolikami. Na kolejne spotkanie kolega z katolickimi korzeniami już nie dotarł, niespodziewanie przyszedł za to Witalij. Mężczyzna zaczął przychodzić na każdą niedzielną Mszę świętą, a później też w tygodniu. Odkrył modlitwę różańcową i zakochał się w niej. – Z każdym pytaniem przyjeżdżał i prosił o wytłumaczenie. To było aż męczące – śmieje się ks. Rafał. Witalij ma wielu przyjaciół, pracuje na kierowniczym stanowisku. Dopiero po pewnym czasie chodzenia do kościoła, w czasie rekolekcji Ruchu Czystych Serc, dowiedział się, że seks przed ślubem jest grzechem. A ponieważ miał już wtedy bardzo silne pragnienie, żeby w jego życiu wszystko było na sto procent zgodne z wolą Bożą, po powrocie do domu nie umiał zasnąć, bo mieszkał wtedy ze swoją dziewczyną.

Rano przyjechał na rozmowę do księdza. – Omówił później tę sprawę z dziewczyną i... zamieszkali osobno. Witalij przyjął chrzest, a miesiąc później wspólnie z dziewczyną podjęli decyzję o małżeństwie – relacjonuje ksiądz Rafał. Ta dziewczyna, piękna blondynka o imieniu Margarita, podobnie jak Witalij pochodzi z rodziny Niemców wołżańskich, którzy od wieków żyją w Rosji. Przodków Margarity i Witalija przesiedlił do Kazachstanu Stalin. Dziewczyna pojawiła się w kościele po raz pierwszy miesiąc przed ślubem, żeby zacząć do niego przygotowanie. I też zachwyciła się tutaj żywym Bogiem.

Razem ze swoim mężem Witalijem jest dzisiaj podporą parafii. Tych dwoje zaproponowało na przykład nocne adoracje raz w miesiącu. Organizują chętnych do czuwania, kolację i śniadanie dla nich – i trwają do rana na modlitwie z pięknymi śpiewami. – Oboje są też zakochani w modlitwie różańcowej, codziennie jedną jej część odmawiają razem, a Witalij często modli się jeszcze sam – kolejne części. Są w stu procentach prawdziwi, to nie jest tak, że w kościele pokazują jedną twarz, a na co dzień inną. Witalij otwarcie mówi o Bogu swoim kolegom, którzy też czasem przychodzą do kościoła. To ludzie nieraz z zupełnie innych bajek. Nie żeby od razu stali się katolikami, ale mówią mi wprost, że są zbudowani postawą Witalija – mówi ksiądz Rafał.

Dzieci uczą rodziców

Takich fascynujących historii, dzięki którym śląscy księża w Kazachstanie namacalnie widzą działanie Pana Boga, jest więcej. W czasie najbliższej Pasterki chrzest święty przyjmie 21-letnia Anastazja. Pół roku temu o chrzest dla niej poprosił jej ojciec. „A ona mówić potrafi? To niech sama przyjedzie” – zaproponował ksiądz Rafał. Dziewczyna przyjechała i na pytanie, po co jej ten chrzest, odpowiedziała: „Bo chcę być bliżej Pana Boga”. To była ważna deklaracja, bo na Wschodzie wielu ludzi traktuje chrzest święty jak obrzęd, który ma im pomagać w życiu w magiczny sposób.

Po pierwszej Mszy, na którą przyszła Anastazja, przygarnęła ją grupa młodzieżowa, złożona z dziesiątki osób. – Nasi młodzi już pierwszego dnia wciągnęli ją do Różańca, dziewczynę, która nawet „Ojcze nasz” nie znała... Teraz Anastazja jest w parafii ogromnie aktywna, przyjmie chrzest w czasie Pasterki – cieszy się ksiądz Rafał. Co prawda na Mszach św. nie pokazuje się ojciec dziewczyny, któremu tak zależało na chrzcie córki, ale może i na niego przyjdzie czas. – W Kazachstanie to dzieci i młodzież prowadzą rodziców do kościoła, a nie odwrotnie – mówi śląski ksiądz. 250 młodych z całego Kazachstanu w 2016 roku odwiedzi naszą archidiecezję katowicką. Ks. Rafał Lar ma ich tutaj przywieźć pięcioma autokarami na Światowe Dni Młodzieży. Właśnie podjęto decyzję, że zamieszkają u rodzin katolików z dekanatu mysłowickiego. Wśród tych gości będą też Margarita i Witalij, którzy już prowadzą stronę internetową dla młodzieży z Kazachstanu, przygotowującej się do ŚDM w Krakowie.

Śląscy księża w Kazachstanie

W Kazachstanie pracuje dziś trzech śląskich księży. W archidiecezji, której stolicą jest Astana, to ks. Rafał Lar z Piekar i ks. Rafał Dąbrowski z Jastrzębia. Natomiast w sąsiedniej archidiecezji w Karagandzie, która obecnie czeka na nominowanie biskupa, zastępuje go administrator apostolski ks. Eugeniusz Zinkowski, który jest rybniczaninem. Urodził się w Kazachstanie, ale jego rodzina w ramach repatriacji przeprowadziła się do Polski, do Rybnika. Eugeniusz skończył seminarium i wrócił pracować do Kazachstanu. Jego siostra, Wiera wybrała powołanie zakonne i też pojechała na misje do tego azjatyckiego kraju. Do Rybnika wracają dziś do mamy i na grób ojca.

TAGI: