Akcja!

Weronika Pomierna

GN 01/2015 |

publikacja 03.02.2015 13:51

Choć są Amerykanami, w napisach końcowych ich filmów aż roi się od polskich nazwisk. Spirit Juice Studios – wyborny napój dla ducha. Zaleca się pić litrami.

 Brat Gabriel i Rob Kaczmark  w czasie kręcenia filmu  „Salve Regina” Spirit Juice Studio Brat Gabriel i Rob Kaczmark w czasie kręcenia filmu „Salve Regina”

Przykład? Film, który trwa 2 minuty i 12 sekund. Zjawiskowa muzyka, niebieski habit, sunąca po chodniku deskorolka i przypięty do pasa różaniec. Przekaz – ludzie Kościoła żyją z pasją. Gdy umieściliśmy na stronie gosc.pl filmik o franciszkaninie, który jeździ na deskorolce i regularnie odwiedza młodzież w skateparku, cieszył się on bardzo dużym zainteresowaniem. Pojawiły się pytania: kto tworzy takie filmy? Dziennikarskie śledztwo zaprowadziło nas do USA. To potomkowie Polaków, bynajmniej nie debiutanci. Swoją widownię mają również w naszym kraju.

Zwiastun

Uważaj, o czym marzysz, bo twoje marzenia mogą się spełnić. Gdy Rob Kaczmark zobaczył na YouTubie filmik o franciszkaninie, który jeździł na deskorolce niczym zawodowiec, pomyślał: „Sam chętnie nakręciłbym coś takiego”. Gdy kilka tygodni później pojechał na konferencję dla ludzi tworzących media katolickie w Stanach, przedstawiono mu młodego franciszkanina. – Zapytał, nad czym pracujemy. Powiedziałem, że próbuję znaleźć tego zakonnika z filmiku – wspomina Rob. – Uśmiechnął się i stwierdził: „Znam go. To mój brat. Jest tylko jeden problem – mieszka w Australii”. Bracia Didacus i Gabriel uwielbiają deskorolkę i są franciszkanami. – Nie mogłem w to uwierzyć. Pan Bóg skierował nas bezbłędnie do właściwych ludzi – mówi Rob. – Nie musieliśmy nawet lecieć do Australii, bo brat Gabriel przyleciał do Stanów. Spotkaliśmy się w Chicago, gdzie mieści się nasze studio, i nakręciliśmy dwa filmy: „Salve Regina” i „Limit Break”. No dobrze, ale czy po wejściu za klauzurę nie trzeba zostawić deski? Gdy brat Didacus wstąpił do zakonu, pozwolono mu jeździć raz w tygodniu. Minęło 6 lat. Pewnego dnia franciszkanie spotkali się z młodzieżą w skateparku. 15-minutowa rozmowa pokazała, że nie jest łatwo znaleźć wspólny język z nastolatkami. Brat Didacus podszedł do stojących na uboczu chłopaków. Zapytał, czy może pożyczyć deskę. Gdy zobaczyli, że świetnie jeździ, mur nieufności runął. Zaczęli opowiadać mu o swoich problemach. Po dwóch dniach przełożony pozwolił, aby zakonnik kupił deskę i regularnie chodził do skateparku spotykać się z młodymi ludźmi. – Wszyscy podziwiamy ludzi, którzy mają pasję – mówi Rob. – Wielu nastolatków uwielbia jeździć na deskorolce. Ci zakonnicy naprawdę się na tym znają. Mają w sobie niezwykły pokój, radość. Aż ciśnie się na usta: skąd oni to mają? Myślę, że przez takie filmy można pokazać, że życie w klasztorze nie oznacza całkowitej rezygnacji z pasji i talentów, które dostaliśmy właśnie po to, żeby pomagać innym.

Spirit Juice Films Salve Regina

Zanim 7 lat temu powstało studio, Amerykanin polskiego pochodzenia, Bernie Czerwinski, szukał prezentera do programu radiowego z dobrą katolicką muzyką. Rob zgłosił się do castingu i wygrał. – Duch Święty to po łacinie „Spiritus”. Powiedz to szybko po angielsku – brzmi jak „spirit juice”, dlatego tak nazwaliśmy nasz program – tłumaczy Rob, obecnie dyrektor kreatywny studia. Niezobowiązujące skojarzenie pozwalało łatwiej trafić do szerszej publiczności, a na tym zależało im najbardziej.

– Po 2 latach wspólnej pracy zaczęliśmy myśleć o produkcji programów telewizyjnych – wspomina Rob. – Żaden z nas nie studiował operatorstwa, uczyliśmy się na żywym materiale. Rob pracował wtedy w dużej korporacji. Zaczął poświęcać filmom coraz więcej czasu. Pojawili się pierwsi stali klienci. – Czułem, że chciałbym robić coś dla Kościoła. Film daje ogromne możliwości wpływania na kulturę. W 2007 r. wynajęliśmy studio i oficjalnie zarejestrowaliśmy firmę.

Fabuła

Jednym z ich pierwszych poważniejszych projektów był krótkometrażowy film „To be born”. Powstał z inicjatywy pracującego w Stanach ks. Stephena Lesniewskiego, który od ponad 10 lat pomaga kobietom, które zaszły w ciążę i rozważają aborcję. Proponuje, aby przeczytały krótkie opowiadanie o tym, jak wygląda aborcja z perspektywy dziecka.

 

Dużo łatwiej jest jednak wyciągnąć tablet z filmem lub wysłać komuś linka. Poprosił więc Roba, aby przekuł tekst na scenariusz. Tak powstał przejmujący film o dziewczynie, którą zostawia chłopak, gdy tylko dowiaduje się, że zaszła w ciążę. Główna bohaterka zasypia w swoim pokoju. Śni, że jest przygotowywana do aborcji. Widzi jej przebieg, słyszy głos swojej córeczki, która opowiada, co czuła, gdy lekarz dotykał jej ciała zimnymi narzędziami. Nie może zrozumieć, że „najpiękniejsza kobieta pod słońcem mogła chcieć jej to zrobić”. Jaką decyzję podejmuje po przebudzeniu? Łatwo to sprawdzić. Film jest w całości dostępny na YouTubie. Miał być wyprodukowany tylko po hiszpańsku i angielsku. W ostatniej chwili podjęto decyzję, żeby zrobić też wersję z polskimi napisami.

To właśnie ona, z piosenką „Stróżów poranka” na końcu, ma obecnie najwięcej odsłon na YouTubie. Ks. Lesniewski mówi o ponad 500 kobietach, które po przeczytaniu opowiadania zdecydowały się urodzić dziecko.

To Be Born To Be Born [Polska] 1080p

Historia dziewczyny, która po obejrzeniu „To be born” odwołała zaplanowaną aborcję, znalazła się w kolejnym, trwającym niemal godzinę filmie „40”, wyprodukowanym przez Roba i Johna Moralesa, doświadczonego reportera i dziennikarza, współzałożyciela stowarzyszenia Pro Life Champions. „40” to niezwykły dokument nakręcony z okazji 40. rocznicy rozstrzygnięcia w sprawie Roe przeciw Wade, w wyniku którego aborcja została w 1973 r. uznana w USA za legalną przez cały okres trwania ciąży. John Morales sam doświadczył, jakie są tego konsekwencje. Gdy był młodym chłopakiem, zapłacił za zabicie swojego nienarodzonego dziecka. Jego dziewczyna bała się, że nie poradzi sobie z wychowaniem. Ich związek rozpadł się. John przez wiele lat zmagał się z poczuciem winy i depresją. Gdy ożenił się, bezskutecznie starał się z żoną o dziecko. Ostatecznie zaadoptowali chłopca. – To on zainspirował mnie do zrobienia tego filmu. Mógł być jednym z tych 55 mln dzieci, które w ciągu 40 lat zabito w Stanach przed narodzeniem. Film „40” pokazuje nie tylko perspektywę kobiet, które kilkakrotnie decydowały się na aborcję, obrońców życia (lekarzy, którzy już nie wykonują takich zabiegów, byłych pracowników klinik aborcyjnych, jak chociażby Abby Johnson), ale i drugiej strony. – Dzwoniliśmy i pisaliśmy mejle do pracowników Planned Parenthood. Żaden z nich nie odpowiedział. Udało nam się jednak porozmawiać ze zwolenniczkami aborcji, które przychodzą na marsz dla życia w Waszyngtonie, gromadzący co roku ok. 450–650 000 Amerykanów. W filmie wypowiada się też m.in. prawniczka, Rebecca Kiessling, która w wieku 18 lat dowiedziała się, że została poczęta w wyniku gwałtu. Rebecca żyje tylko dlatego, że urodziła się odpowiednio wcześnie. Usłyszała od swojej mamy, że gdyby już wtedy aborcja była legalna, to ona zdecydowałaby się na nią. Rebecca mówi o badaniach, z których wynika, że ponad 32 tys. dzieci rocznie zostaje poczętych w Stanach właśnie w takich okolicznościach. Szacuje się, że ok. 26 tys. z nich rodzi się. – To aż 1 procent populacji – zaznacza Rebecca. Film „40” jest bardzo cennym narzędziem edukacyjnym ze względu na wiele innych danych. Chociażby tych na temat liczby aborcji wśród Afroamerykanów w Stanach. Szacuje się, że w samym Nowym Jorku aż 60 procent ciąż wśród kobiet afroamerykańskich kończy się aborcją. W filmie wypowiadają się też osoby związane z ruchem pro life, które nie deklarują się jako osoby wierzące. Biorą udział w marszach, nie modlą się, ale trzymają transparenty i pomagają w organizacji. – Gdy spisaliśmy te wszystkie rozmowy, czuliśmy się, jakbyśmy mieli zaraz wspinać się na Mount Everest – wspomina John. – Mieliśmy ponad 600 stron zapisanych drobnym maczkiem. Selekcja materiału była ogromnym wyzwaniem.

JP2 International Film Festival 40 - Trailer - (2014 JP2IFF Official Selection)

Napisy końcowe

Czy tworząc takie filmy, ekipa naraziła się klinikom aborcyjnym? – Na pewno ich szefowie nie są zachwyceni. Nasze skrzynki nie są jednak zasypywane złowrogimi mejlami – mówi Rob. A co z trudnościami technicznymi? – Na samym początku kręcenia „To be born” aktor, który miał grać chłopaka głównej bohaterki, 3 godziny przed rozpoczęciem zdjęć wycofał się. Mieliśmy wynajętą ekipę, opłacony sprzęt, wszystko było załatwione. Zapytałem Amandę, główną bohaterkę, czy zna jakiegoś aktora, który może przyjść z marszu na zdjęcia. Powiedziała, że jej chłopak chodził kiedyś na zajęcia z aktorstwa. Stwierdziłem: OK, bierzemy go – śmieje się Rob. – Potem padł nam dysk. Przez parę dni z rzędu nie mogliśmy otworzyć plików z filmem. Walka duchowa? – Nie mam wątpliwości, że ona istnieje. Gdy robimy coś dobrego, nie podoba się to złemu duchowi. Nie chciałbym jednak wyolbrzymiać. Gdy oglądasz filmy z cyklu „Za kulisami”, widzisz, że podczas produkcji często coś się psuje. W czasie kręcenia „To be born”, gdy sprzęt szwankował co chwilę, Rob był mocno poirytowany i krzyczał: Dlaczego tak się dzieje? Przecież robimy film dla Kościoła! – Pamiętam, że nagle usłyszałem cichy głos w sercu: „Czyli skoro pracujesz dla Mnie, to mam ci wszystko ułatwiać? Mam naginać zasady, które obowiązują w świecie?”. Wtedy uświadomiłem sobie, że muszę być bardziej pokorny. To, że kręcimy takie filmy, nie czyni nas wyjątkowymi. Bóg kocha tak samo papieża i więźnia. Gdy przeczytałem, że Mel Gibson w czasie kręcenia „Pasji” codziennie miał Mszę na planie, stwierdziłem, że to naprawdę dobry pomysł. Jako studio mamy już swojego kierownika duchowego. I świetny sprzęt. Filmują przy użyciu kamer używanych do produkcji pełnometrażowych filmów fabularnych. – Inwestowanie w najnowsze technologie oznacza, że pracujemy 2, 3 razy więcej niż normalne studia komercyjne. Poza filmami na zlecenie, reklamami i teledyskami kręcimy też takie filmy jak „Salve Regina”, za które nikt nam nie płaci. Jesteśmy normalną firmą, musimy na siebie zarabiać. Założyliśmy też fundację. Można wspierać nas finansowo, żebyśmy mogli robić projekty, które służą Kościołowi. To jest nasz główny cel. Ekipa Spirit Juice Studios była już w Chinach, Rzymie, Ziemi Świętej. Czy przyjadą kiedyś do Polski? – Bardzo chętnie. Mamy przecież polskie korzenie. Niech tylko znajdzie się ciekawy materiał na film – mówi Rob.

Spirit Juice Films Behind the Scenes - Salve Regina

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.