Jej teatr ogromny

Piotr Legutko

GN 04/2015 |

publikacja 22.01.2015 00:15

W czerwcu 1979 roku podczas spotkania na Skałce Jan Paweł II zwierzył się ze swego największego pragnienia: „Chciałbym usłyszeć, chociażby na taśmie, recytację Danuty Michałowskiej”.

Danuta Michałowska uważała, że aktor powinien pracować tylko na tekstach wielkiej literatury i szkoda jego wysiłku na rzeczy drugorzędne henryk przondziono /foto gość Danuta Michałowska uważała, że aktor powinien pracować tylko na tekstach wielkiej literatury i szkoda jego wysiłku na rzeczy drugorzędne

Papieskie marzenie, wywołane zapewne wspomnieniem wspólnych okupacyjnych spektakli, spełniło się, i to wielokrotnie. Chyba najpełniej 20 lat później. Danuta Michałowska przygotowała wówczas i wystawiła w salonie Pałacu Apostolskiego monodram „Gołębica w rozpadlinach skalnych” oparty na Starym Testamencie. Była to niejako klamra jej artystycznej drogi od Teatru Rapsodycznego do Teatru Godziny Słowa. Zaczynała ją z Karolem Wojtyłą jako kolegą z zespołu, kończyła z Janem Pawłem II, jako najwierniejszym słuchaczem. 11 stycznia wielka gwiazda polskiego aktorstwa ostatecznie zeszła ze sceny.
 

Sztuka przekazywania

Najsłynniejszy podziemny teatr w Polsce (przymiotnik „Rapsodyczny” pojawił się dopiero po wojnie) zaczął działalność latem 1941 roku. Spektakle się zmieniały, ale podział ról obowiązywał stały. Mieczysław Kotlarczyk „kreował postaci wiodące”, Karol Wojtyła przeważnie był jego adwersarzem. Michałowska wykonywała partie liryczne, Krystyna Dębowska (później Ostaszewska) dramatyczne, a Halina Królikowska (później Kwiatkowska) przekazywała „treści racjonalne”.

Grano po domach, na przedstawienia mogło przyjść góra 20 osób. Ale to był teatr, który swe ograniczenia potrafił przekuć w atut, zwracając uwagę przede wszystkim na słowo, które Kotlarczyk określał jako „materiał artystyczny ostatecznego, najwyższego i najdoskonalszego rzędu”. Aktorstwo nie było dla niego sztuką udawania, lecz przekazywania. Aktor zabierał głos w sprawach najistotniejszych. Pierwszą premierą zespołu był „Król-Duch” Słowackiego. Wykorzystany w jej trakcie egzemplarz poematu Danuta Michałowska przechowywała potem przez lata jak relikwię.

Na widowni zasiedli profesorowie – Pigoń, Kleiner, Wyka – ci sami, których wykładów słuchała w czasie wojny na tajnych studiach polonistycznych. Wcześniej, w 1941 roku, zdała maturę, i to ze wszystkich przedmiotów. Tak poważnie podchodzono wówczas do nauki, która była jedną z form oporu przeciw okupantowi.
 

Pierwsza prawdziwa Tatiana

Po wojnie zespół Teatru Rapsodycznego od razu stał się jedną z najważniejszych polskich instytucji kultury. Artyści grali bardzo intensywnie, mimo że trudno było mówić o wypłacaniu jakiejś gaży. Gdy Danuta Michałowska poprosiła Mieczysława Kotlarczyka o urlop, by dokończyć pracę magisterską, spotkała się ze zdecydowaną odmową. „Moja prośba została oceniona jako zdrada stanu, odstępstwo od wielkiej Sprawy, jedynej, jaka liczy się we wszechświecie” – wspominała po latach. Studiów polonistycznych już nigdy nie ukończyła. Formalnie, bo wykształcenie filologiczne zdobyła, i to gruntowne.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.