Lęk oswajany kamerą

Szymon Babuchowski

GN 06/2015 |

publikacja 05.02.2015 00:15

Polskie filmy dokumentalne nominowane do Oscara operują różnymi środkami artystycznymi, ale poruszają podobne tematy: chorobę, walkę o dziecko, rodzinne relacje.

Lęk oswajany kamerą

Dla polskiej kinematografii to bardzo dobry rok. I nie chodzi tu tylko o sukces nominowanej do Oscara „Idy”. Jeszcze większą sensację stanowi fakt, że na pięć filmów nominowanych w kategorii „krótkometrażowy film dokumentalny” aż dwa pochodzą z Polski. To wielkie wyróżnienie dla polskiej dokumentalistyki, choć można się zastanawiać, w jakim stopniu zauważone obrazy są dla niej reprezentatywne. Jury doceniło bowiem filmy w pewnym sensie podobne – oba poruszają temat choroby i walki o dziecko, choć pokazują ten temat z różnych perspektyw.
 

Ze ściśniętym gardłem

„Nasza klątwa” jest obrazem na wskroś osobistym. Reżyser Tomasz Śliwiński opowiada w nim historię własnej rodziny, naznaczonej rzadką, nieuleczalną chorobą dziecka. Klątwa Ondyny polega na upośledzeniu kontroli oddychania, przez co choremu grozi zatrzymanie oddechu we śnie, a nawet w chwili rozproszenia. Dlatego Leo, bohater filmu, musi mieć zapewnioną stałą sztuczną kontrolę oddechu.

Nie da się oglądać tego filmu inaczej niż ze ściśniętym gardłem. Już sam widok niemowlaka podłączonego do respiratora z całą masą kabli i alarmów powoduje, że trudno opanować wzruszenie. Efekt potęguje surowość, wręcz ascetyczność obrazu. Dokumentowanie przez młodych rodziców chwil z codziennego życia, łącznie z prywatnymi rozmowami przeprowadzanymi na kanapie, sprawia, że widz może czuć się trochę jak podglądacz. Granice dobrego smaku nie zostały tu jednak przekroczone. Co więcej, taki sposób ukazania problemu pozwala lepiej wniknąć w emocje targające bohaterami, zrozumieć ich zmęczenie, lęki i małe radości. Początkowe sceny, pełne ciszy przerywanej sapaniem dziecka, płyną bardzo powoli, eksponując strach rodziców o przyszłość swojej pociechy. Z czasem akcja nieco przyspiesza, zbliżając się pod koniec do konwencji teledyskowej, w której zamyka się pierwszy rok życia Leosia. Punkt ciężkości przenosi się z choroby na kolejne etapy rozwoju malucha, sygnalizując też przemianę, jaka dokonuje się w samych rodzicach. „Nie wyobrażam sobie życia bez niego” – mówi w pewnym momencie matka chłopca. Niepokój o jego przyszłość pozostaje, ale miłość pozwala skupić się na tym, co w dorastaniu małego człowieka piękne. Wzruszająca scena, w której cała trójka splata się w radosnym tańcu, nabiera więc charakteru symbolicznego.
 

Dyskretne towarzyszenie

„Nasza klątwa” to film o oswajaniu lęku związanego z chorobą. Oswajaniem staje się też, jak można się domyślać, sam proces dokumentowania jej wpływu na relacje domowników. Trudno powiedzieć, w jakim stopniu sztuka spełnia swoją terapeutyczną rolę, z pewnością jednak mobilizuje do szeregu innych działań. Widać to chociażby po stronie internetowej leoblog.pl, poświęconej nie tylko Leosiowi i jego walce z klątwą Ondyny, ale przynoszącej także spory zasób wiedzy o naturze samej choroby. Obecne zamieszanie wokół filmu może jeszcze bardziej przyczynić się do zwiększenia społecznej świadomości na ten temat. Pojawiła się też nadzieja, że Leo pozbędzie się rurki i respiratora, jeśli wszczepi się mu stymulator przepony.

Nieco inne zadanie postawiła sobie Aneta Kopacz, reżyser drugiego z nominowanych filmów. „Joanna” to portret nieżyjącej już Joanny Sałygi, autorki popularnego bloga „Chustka”, znanej m.in. z kontrowersyjnej kampanii fundacji Rak’n’Roll: „Zbieramy na cycki, nowe fryzury i dragi”. Film Anety Kopacz nie jest pomnikowy – ukazuje raczej kobietę smakującą każdą z chwil życia, które jej pozostały. Swojemu synkowi Joanna obiecała, że zrobi wszystko, aby być z nim jak najdłużej. To dla niego prowadziła swojego bloga.

Właśnie ów blog, prowadzony z pazurem, pisany językiem dowcipnym, nierzadko dosadnym, zafascynował Kopacz tak, że postanowiła zrobić film. A właściwie po prostu – towarzyszyć kamerą codzienności rodziny. Dyskretnie, z wyczuciem, szanując te chwile, gdy Joanna zwyczajnie na filmowanie nie miała ochoty. Z tego towarzyszenia autorka powybierała i posklejała najciekawsze momenty, układając je jak puzzle.
 

Oscary z sąsiedztwa

Wyszedł film z jednej strony pełen czułości i poezji, z drugiej – przejmująco, do bólu, prawdziwy. Pięknym, pełnym zachwytu dla widzialnego świata obrazom pól, kołyszących się zbóż, płynącej wody towarzyszy delikatna muzyka Jana A. P. Kaczmarka. Zmysłowa radość podszyta jest smutkiem, mieszczącym się w dziecięcym pytaniu: „A czego ty się najbardziej boisz?”, z którym musi zmierzyć się główna bohaterka, spoglądająca – to także symboliczna scena – w ciemną dolinę.

Mimo to nie jest to bynajmniej obraz straszący śmiercią: „Dla mnie to film o rozmowach z własnym dzieckiem i mężem, o wspólnym leżeniu na trawie, chodzeniu w kaloszach po deszczu i zbieraniu grzybów. O najprostszych sprawach w życiu, które stanowią jego istotę. Tak postrzegam sens tego, co tu i teraz” – mówi o swoim obrazie Aneta Kopacz w jednym z wywiadów. Także w tym „Nasza klątwa” i „Joanna” są do siebie podobne, choć bardzo różnią się doborem środków artystycznych, które w filmie Śliwińskiego używane są dużo bardziej oszczędnie.

Być może dzięki ostatnim nominacjom zwrócimy większą uwagę na polskie filmy dokumentalne – nie tylko te opowiadające o historiach odległych w czasie, ale także te, których akcja rozgrywa się tu i teraz. Łatwo je przeoczyć, o czym przekonał się na swojej skórze reżyser „Naszej klątwy”. Na Ogólnopolskim Festiwalu Filmów Niezależnych OFFeliada w Gnieźnie film nie zdobył nawet wyróżnienia. Tymczasem okazuje się, że oscarowe historie toczą się często blisko nas.
 

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.