Anioły z pożaru

Przemysław Kucharczak

publikacja 12.02.2015 05:00

Aż dwieście niewielkich rzeźb zrobił katowicki artysta samouk z nadpalonych krokwi katedry w Sosnowcu.

Anioły z pożaru Przemysław Kucharczak /Foto Gość Anioły z pożaru

A może tak zacząć rzeźbić z belek nadgryzionych przez ogień? Na taki pomysł wpadł przed kilkoma miesiącami Marek Piwoński, który ma w Katowicach-Ligocie pracownię rzeźbiarską. 29 października zeszłego roku usłyszał o wielkim pożarze katedry w Sosnowcu. Zgłosił się więc do proboszcza z pytaniem, czy może sobie zabrać część opalonych krokwi, które miały trafić do utylizacji.

– Ksiądz proboszcz odpowiedział, że nie ma problemu, mogę je wziąć – wspomina. Pan Marek pomyślał wtedy, że dobrze byłoby podzielić się pieniędzmi, które otrzyma za wyrzeźbione przedmioty, z parafią katedralną. Na odbudowę tak wielkiego kościoła trzeba przecież ogromnych funduszy. Przypomniał sobie, jak przed dziewięciu laty cudem wyszedł żywy ze strasznego zderzenia z ciężarówką na wiślance. „Może przeżyłem po coś?” – nurtuje go od tego czasu pytanie.

Stopiony Chrystus
Rzeźbienie świeckich figur z pozyskanych belek odłożył więc na później, a w pierwszej kolejności stworzył około dwustu niewielkich rzeźb religijnych. To na przykład krzyżyki z pasyjkami z miedzianej blachy, też pochodzącej ze spalonego dachu katedry. Na niektórych krzyżykach miedziana postać Jezusa jest na wpół stopiona – co jeszcze mocniej podkreśla ofiarę, którą Bóg za nas poniósł. Są też drewniane aniołki; niektóre można zawiesić na choince.

Marek Piwoński z rzeźbą ze spalonego dachu   Przemysław Kucharczak /Foto Gość Marek Piwoński z rzeźbą ze spalonego dachu
– Robiłem je przez 30 dni po 16 godzin na dobę – mówi autor. Marek Piwoński nie uczył się w żadnej szkole plastycznej, skończył tylko zawodową szkołę budowlaną. Rzeźbienie pochłaniało go jednak od dzieciństwa tak bardzo, że zrobił z niego sposób na życie. Dużą część figur, które wykonuje w swojej katowickiej pracowni, sprzedaje później na Słowacji.

Ogień ujawnia desenie
Dlaczego rzeźbi akurat w drewnie opalonym? – Bo ogień lepiej ukazuje desenie tego drewna. Z pożaru też może coś powstać – pokazuje rzeźby z ostrym rysunkiem słojów, które dzięki osmaleniu są w jego dziełach silniej zaakcentowane. Swoje dzieła pan Marek poddaje też strukturyzacji, czyli drucianą szczotką usuwa z drewna części miękkie.

To rzeźby z modrzewia, który przeleżał na dachu katedry w Sosnowcu aż 116 lat. – A przedtem jeszcze około stu lat rósł w lesie. Widzę to na podstawie słojów – twierdzi pan Marek. W niedzielę 15 lutego rzeźbiarz będzie od rana sprzedawał swoje dzieła w Domu Katolickim naprzeciw katedry w Sosnowcu. Część zysku trafi na odbudowę katedry.

– Te rzeźby to ciekawa pamiątka związana z naszą katedrą i „cegiełka” na rzecz odbudowy – uważa ks. Jan Gaik, proboszcz katedralnej parafii Wniebowzięcia NMP. Podobną akcję prowadzą bezdomni ze wspólnoty „Betlejem” w Jaworznie, którzy na osmalone w październikowym pożarze deski z dachu katedry naklejają obrazki Matki Bożej. Na te pamiątki, które wyglądem przypominają ikony, dostają mnóstwo zamówień, a zebrane przez nich pieniądze też służą odbudowie katedry. W tej chwili na jej dachu trwa już układanie dachówek. Te prace powinny zakończyć się wiosną.

Dłużej potrwa naprawianie szkód w środku, zwłaszcza odnawianie bezcennej polichromii Włodzimierza Tetmajera i Henryka Uziembły z początku XX wieku. Parafia właśnie przygotowuje się do rozpoczęcia prac przy tym wybitnym dziele sztuki, wykonanym w stylu secesyjnym.

– Zejdzie na to około dwóch lat. Na transepcie, czyli skrzyżowaniu głównej nawy z boczną, trzeba jej fragment całkowicie zrekonstruować, bo tam odpadł płat polichromii o wielkości około 20 metrów kwadratowych – zapowiada proboszcz. Mimo tych prac w katedrze wciąż, wśród lasu rusztowań, będzie sprawowana Eucharystia.