12 dni w 40 sekund

Barbara Gruszka-Zych

GN 10/2015 |

publikacja 05.03.2015 00:15

Po tym zwiedzaniu nie lubię podróży. Razem z deportowanymi Górnoślązakami jechałam „krowiokiem” na zawiany polarnym wiatrem wschód Rosji. Ze świadomością, że, być może, jest to podróż w jedną stronę.

Na ekspozycji wyświetlane są obrazy obozów,  w których żyli jeńcy Henryk Przondziono Na ekspozycji wyświetlane są obrazy obozów, w których żyli jeńcy

Ponad 30 tysięcy imion i nazwisk według ciągle uzupełnianych list IPN wiozą w wirtualnych wagonach bydlęcych zamiast tamtych żywych ludzi w Centrum Dokumentacji Deportacji Górnoślązaków do ZSRR w 1945 roku. Gdyby przeczytać je wszystkie, pojawiające się w czterech kolumnach na umieszczonym przy wyjściu ekranie, zajęłoby to 20 minut. Wybitnemu aktorowi Franciszkowi Pieczce przypomnienie kilkudziesieciu wybranych zajmuje  9. Ekspozycje zwiedza się w 40 minut. Nie da się odpędzić myśli, że tak niewiele czasu potrzeba dla uczczenia pamięci tysięcy istnień. Jednak bardzo dobrze, że wreszcie powstało to miejsce z przyszłością, w którym odkrywa się zatajaną do 1989 roku przeszłość.

Bo wystawa jest rozwojowa i od początku wbrew temu, że przedstawia umarłych – żyje. Startowała z kilkunastoma eksponatami przechowywanymi w ukryciu przez dziesięciolecia, kiedy temat był zakazany. Z dnia na dzień jest ich więcej. – Wczoraj jeden ze zwiedzających przywiózł dwie walizki ojca, który wrócił z wywózki. Jego córka przyznała, że dzięki temu odkryła, że tata przechowywał po swoim ojcu takie pamiątki. Jakub Zorzycki, który nam o tym opowiada, jest kierownikiem „Centrum” i sam dowiedział się o deportacjach niedawno. Dopiero w zeszłym tygodniu jego 84-letnia babcia Dorota zwierzyła się, że miała kuzyna, którego zabrali do Rosji. Nikt w rodzinie o tym nie mówił. To daje nadzieję, że wielu zapomnianych zmartwychwstanie dzięki istnieniu Centrum.

Nacierająca ściana

W XIX-wiecznym budynku dworca w Radzionkowie słychać przejeżdżające pociągi. Ale to nie ich dotyczy rozkład otwierający ekspozycję Centrum Dokumentacji Deportacji Górnoślązaków do ZSRR w 1945 roku. Na tablicy informacyjnej zapalają się nazwy miast, do których wyruszały składy na początku 1945 roku: Kamerowo, Odessa, Mińsk, Stalinowo. Stukot pociągów słychać też w trakcie zwiedzania. Nie wiadomo, czy przejeżdża prawdziwy towarowy, czy z prezentacji 3D. Tamci deportowani nie odjeżdżali z tego dworca, ale można sobie wyobrazić, że to jeden z punktów startowych ich drogi przez mękę. Wchodząc tu, jesteśmy skazanymi. Czujemy, jakby to nas wyrwali z domu, pracy czy po prostu – jak wielu z nich – z ulicy i kazali wsiadać do zamykanych od zewnątrz „krowioków”. Wagonów z małym zakratowanym okienkiem, dziurą w podłodze zamiast ubikacji i wciśniętym w kąt żeleźniakiem.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.