Basia i jej autorka

Stefan Sękowski

GN 18/2015 |

publikacja 29.04.2015 00:15

Seria książeczek o zwykłej polskiej dziewczynce podbiła serca tysięcy dzieci. Zofia Stanecka potrafi problemy, z jakimi przedszkolaki spotykają się na co dzień, tłumaczyć w sposób ciepły i zrozumiały.

Zofia Stanecka napisała  już 24 książki o Basi Jakub Szymczuk /foto gość Zofia Stanecka napisała już 24 książki o Basi

To się nie przyjmie – mówili na początku wydawcy. Seria książek o chodzącej do przedszkola dziewczynce, mającej tatę, mamę i rodzeństwo, w dodatku mieszkającej prawdopodobnie w Warszawie (czyli zbyt „polskiej” ) i nie mającej swoich odpowiedników w popularnych kreskówkach. Kto to będzie czytał? A jednak, już po pierwszych tomach, seria książek o Basi zrobiła furorę wśród polskich dzieci. Do tej pory wyszło ich 24, nie licząc kilku tomów opowiadań, a także książeczek do nauki czytania, czy kolorowanek. Czy to Muzeum Narodowe, czy Lasy Państwowe – wiele instytucji prosi też Basię o pomoc w promocji swoich inicjatyw. A właściwie nie Basię, tylko Zofię Stanecką – twórczynię postaci i wspólnie z rysowniczką Marianną Oklejak autorkę serii.

Córka „Gugula”

Stanecka ma literaturę w genach. Rocznik 1972, córka słynnego warszawskiego nauczyciela języka polskiego w szkołach średnich: Ireneusza Gugulskiego. – W domu moich rodziców książki stały na regałach od podłogi do sufitu, pierwsze moje wspomnienia to właśnie te książki. Przychodzili też do nas intelektualiści i dyskutowali o książkach wychodzących w kraju i za granicą, a ja siedziałam pod stołem i podsłuchiwałam – opowiada „Gościowi Niedzielnemu” Zofia Stanecka. W ten sposób, choć nieco później, poznała Irenę Jurgielewiczową. Autorka powieści dla młodzieży, m.in. „Tego obcego”, przyjaźniła się z jej rodzicami, ale gdy Stanecka miała 15 lat, zaczęły przyjaźnić się także ze sobą nawzajem, mimo że dzieliło je 70 lat. – Dopiero teraz zdaję sobie sprawę z tego, że to było coś niezwykłego.

Ale my spotkałyśmy się jako przyjaciółki. Irena – przeszłyśmy w pewnym momencie na „ty” – była niesamowicie ciekawa życia. Bardzo interesowało ją, jak ktoś młodszy postrzega świat, co mnie interesuje, jakie książki czytam. Sama miała na mnie duży wpływ, czytała też moje pierwsze teksty – mówi. Stanecka zaczęła pisać jeszcze w liceum – recenzje filmowe i artykuły do pisma dla dzieci. A gdy jej przyjaciółka wyjechała do Francji na studia, pisała do niej literackie listy. Gdy przyjaciółka z kolei wróciła do Polski, podrzuciła jej pomysł stworzenia postaci, która będzie mogła być główną bohaterką serii książeczek dla dzieci. Tak narodziła się Basia.

Opowieść o zwykłej dziewczynce

Stanecka ma już bogatą bibliografię, na którą składają się liczne baśnie, książki dla młodzieży i proste książeczki dla dzieci uczących się czytać, jednak jej najsłynniejszym literackim dzieckiem jest właśnie Basia – piegowata, nieco pyzata dziewczynka, lubiąca tańczyć i chodzić w bluzkach w paski. Uczęszcza do przedszkola, ma dwóch braci: starszego, chodzącego do szkoły brata Janka, i młodszego – Franka, który rośnie wraz z serią.

Ma też mamę, która niedawno wróciła do pracy zawodowej (pisze podręczniki do szkoły), i tatę lekarza. Razem przeżywają dość codzienne przygody: idą do muzeum, jadą na wakacje, spotykają się z dziadkami lub przygotowują do świąt Bożego Narodzenia. Jednak każde wydarzenie ma zazwyczaj nietypowy przebieg. I tak przykładowo, gdy w pierwszym tomie, zatytułowanym „Basia i upał w zoo”, główna bohaterka idzie z tatą obejrzeć zwierzęta, te wcale nie ułatwiają im zadania, ukrywając się przed słońcem. Innym razem dzieci jadą z mamą w podróż, która kończy się awarią rury wydechowej. Na tym chyba polega fenomen Basi: dzieci mogą utożsamiać się z wydarzeniami z jej życia, które jednocześnie są na swój sposób niezwykłe. I, co istotne, nie nudzą także rodziców, którzy przecież muszą te książki czytać czasem po kilkadziesiąt razy w ciągu miesiąca. I oni mogą odnaleźć siebie w przedstawionych przez Stanecką postaciach. Choć rodzice dziewczynki są jej przyjaciółmi i mentorami, potrafią także popełniać błędy, a nawet się pokłócić, jak w opowiadaniu „Basia i mama w pracy”. Jak mówi autorka, była to scena, którą najmocniej musiała przemyśleć.

Trudne sprawy

Być może właśnie to, że „Basie” konfrontują najmłodszych ze zwyczajnymi, ale przecież często trudnymi sytuacjami, leży u źródła ich sukcesu. Autorka z reguły nie popada w dydaktyzm, a nawet mruga do rodzica, który może mieć skłonności do „trucia”, gdy przykładowo dość długą rozmowę mamy z dwójką starszych dzieci na temat wydawania pieniędzy w „Basi i zakupach” przerywa nieupilnowany Franek, przewracający na ziemię półkę z batonikami. Ale i Basia spotyka się z problemami trudniejszymi niż rodzinne zakupy, na przykład tragedią trzęsienia ziemi na Haiti. – Nie uchronimy dzieci przed trudnymi tematami. Jako autorka mam trudniejsze zadanie niż wtedy, gdy sama tłumaczę swoim dzieciom coś trudnego lub bolesnego. Rodzic wie, gdzie jest próg wrażliwości jego dzieci, co może powiedzieć, a gdzie się zatrzymać.

Gdy piszę, wolę zatrzymać się ciut wcześniej i czasem zostawić jakąś kwestię niedopowiedzianą, dając rodzicom możliwość jej rozwinięcia, jeśli uznają to za potrzebne. Stanecka radzi sobie z wyjaśnianiem świata swoim małym czytelnikom często przez analogię. Przykładowo w „niebasiowej” pozycji „Nasza paczka i niepodległość. O sześciu polskich świętach” stara się ukazać, co tak naprawdę kryje się za różnymi uroczystościami. Bohaterami książki są członkowie dziecięcej „paczki”. W rozdziale o 11 Listopada muszą się zmierzyć z konkurencyjną bandą, która zajęła ich „bazę” (obywa się bez rękoczynów). – Najtrudniejszy był dla mnie rozdział o 1 Maja. Wychowałam się w PRL i kojarzę ten dzień z tym, co najgorsze. Dlatego skupiłam się nie na ideologii, a wartości pracy – mówi Stanecka.

Nie jestem „mamą Basi”

W książce autorka podkreśla, że wiele z nich ma także odpowiednik w świętach kościelnych. W przeciwieństwie do wielu innych autorów nie uchyla się przed pokazaniem, że w życiu wielu osób obecna jest także wiara. Robi to subtelnie, wplatając np. w jedną z książek wieczorną modlitwę Basi z babcią. – Rodzina Basi jest po prostu wierząca i dla nich wspólna modlitwa to element codzienności – wyjaśnia. Z kolei w tomie o Bożym Narodzeniu mama tłumaczy Basi, że św. Mikołaj to nie jest „krasnal w czerwonej czapeczce”, tylko że to był biskup, który naprawdę istniał. Stanecka nie czuje się jednak mentorem. – W pewnym momencie rodzice zaczęli zwracać mi uwagę, że mama i tata Basi są zbyt idealni, zawsze znają odpowiedzi na wszystkie pytania, nigdy nie są zmęczeni i zdenerwowani. Też musiałam nad tym popracować. I podkreślam: ja „mamą Basi”, która zna odpowiedzi na wszystkie pytania, nie jestem – wyjaśnia autorka. I dodaje, że sama także uczy się od swoich czytelników. – Niedawno na spotkaniu autorskim czytałam dzieciom fragment książki „Basia i wolność”, która ukaże się za jakiś czas. Zapytałam dzieci: co by się działo, gdyby wszystko było wolno? Jeden chłopiec odpowiedział: To byłoby nudno. Na to nie wpadłam – opowiada.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.