Duch epoki

Eva Tvrdá

publikacja 25.05.2015 08:37

– Jesteście członkiem Partii, musicie przecież wiedzieć, że partyjne dzieci są przykładem. A wy je posyłacie na religię, zmuszacie je do wstecznictwa...

Duch epoki Wydawnictwo Silesia Progress

(1961)

Słoneczny poranek rozlewał się po krainie zabarwionej późnym latem. Pola pozbawione już plonów oddychały spokojnie, niebo błękitniało, gdzieniegdzie tylko poszarzałe od porannej mgły, trawa żółkła jesiennie, a lasy zaczynały się złocić.

Z Opawy w kierunku Rohova jechał wypolerowany ciemny samochód. Siedzieli w nim partyjni funkcjonariusze w garniturach, białych koszulach, krawatach i z aktówkami. Garnitury, białe koszule, krawaty i aktówki pełne dokumentów były ich bronią. Jechali walczyć z nieustępliwymi, prymitywnymi i zacofanymi wieśniakami.

Starał się być ponad to i zachowywać się, myśleć i działać racjonalnie, nowocześnie i zgodnie z duchem epoki. Jechali koło Arnoštova, przez Služovice, wjechali do Hněvošickiego háju i wiedział, że cała ta racjonalność, modernizacja, a nawet duch epoki gdzieś zniknęły. Skądś pojawiło się dziwne wrażenie, którego nie mógł się pozbyć. Kraina, do której wjeżdżał wypolerowany ciemny samochód z partyjnymi pasażerami racjonalności, modernizacji ani ducha epoki nie akceptowała. W Opawie, przy biurku powiatowego komitetu KSČ, Kraik Hulczyński wydawał się wyzwaniem, ziemią, którą koniecznie trzeba złamać.

Zeszłoroczna, przeprowadzona na szeroką skalę reorganizacja przyłączyła prawie cały kraik do powiatu opawskiego. Oczywiście nikt się tym Opawie nie przysłużył. Kraik Hulczyński sprawiał problemy. Kolektywizacja rolnictwa w latach pięćdziesiątych nie przebiegała poprawnie, w teren wyjeżdżała jedna komisja za drugą, organy partii pisały wezwanie za wezwaniem, ale efektów nie było. Jeszcze dzisiaj, we wrześniu sześćdziesiątego pierwszego roku, w tym rejonie niedopuszczalnie dużo ludzi miało prywatne gospodarstwa.

Ściskał zdecydowanie swoją aktówkę ze starannie przemyślanymi instrukcjami i starał się zrozumieć, dlaczego opuścił go zdrowy rozsądek pracownika powiatowego formatu. Przecież to niemożliwe, że ta okolica żyje. Wydawało mu się, że wariuje, bo miał wrażenie, że wszędzie tutaj krążą cienie, które tej krainy nie opuszczą. Dopadło go przygnębienie. Znał je dobrze z każdej wizyty w tej okolicy.

Żeby odgonić smutek, myślał uporczywie o jednej zeszłotygodniowej nocy. Zebrania wyjazdowe bywały wesołe i barwne, ale ich wesołość i barwność szybko znikały. Musiały być więc częste, przeplatane alkoholem i ciałami młodych kobiet, aby nie osłabł optymizm, którego funkcjonariusze tak bardzo potrzebowali do budowania socjalizmu.

Wspomnienie młodego ciała i spoconego z nim zjednoczenia nie odegnało złych myśli.

Wyciągnął z kieszeni starannie wyprasowaną przez żonę chusteczkę i wytarł kark.

Przejeżdżali przez Kobeřice. Droga znowu skręciła na południe. Cieszył się na myśl o chwili, kiedy będą jechać z powrotem.

Szkoła w Rohovie była uroczyście ozdobiona, oczekiwała znakomitych gości. Przyjechali funkcjonariusze partyjni z zakładów przetwórstwa tworzyw sztucznych w Chuchelnej, pedagodzy komunistyczni z kilku opawskich szkół i członkowie gminnego komitetu partii komunistycznej.

W grupie funkcjonariuszy partyjnych i ich dziarskich żartów czuł się dobrze. Jednakże nie byli tutaj dla żartów, ale z powodu wrogów. Naprzeciw nich stali ludzie niewykształceni, którym mieli wyjaśnić, że wiara w boga jest zacofana i że nowoczesny socjalistyczny człowiek musi się rozprawić z kwestiami wiary.

– Towarzysze i towarzyszki… – zaczął uroczystą przemowę. – Zeszliśmy się tutaj, aby sobie przypomnieć, że epoka, w której żyjemy, wymaga wykonywania powierzanych nam zadań. Pamiętamy jeszcze epokę niewoli i ucisku ze strony faszystowskich Niemiec, ale mamy za sobą powojenną odbudowę, a budowanie socjalizmu wciąż trwa. Także Rohov przyłączył się do naszego dzieła, zakładając JZD i nadal żyje się tutaj zgodnie z duchem socjalizmu. Jedną rzecz jednak, towarzysze i towarzyszki, musimy przyznać: nie udaje się nam zerwać z ciemnotą, nie udaje się nam w Kraiku Hulczyńskim rozliczyć z kwestią wiary”.

W sali panowała cisza. Nikt nikomu nie patrzył w oczy. Najpilniej obserwowany w pomieszczeniu był biały obrus przerzucony przez zestawione stoły. Mówcy się zmieniali.

– Towarzyszu, wy – dyskusję zaczął funkcjonariusz z Chuchelnej – powiedźcie, dlaczego wysyłacie swoje dzieci na religię?

Wywołany wzruszył ramionami i nic nie odpowiedział.

– Jesteście członkiem Partii, musicie przecież wiedzieć, że partyjne dzieci są przykładem. A wy je posyłacie na religię, zmuszacie je do wstecznictwa.

– Moja mama by tego nie przeżyła – grzmotnął oczerniany rohovski komunista.

– Starzy ludzie są przyzwyczajeni do starego świata, ale my musimy prowadzić nasze dzieci do lepszego jutra – powiedziała zapalczywie pedagog z Opawy. – Religia ogłupia ludzi, zabiera im wolność. Chyba nie chcecie dla swoich dzieci świata, który odrzuciliśmy w 1948 roku?

Po mężczyźnie było widać, że żałuje swojej pochopnej wypowiedzi. Powinien milczeć jak inni.

– Rozejrzyjcie się – zaczął inny funkcjonariusz – nigdzie już się nie posyła tylu dzieci na religię, co w Kraiku Hulczyńskim. A tutaj, towarzysze, mamy zgłoszenia nawet od dzieci członków partii. To jest niedopuszczalne.

– Towarzysze – odezwał się ktoś z drugiego końca stołu – w gminie pracuje szereg organów, na przykład lokalna jednostka Czechosłowackiej Straży Pożarnej, Svazarm[1], tutejsze kobiety też mają swoją organizację. Powiedzcie mi, jak to wygląda, gdy funkcjonariusze tych organów posyłają dzieci na religię?!

Przestał słuchać. Niepotrzebnie tu przyjechał. Wszystkie te spisy, wszystkie tabelki i przeglądy były na nic. Dlaczego są tak przywiązani do tej swojej religii? Zakazy, nakazy, groźby, perswazje – nic nie pomoże. Kościół w Sudicach nadal będzie niedziela po niedzieli pełen rohovskich wiernych. Musiałby być zburzony, żeby przestali. Ale pewnie by się schodzili gdzieś indziej. Zniesmaczony obserwował agitację i rosła w nim złość. To jeszcze nie mają wszystkiego dosyć? Jeden z drugim potomkowie Wehrmachtu, nie wolno im się było uczyć, nie mogli dostać przyzwoitej pracy, na koniec udało się ich złamać w tym JZD, spółdzielnia też tu jest, to czemu, do jasnej cholery, tak trzymają się tej wiary?

Wyjeżdżał w bardzo złym humorze. Trudno będzie górze wyjaśniać, że z rohovskimi nic się nie posunęło do przodu. Bez skutku szukał słów, którymi by mógł ująć rzeczywistość. Upadając na duchu, obserwował krainę przesiąkniętą wrogością i starał się nie poddawać czarnym myślom. To przecież nie koniec świata. Przecież musi istnieć jakiś sposób na dotarcie do celu.

Na ulicach Opawy krew w jego żyłach przyspieszyła. Marzył. Niedługo nadejdzie dzień, w którym zbliży się do średniej krajowej. Zabierze im tę ich wiarę. Z właściwym sobie uporem układał w duchu nowe działania. Przecież to się musi jakoś udać.

***

Powyższy tekst jest fragmentem książki "Dyskretny urok Śląska". Autorka: Eva Tvrdá. Wydawca: Silesia Progress, 2015 r.


[1] Svazarm – Svaz pro spolupráci s armádou, dosłownie: Związek dla Współpracy z Wojskiem; czechosłowacka organizacja obronna powstała w 1951 r. na wzór sowieckiego DOSAAF; paramilitarna organizacja sportowa; od 1990 r. STSČ (Sdružení technických sportů a činnosti – Stowarzyszenie Sportów i Aktywności Technicznych).