Ja, Fronczewski

Piotr Drzyzga

publikacja 15.11.2015 00:15

Pan Kleks, Franek Kimono, kasiarz Szpicbródka… - takiego Fronczewskiego znamy wszyscy. Ale kim jest naprawdę? Jakim jest człowiekiem? Co sądzi o swojej karierze, czasach PRL-u, świecie współczesnym?

Ja, Fronczewski Wydawnictwo ZNAK

Marcinowi Mastalerzowi udało się przeprowadzić ze słynnym aktorem niezwykle udany wywiad-rzekę. Niemal 350 stron spisanej rozmowy i ani jednej linijki nudy. Rewelacja! I to nie jedna.

Kilka tygodni temu plotkarskie portale – jeszcze przed premierą książki – przedrukowywały jej fragmenty, serwując czytelnikom powyrywane z niej „rewelacje romansowo-obyczajowe”. Jeśli ktoś ma zamiar sięgnąć po „Ja, Fronczewski” tylko z tego powodu, może być bardzo rozczarowany. Jest to bowiem książka przede wszystkim o aktorstwie, teatrze i środowisku artystycznym. Pełna pięknych i mądrych zdań o istocie i magii sztuki.

„Dwa i pół tysiąca lat temu w Atenach Sofokles pochylił się nad tragizmem ludzkiego losu, nad naszą bezradnością wobec wyroków przeznaczenia i ten jego głos dobiegający z pomroki dziejów jest wciąż aktualny. Oto cud teatru!” – stwierdza w pewnym momencie Piotr Fronczewski.

Filozof teatru? Pewnie z wrodzonej skromności zaprotestowałby, gdyby określić go tym mianem, choć sam nazywa tak Gustawa Holoubka. Swego mistrza, idola, a z czasem także serdecznego przyjaciela. „Myśmy byli tego samego wyznania teatralnego” - zapewnia.

Jego (ich) teatr, to „teatr oparty na słowie, jego dogłębnym zrozumieniu i starannym podaniu”. Dziś to niestety rzadkość. Uwagę krytyki przykuwają raczej spektaklowe remiksy, gdzie do najsłynniejszych nawet tekstów dramatycznych dokleja się fragmenty z innych dzieł. Dopisuje nowe, sensacyjne i obrazoburcze kwestie, miast szukać „prawdy ukrytej w słowach i pomiędzy nimi”. Holoubek był właśnie takim poszukiwaczem. Fronczewski chyba podobnie, czego dowiódł np. w wyreżyserowanym przez siebie spektaklu „Ja, Feuerbach”.

Ale na kartach tej publikacji bywa też bardzo wesoło. Fronczewski sypie jak z rękawa teatralnymi anegdotami, które – jak postuluje - powinny zostać uznane za osobny gatunek literacki. Olbrychski, Seweryn, Zelnik, Englert (z którymi był na jednym roku w PWST), a także Łomnicki, Axer, Hanuszkiewicz, czy Maklakieiwcz – wszyscy oni pojawiają się tu niejednokrotnie. Przyglądać się historii PRL-u w takim towarzystwie? Marzenie każdego czytelnika! 

A co bohater książki sam o niej sądzi i jak w ogóle doszło do jej napisania, można posłuchać poniżej: