Jak Cecylia z Janem śpiewali sobie...

Szymon Zmarlicki

publikacja 19.11.2015 05:10

W Domu Muzyki i Tańca w Zabrzu salezjanie przy okazji wspomnienia patronki muzyki koncertowo obchodzili 200. rocznicę urodzin założyciela ich wspólnoty.

Jak Cecylia z Janem śpiewali sobie... Szymon Zmarlicki /Foto Gość Na drugą część koncertu chórzyści porzucili swe jednakowe stroje, za to przyodziali regionalne i ludowo dodatki

– Uwaga, sprawdzamy PESEL-e! Kto z siedzących tu na sali ma 19 lat? – zapytał prowadzący koncert salezjanin ks. Andrzej Gołębiowski. W odpowiedzi zaledwie kilka osób podniosło ręce. – Otóż kiedy 19 lat temu wy wydawaliście pierwsze dźwięki na porodówkach, w Zabrzu rozpoczynał się pierwszy koncert ku czci św. Cecylii. Dzisiaj niektórzy z tego towarzystwa już się golą i chodzą na pierwsze randki, a my wciąż jesteśmy w Zabrzu – powiedział, przypominając historię koncertów. Następnie zobowiązał publiczność do odmówienia wyznania... gotowości na doznania muzyczne.

Jednak datą ważniejszą od 19-lecia koncertów była przypadająca w tym roku 200. rocznica urodzin ks. Jana Bosco, założyciela i patrona wspólnoty salezjańskiej. Preludium do tego wydarzenia miało miejsce już podczas zeszłorocznego koncertu.

Na scenie występował kilkudziesięcioosobowy dziecięco-młodzieżowy chór Cantores Don Bosco pod dyrekcją Szymona Cichonia, którego wykonania przeplatały się z występami solistów. Różnorodność muzyki pozwalała zadowolić się zarówno miłośnikom klasycznych kompozycji, jak i fanom współczesnej muzyki rozrywkowej oraz gospel.

Między kolejnymi utworami prowadzący wykonał szybki test znajomości gatunków muzycznych preferowanych przez młodzież oraz równie szybki sondaż, czego dotyczą teksty słyszanych na koncercie utworów w różnych językach.

– W utworach religijnych oczywistym motywem jest miłość Boga do człowieka, natomiast w zwyczajnych, "świeckich" piosenkach miłość między mężczyzną a kobietą jest tematem najbardziej ogranym i ośpiewanym, bliskim każdemu z nas. Na przykład gdy on do niej śpiewa "Ach, wyjdź na balkon, ma miła...", a ona jemu: "Ja wyjść na balkon nie mogę, bo mieszkam w suterenie"... – nucił prowadzący.

Po przerwie chórzyści ściągnęli swoje jednakowe stroje. Zamiast tego wyposażyli się w folkowe dodatki. Kiedy ks. Andrzej Gołębiowski zaintonował ludowe piosenki, publiczność momentalnie podchwyciła melodię, by po chwili cała sala śpiewała "Wiła wianki, rzucała je do falującej wody..." czy "Przybyli ułani pod okienko". Jak zauważył, najgłośniej udzielali się księża, co przekornie wskazuje na ich zamiłowanie do zabaw weselnych, gdzie królują tego typu klimaty muzyczne.