Historia wskrzeszona z ruin

Szymon Babuchowski

GN 05/2016 |

publikacja 28.01.2016 00:15

To tutaj car Rosji oddawał hołd królowi polskiemu, a Sejm Czteroletni uchwalił Konstytucję 3 Maja. Przez sześć wieków Zamek Królewski w Warszawie był świadkiem najważniejszych wydarzeń z historii Polski.

Zamek Królewski rocznie  odwiedza ponad 660 tys. osób Jakub Szymczuk /FOTO GOŚĆ Zamek Królewski rocznie odwiedza ponad 660 tys. osób

Wielokrotnie przebudowywany, grabiony i trawiony przez pożary, zawsze podnosił się ze zgliszcz. W 1939 r. Adolf Hitler wydał rozkaz wysadzenia zamku w powietrze. Niemieccy saperzy w całym obiekcie nawiercili mnóstwo otworów na dynamit. Ostateczne zniszczenie obiektu dokonało się w czasie powstania warszawskiego. Na miejscu zamku miała teraz powstać monumentalna Hala Ludowa lub Hala Kongresowa NSDAP.

Symbol zguby i anarchii

Kiedy ustała wojenna pożoga, wydawało się, że zamek szybko podniesie się z ruin. Tymczasem musiał czekać na odbudowę aż trzy dekady! Okazało się, że nie była ona w smak partyjnym decydentom. Gomułka mówił nawet, że zamek nie jest symbolem państwowości polskiej, tylko symbolem zguby i anarchii. Dopiero za Gierka, kiedy partia próbowała poprawić swój wizerunek po tragicznym grudniu 1970 roku, podjęto decyzję o podniesieniu budowli z gruzu i popiołu. Właśnie minęło 45 lat od tamtego momentu, kiedy zaczęło się pospolite ruszenie Polaków zbierających środki na ten cel. Do 1980 r. fundusze na odbudowę zawdzięczano wyłącznie ofiarności społecznej. W 1984 r. po raz pierwszy po wojnie udostępniono Zamek Królewski publiczności. Dziś znów trudno sobie wyobrazić, że przez trzy dekady w miejscu, które jest symbolem Warszawy, istniał pusty plac. Zwiedzanie warto więc rozpocząć od obejrzenia wystawy „Zniszczenie i odbudowa” w podziemiach zamku. Archiwalne zdjęcia i filmy, wyświetlane jednocześnie na trzech ścianach, sprawiają wrażenie trójwymiarowości. Scena wysadzania zamku nabiera tam szczególnej grozy. Z ulgą wchodzi się potem do reprezentacyjnych sal, które wyglądają prawie tak jak przed wojną. To niezwykłe, bo jeszcze przed całkowitym zburzeniem budowli Niemcy zaczęli demontować posadzki, marmury, rzeźby i elementy kamienne, takie jak kominki czy gzymsy. W procederze tym uczestniczyły, o zgrozo, grupy kierowane przez niemieckich oraz austriackich historyków i ekspertów. Do prac rozbiórkowych hitlerowcy zapędzali codziennie setki Żydów.

Stare w nowym

Wierność przedwojennemu wyglądowi zamek zawdzięcza m.in. pracy ekipy z Muzeum Narodowego w Warszawie pod kierunkiem historyka sztuki prof. Stanisława Lorentza, która podczas okupacji opisywała straty i potajemnie sporządzała dokumentację fotograficzną. Na podstawie odnalezionych szczątków odtworzono resztę, posiłkując się zdjęciami i zachowanymi projektami. – Proszę spojrzeć, oryginalne elementy odróżniają się od reszty nieco ciemniejszym kolorem – pokazuje Izabela Witkowska-Martynowicz, kierownik biura prasowego Zamku Królewskiego. Stare złocenia drzwi czy ozdobne fragmenty ścian zgrabnie jednak wkomponowano w tkankę nowej budowli. A co z eksponatami, wspaniałą kolekcją obrazów? W czasie wojny wiele z nich wywieziono do Niemiec, magazynów w Krakowie albo siedzib nazistowskich dygnitarzy. Jednak część zbiorów przechowano po domach, w podziemiach kościołów, a nawet pod podłogą Muzeum Narodowego. Niektóre eksponaty wywiezione przez Niemców odzyskano potem na aukcjach. – Malarstwo na zamku to wyłącznie oryginały – podkreśla pani Izabela. Kolekcja zamkowych obrazów rzeczywiście imponuje. Sala Canaletta jest ewenementem w skali europejskiej. Znajdują się w niej aż 23 obrazy mistrza, który szczególnie upodobał sobie Warszawę jako obiekt portretowania. W Pokoju Marmurowym zobaczyć można portrety władców pędzla Marcello Bacciarellego. W królewskiej rezydencji znajdują się też arcydzieła Jana Matejki: „Konstytucja 3 Maja 1791 roku”, „Rejtan” i „Batory pod Pskowem” – płótno, na którym król Polski trzyma stopy na skórze niedźwiedzia symbolizującego Rosję. – Jeszcze w latach 80. ubiegłego wieku rosyjscy goście byli przeprowadzani przez tę salę bez słowa komentarza – uśmiecha się Izabela Witkowska-Martynowicz.

Czas się zatrzymał

Absolutnym hitem jest Galeria Lanckorońskich na parterze, z dziełami sztuki podarowanymi w 1994 r. przez prof. Karolinę Lanckorońską, spadkobierczynię rodu. Dzieła należały wcześniej do Kazimierza Rzewuskiego. Wśród nich znajdziemy dzieła Rembrandta: „Dziewczynę w ramie obrazu” i „Uczonego przy pulpicie” – dwa z trzech, które można oglądać w Polsce (trzeci z nich, „Krajobraz z miłosiernym Samarytaninem”, należy do Muzeum Czartoryskich w Krakowie). Zwiedzanie Zamku Królewskiego to jednak przede wszystkim spacer po historii Polski. Zarówno tej pełnej chwały, kiedy hołd naszym królom składali car Wasyl IV Szujski i Wielki Elektor Fryderyk Wilhelm Hohenzollern, jak i tej dramatycznej, kiedy zamek stał się siedzibą zaborców, a na króla Polski koronowano cara Mikołaja I. To wszystko wyobrażamy sobie, przechodząc przez Salę Senatorską, gdzie uchwalono Konstytucję 3 maja, czy reprezentacyjną Salę Wielką, gdzie do dziś odbywają się największe uroczystości, choćby takie jak zaprzysiężenia prezydentów. W Sali Rycerskiej tylko podłoga i ściany zostały zbudowane na nowo, a całe wyposażenie jest oryginalne.

Zwraca uwagę niezwykły zegar z rzeźbą Chronosa, dźwigającego glob na plecach. Kosa, którą trzyma w ręku, jest jednocześnie wskazówką – zatrzymała się na godzinie 11.15, bo o tej właśnie porze 17 września 1939 r., w wyniku hitlerowskiego bombardowania i pożaru, stanął zamkowy zegar – wyjaśnia Izabela Witkowska-Martynowicz. Zegar odżył dopiero w 1974 r., o tej samej godzinie zresztą, staraniem warszawskich rzemieślników. Udało nam się wejść na Wieżę Zegarową i podziwiać pracę tego imponującego mechanizmu. Mamy szczęście, bo wycieczki wpuszczane są tam bardzo rzadko.

Srebrny i czarny orzeł

Rzadko też, tylko przy specjalnych okazjach, można zobaczyć oryginalnego orła z Sali Tronowej. Te, które znajdują się obecnie za tronem władcy, są replikami. Srebrne orły z królewskiego baldachimu osobiście zrywał generalny gubernator Hans Frank. Zaginęły wszystkie, z wyjątkiem jednego. Do rekonstrukcji posłużył jeden z zerwanych wtedy orłów, znaleziony i odkupiony w 1991 r. w Kanadzie przez Zygmunta Nagórskiego od rodziny Ponikowskich, która nabyła go zaraz po wojnie od jednego z esesmanów. – Różni się od pozostałych ciemną barwą, ponieważ był pokryty tlenkiem srebra, aby przypominać symbol NSDAP, czarnego orła – opowiada nasza przewodniczka. Zamkowe muzeum to także pałac Pod Blachą, znajdujący się u podnóża zamku, gdzie w odnowionych wnętrzach odbywają się zajęcia dla szkół oraz spotkania o charakterze kulturalno-edukacyjnym. Wiele imprez ma miejsce w Arkadach Kubickiego, które przetrwały II wojnę światową w stanie nienaruszonym, za to, użytkowane później przez wojsko, niszczały do lat 80. ubiegłego wieku. Otwarto je dla zwiedzających dopiero siedem lat temu. Dziś jest to idealna przestrzeń dla licznych koncertów, targów i wystaw, jakie odbywają się na zamku. Zrekonstruowano też Górny Ogród, na odtworzenie (niepełne, bo jedną trzecią przestrzeni zabrała trasa komunikacyjna) czeka jeszcze Ogród Dolny. – To będzie ostatni etap odbudowy zamku – mówi Izabela Witkowska-Martynowicz. Ale już dziś zwiedzanie tego obiektu to dobra lekcja historii, obcowanie z pięknem i powód do dumy.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.