Dla Boga grał wyjątkowo

Bogdan Gancarz

publikacja 05.02.2016 18:46

Tłumy miłośników jazzu pożegnały 5 lutego na krakowskim cmentarzu Rakowickim Janusza Muniaka, wybitnego muzyka jazzowego. Muzyk spoczął w Alei Zasłużonych.

Dla Boga grał wyjątkowo Bogdan Gancarz /Foto Gość Janusz Muniak dla Boga starał się grać wyjątkowo

Mszę św. za duszę zmarłego 31 stycznia w wieku 74 lat krakowskiego jazzmana, odprawił w kościele Zmartwychwstania Pańskiego ks. infułat Jerzy Bryła wraz z kilkoma dominikanami którzy cenili talent wybitnego saksofonisty.

- Żegnamy wielkiego artystę, umiłowanego przez Kraków i licznych wielbicieli jazzu - powiedział ks. Bryła, duszpasterz krakowskich środowisk artystycznych.

Wspominali go również ojcowie dominikanie. - Jestem spokojny o pana Janusza. Sądzę, że jego dusza jest już w niebie. Miałem okazję spowiadać go po ubiegłorocznej śmierci jego żony. Bardzo nas to ze sobą związało - mówił o. Tomasz Samulnik z Wrocławia.

- Gdy zamierzałem zorganizować w krakowskim kościele dominikanów rekolekcje jazzowe, nie bardzo widziałem, jak się do tego zabrać. Poszedłem do Janusza Muniaka z prośbą, by zagrał w ich trakcie. Odparł z zakłopotaniem: „Moje życie nie nadaje się do kościoła”. Po przemyśleniu sprawy zgodził się jednak i zagrał. Potem, po koncercie rzekł do mnie: „Gdyby ojciec mnie jeszcze kiedyś zaprosił, to ja się bardziej postaram, więcej poćwiczę, bo nie można w kościele grać byle jak”. Niech te dźwięki, które zabrzmią tu dzisiaj, będą miały to natchnienie, które było w Januszu. Bo dla Boga trzeba grać wyjątkowo - powiedział o. Tomasz Nowak z Łodzi.

Prezydent Rzeczypospolitej Andrzej Duda odznaczył pośmiertnie Janusza Muniaka Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski, „za wybitne zasługi w propagowaniu muzyki jazzowej w Polsce”, a prezydent Krakowa Jacek Majchrowski wyróżnił go odznaczeniem Honoris Gratia.

Trumnę artysty oprócz duchowieństwa, rodziny i przyjaciół, odprowadził do Alei Zasłużonych cmentarza Rakowickiego również tłum miłośników jego gry.

Byli m.in. Krzysztof Sadowski, wybitny jazzman, Mieczysław Święcicki, pieśniarz „Piwnicy pod Baranami”, bracia Lesław i Wacław Janiccy, niegdysiejsi aktorzy teatru Tadeusza Kantora, Andrzej Zieliński, współzałożyciel zespołu „Skaldowie”, Leszek Długosz, poeta i pieśniarz związany przez wiele lat z „Piwnicą pod Baranami”, Jerzy Stępień, b. prezes Trybunału Konstytucyjnego.

Mimo ciężkiej choroby i poruszania się na wózku inwalidzkim, na pogrzeb przyjaciela przyjechał również Marek Karewicz, wybitny fotografik, przez kilkadziesiąt lat dokumentujący w obiektywie swego aparatu fotograficznego dokonania polskich muzyków jazzowych.

Nie było to całkiem smutne pożegnanie. Gdy trumnę spuszczano do grobu, zabrzmiały żwawe rytmy w wykonaniu sekstetu jazzowego.

- Za szybko nas opuściłeś. Spójrz, jak wiele osób przyszło tu dziś Cię pożegnać. Pamiętają o Tobie szczególnie Ci spośród muzyków jazzowych, którzy w młodości trafili pod Twoje opiekuńcze skrzydła - mówiła dr Małgorzata Jantos, wykładowca filozofii na UJ, radna miejska, a zarazem miłośniczka jazzu.

Wtórował jej minister Wojciech Kolarski z Kancelarii Prezydenta.

- Decyzja odznaczeniowa prezydenta, honoruje wybitnego twórcę. Każdy twórca zaś tworzy w języku uniwersalnym, mając jednak swoją tradycję, historię, emocje. Tę lokalność w świecie universum było widać w twórczości Janusza Muniaka, współtwórcy fenomenu jazzu polskiego - powiedział min. Kolarski, który jako rodowity krakowianin, miał okazję nie raz słuchać gry zmarłego artysty.

Muzyka wspominali również przyjaciele.

- Stykaliśmy się przez wiele lat od połowy lat 60., zarówno na gruncie artystycznym, jak i towarzyskim. Z wzajemnym uznaniem spoglądaliśmy na naszą odrębność artystyczną. W ostatnim czasie zaś mieliśmy podobne mniemanie o świecie, w którym przyszło nam żyć - powiedział Leszek Długosz.

Janusza Muniaka wspominał także Jerzy Stępień, b. prezes Trybunału Konstytucyjnego, z zamiłowania saksofonista jazzowy.

- Marzyłem, by zagrać kiedyś z nim na żywo. Zachęcał mnie nawet do tego, nie starczyło mi jednak śmiałości. Usłyszałem go po raz pierwszy na początku lat 60., gdy grał w kwintecie Tomasza Stańki. Robił czasem różne dowcipy muzyczne. Kiedyś, w trakcie koncertu w Sali Kongresowej, podłączył swój saksofon do odkurzacza, i brzmiał jak kobziarz. Z czasem bardzo się zaprzyjaźniliśmy. Ilekroć byłem w Krakowie, zawsze go odwiedzałem. Teraz saksofon Janusza zamilkł. Pozostaną jednak nagrania i pamięć o nim - powiedział dla GN sędzia Stępień.

Czytaj także:

Zmarł Janusz Muniak