Wodzenie "bera"

PAP |

publikacja 06.02.2016 23:45

Oczyszczeniu, wypędzeniu zła i nieszczęść, odrodzeniu przed wiosną ma służyć tzw. wodzenie "bera", czyli niedźwiedzia, w barwnym korowodzie po wsi. To jeden z zapustnych zwyczajów końca karnawału praktykowany w wielu miejscowościach woj. opolskiego i śląskiego.

Wodzenie "bera" Karina Grytz-Jurkowska /Foto Gość Wodzenie "bera"

W sobotę wodzenie niedźwiedzia odbywało się w kilku podopolskich miejscowościach - m.in. Suchym Borze, Chrząstowicach, Dębskiej Kuźni czy Raszowej. W ostatniej z nich zabawa rozpoczęła się w sobotę wczesnym rankiem od ubierania dwóch mężczyzn w stroje niedźwiedzia zrobione z uwitych z żytniej słomy warkoczy. To - jak mówili PAP obecni przy strojeniu postaci etnografowie - najbardziej tradycyjny strój "bera", coraz rzadziej spotykany. Często bowiem niedźwiedzie ubrane są w strój zrobiony z materiału imitującego futro.

Sołtys Raszowej Andrzej Mateja relacjonował PAP, że plecenie warkoczy trwało blisko dwa tygodnie. Zszywano je w sobotę na mężczyznach odgrywających niedźwiedzie specjalnym sznurkiem przez ok. dwie godziny.

W barwnym korowodzie, który do późnego popołudnia będzie chodził w sobotę po Raszowej, prócz dużego niedźwiedzia był też mniejszy. Większy, zgodnie z tradycją, zostanie symbolicznie zastrzelony wieczorem przez myśliwego; mniejszy ma przetrwać - by przetrwała też tradycja. Starego niedźwiedzia prowadził poganiacz, a towarzyszyli mu np. para młoda, lekarz, pielęgniarka, policjant, ksiądz, śmierć, diabeł czy cyganki. "W sumie w tym roku w wodzeniu bierze udział 26 osób. Chętnych było jeszcze więcej, bo ludzie garną się do tej tradycji" - opowiadał PAP Mateja.

Przebierańcy, którym towarzyszy zespół muzyczny, odwiedzą każde domostwo w Raszowej. A obowiązkiem każdej gospodyni z odwiedzanych domów będzie zatańczyć z niedźwiedziem. "Zatańczyć koniecznie trzeba, żeby powodzenie nie opuszczało tego domu przez cały rok. Gospodyni musi też skubnąć niedźwiedziowi trochę słomy z kubraka i zanieść ją dla kur albo na pola, żeby zapewnić urodzaj" - opowiadał Mateja.

Uczestnicy korowodu zbierają też od odwiedzanych fanty: drobne pieniądze, alkohol, którym są też czasem częstowani, słodycze czy jajka. Impreza kończy się rokrocznie zabawą dla dzieci, symbolicznym ubiciem niedźwiedzia, a potem imprezą do rana dla dorosłych.

Bogdan Jasiński z Muzeum Wsi Opolskiej w Opolu, który obserwował sobotnie wodzenie w Raszowej, wyjaśniał w rozmowie z PAP, że zwyczaj ten ma - według podań - służyć wypędzeniu zła, oczyszczać i pobudzać do życia. Tłumaczył, że tytułowego "bera" obarcza się w trakcie zabawy wszystkimi możliwymi przewinami i złymi wydarzeniami, które w ciągu poprzedniego roku miały miejsce. Np. suszą, wichurą, brakiem urodzaju, chorobami. "Dla przykładu, po tym jak w 1997 Opolszczyznę dotknęła powódź, w 1998 roku motywem przewodnim wodzenia była właśnie wielka woda, za której przyjście obwiniono niedźwiedzia" - mówił PAP Jasiński.

Dlatego właśnie na koniec "bera" trzeba ukarać i ustrzelić. Zazwyczaj robi to leśniczy. W niektórych miejscowościach rzeźnik ma natomiast upuścić "berowi" krew w postaci wina. "Tym winem potem powinno się obdarować całą społeczność. W niektórych miejscowościach takie wino się sprzedaje" - opowiadał Jasiński.

Kierownik Działu Kultury Materialnej i Folkloru Muzeum Wsi Opolskiej Elżbieta Oficjalska podała, że wodzenie niedźwiedzia to zwyczaj praktykowany na terenach historycznego Górnego Śląska, czyli w woj. opolskim i śląskim, głównie przez ludność rodzimą. Dodała, że grupy zapustne, które chodzą w okresie karnawału, spotykane są wprawdzie nie tylko na Śląsku, ale też w innych regionach kraju, np. na Kujawach, gdzie pojawia się w nich także niedźwiedź - słomiany albo ubrany w futerko. "Ale tam wcale nie jest on najważniejszą postacią. U nas to postać wokół której toczy się obrzęd" - mówiła PAP Oficjalska.

Zaznaczyła też, że wodzenie "bera" to jeden z najpowszechniej i najchętniej praktykowanych zwyczajów, do którego wciąż garną się młodzi mieszkańcy Śląska i Opolszczyzny. Przyznała, że trudno dokładnie określić, od kiedy jest praktykowany. "Na pewno istniał już w XIX wieku, i to w pełnym rozkwicie. Ale jest z pewnością starszy i sięga dużo dalszych czasów" - mówiła.