Kultura ze znakiem jakości

GN 09/2016 |

publikacja 25.02.2016 00:15

O nowym „Pegazie”, telewizji z misją i wychodzeniu z niszy z Markiem Horodniczym rozmawia Szymon Babuchowski

Marek Horodniczy Dziennikarz, publicysta, pracownik Narodowego Centrum Kultury. W latach 2005–2007 kierował „Frondą”, a następnie magazynem „44/Czterdzieści i Cztery”. Jest autorem telewizyjnego cyklu „Portret trumienny”, współredagował i współprowadził program „Koniec końców”. Od 2 marca wraz z Agnieszką Szydłowską na antenie TVP 1 poprowadzi magazyn „Pegaz”. jakub szymczuk /foto gosć Marek Horodniczy Dziennikarz, publicysta, pracownik Narodowego Centrum Kultury. W latach 2005–2007 kierował „Frondą”, a następnie magazynem „44/Czterdzieści i Cztery”. Jest autorem telewizyjnego cyklu „Portret trumienny”, współredagował i współprowadził program „Koniec końców”. Od 2 marca wraz z Agnieszką Szydłowską na antenie TVP 1 poprowadzi magazyn „Pegaz”.

Szymon Babuchowski: Zostałeś właśnie jednym z prowadzących reaktywowany program „Pegaz”. Po co wskrzeszać magazyn wymyślony pół wieku temu?

Marek Horodniczy: Jest coś niezwykłego w niektórych markach wypracowanych przez telewizję jeszcze za czasów PRL-u, a kojarzących się z dobrą jakością. Przykładem są właśnie te programy, co do których zapadły decyzje o ich kontynuacji. Myślę tutaj o „Sondzie” i „Pegazie”. To marki mówiące o tym, że telewizja może wypełniać swoją misję w sposób kompetentny, ciekawy, nie unikając tematów poważnych. Kilkakrotnie – już za czasów wolnej Polski – mieliśmy do czynienia z próbą reaktywacji „Pegaza”. Ta audycja skupiała osoby z bardzo różnych bajek światopoglądowych, ale zarówno wyszukana strona graficzna, jak i sama koncepcja prowadzenia programu wbijały się w pamięć. Zgodziłem się przyjąć zaproszenie m.in. dlatego, że widzę w tej marce potencjał do stworzenia programu wpływowego, inspirującego nie tylko w obszarze kultury popularnej, ale również tej poważniejszej.

Zamierzasz czerpać z tradycji poprzedników czy stworzyć coś zupełnie nowego?

Oczywiście będziemy musieli nawiązywać do poprzednich edycji „Pegaza”, ponieważ jesteśmy związani nazwą, która zobowiązuje. Już sama czołówka autorstwa Wojciecha Zamecznika była niezwykle intrygująca – prosta, ale tak przygotowana, że w moim pokoleniu, dzisiejszych czterdziestolatków, wywołuje skojarzenie z pogranicza obrazu i dźwięku. Nawet jeśli nie do końca przypominamy sobie, co w tych „Pegazach” było, kojarzą nam się one z kulturą wysoką, z refleksją na temat teatru, filmu czy literatury.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.