Gospel nad Wisłą

Szymon Babuchowski

publikacja 12.05.2016 06:00

Mamy w Polsce ponad 60 chórów i zespołów wykonujących gospel. Skąd taka popularność czarnej muzyki w kraju nad Wisłą?

Warsaw Gospel Days – jeden z wielu festiwali na gospelowej mapie Polski jacek zawadzki Warsaw Gospel Days – jeden z wielu festiwali na gospelowej mapie Polski

Właśnie ukazała się niezwykła płyta. „Gospel Celebration” to, jak głosi podtytuł, „wizytówka muzyki gospel w Polsce”. Melomani dostali w pigułce obraz zjawiska, które na pierwszy rzut oka wydaje się fenomenem trudnym do wytłumaczenia. Oto bowiem muzyka o czarnym rodowodzie zapuściła nad Wisłą korzenie i rozszerza swój zasięg oddziaływania w ekspresowym tempie. Nie ma dziś chyba w Polsce żadnego dużego miasta, w którym nie odbywałyby się warsztaty gospel. Ale i do mniejszych miejscowości coraz częściej trafiają czarne pieśni uwielbienia, dla których słowiańska ziemia okazuje się wyjątkowo podatnym gruntem.

Przez pączkowanie

Gospel rozmnaża się przez pączkowanie. Dosłownie. Uczestnicy jednych warsztatów, zafascynowani ich atmosferą, tworzą kolejne w swoich lokalnych środowiskach, na których znowu znajdują się podobni zapaleńcy. Trudno w to uwierzyć, ale sieć chórów i zespołów gospel, coraz gęściej oplatająca mapę naszego kraju, wyrosła przede wszystkim z dwóch źródeł, które pojawiły się w podobnym czasie. W 1997 r. powstał festiwal muzyki gospel w Osieku (przez pierwsze trzy lata działający pod egidą Festiwalu Muzyki Country Ciemnogród, organizowanego przez Wojciecha Cejrowskiego), a w 1999 r. grupa działaczy organizacji chrześcijańskich i kulturalnych zorganizowała w Krakowie warsztaty gospel, które zaowocowały wysypem podobnych inicjatyw w różnych częściach kraju.

Wśród twórców krakowskich warsztatów była Lea Kjeldsen ze Stowarzyszenia Gospel, która przyjechała do Polski z Danii ponad 20 lat temu i od tego czasu nieprzerwanie zaraża Polaków gospelową pasją. – W latach 90. ub. wieku. Polacy zaczęli słuchać więcej czarnej muzyki – opowiada Lea. – Miało to związek z popularnością amerykańskich filmów, takich jak chociażby „Zakonnica w przebraniu”. Ale myślę, że przyczyna tego fenomenu leży głębiej: gospel odpowiada na pragnienie człowieka, by wyrazić radość wspólnym śpiewem.

To, co dzieje się na warsztatach gospel, rzeczywiście jest niezwykłe. Bo jak wytłumaczyć fakt, że chór złożony z uczestników warsztatów, liczący nieraz około tysiąca osób, może w dwa dni nauczyć się całego repertuaru i wystąpić potem z rewelacyjnym koncertem? – Ważna jest więź, która wytwarza się między prowadzącym i chórem – twierdzi Lea Kjeldsen. – Jednak najistotniejszy jest wymiar duchowy. Może zabrzmi to banalnie, ale podczas wspólnego śpiewania naprawdę odczuwa się obecność Boga.

Śpiewana nowina

Jolanta Mitko, kierująca chórem Gospel Sound z Katowic, doświadczenie zdobywała w Przemyskim Chórze Gospel, który zrodził się właśnie po pierwszych krakowskich warsztatach. – Ta muzyka nierozerwalnie łączy się z tekstem, zanurzonym głównie w Ewangelii. Ważne jest to, że tę Ewangelię głosi się w sposób żywy i radosny. Ludzie tego potrzebują. Dostrzegam to także wśród starszej publiczności, która często w trakcie koncertów klaszcze i podnosi ręce – mówi szefowa katowickiego chóru.

Korzeni muzyki gospel należy szukać w XIX-wiecznej kulturze czarnoskórych mieszkańców Ameryki. Nurt ten wywodzi się z pieśni spirituals, które powstawały wśród niewolników. Były one dobrą nowiną w złych czasach, mówiły o braterstwie, zapowiadały nadejście nowego, sprawiedliwego porządku społecznego. Z czasem to przesłanie zaczęło się ściśle łączyć z tekstami nawiązującymi bezpośrednio do Biblii. Narodziła się nowa forma uwielbienia Pana Boga.

Sama nazwa „gospel”, pochodząca od słów „God spell”, oznacza w wolnym tłumaczeniu słowo Boże, Dobrą Nowinę o zbawieniu w Jezusie Chrystusie. – Pod tą nazwą kryje się dziś wiele różnych stylów muzycznych – zauważa Jolanta Mitko. – To ogromne dziedzictwo kulturowe. Staramy się pokazywać, jak bogata jest to muzyka. Chcemy też jak najlepiej brzmieć i jak najlepiej wyglądać, bo po prostu Bogu się to od nas należy. Ale najważniejsze jest to, żeby żyć zgodnie z Ewangelią.

Słychać, że to Polacy

Czy Polacy wnoszą coś własnego do muzyki gospel, czy też jest to tylko kopiowanie amerykańskich wzorców? – Zaczęło się rzeczywiście od odtwarzania – opowiada ks. Zdzisław Ossowski, dyrektor Międzynarodowego Festiwalu Muzyki Gospel Camp Meeting, odbywającego się dawniej w Osieku, a obecnie w Gniewie. – Ale po festiwalowych warsztatach ludzie wracali do swoich wspólnot, a tam zakładali nowe chóry i zespoły, dzięki czemu można dziś zauważyć szaloną różnorodność tego nurtu. Artyści zaczęli sami pisać teksty, w których dzielą się tym, co przeżyli. Czasem łączą też tę twórczość z tańcem na chwałę Boga.

– Na pewno nie da się skopiować amerykańskiej muzyki w stu procentach – twierdzi Jolanta Mitko. – W Europie mamy przecież od wieków system muzyczny oparty na nutach i pewne formy, do których jesteśmy przywiązani. W szkołach muzycznych kształcenie klasyczne przeważa, a gospel nie śpiewa się klasycznie. Ale nie o to też chodzi, by kopiować 1:1. Wszyscy zapewne chcemy czerpać z tego czucia, swoistego „luzu”, który towarzyszy oryginalnej muzyce gospel. My natomiast możemy dodać do tej muzyki skupienie, charakterystyczne dla naszego odczuwania sacrum.

– W polskiej muzyce gospel słychać, że śpiewają Polacy – podsumowuje Lea Kjeldsen. – Ale to dobrze, bo to znaczy, że są prawdziwi. Pozostają sobą w tym śpiewaniu.

Silna scena

Jaki jest dziś poziom polskiej muzyki gospel? Sporo mówi o nim wspomniana płyta, która ukazała się nakładem krakowskiego Stowarzyszenia Gospel. Wydawca wybrał utwory spośród zgłoszeń, które nadeszły w odpowiedzi na otwarte zaproszenie. 17 opublikowanych na krążku nagrań pokazuje dużą różnorodność tego nurtu. Są tu zarówno standardy, jak i piosenki autorskie, utwory zaśpiewane a capella i z bogatym instrumentarium, po polsku i po angielsku. Album nie jest do końca równy – obok wykonań znakomitych zawiera też takie, które zasługują, powiedzmy, na mocną czwórkę – ale ogólny bilans wypada całkiem nieźle.

Wśród najciekawszych zjawisk na polskiej scenie gospel znawcy wymieniają m.in. Kraków Gospel Choir, DeocentriCity czy Gospel Joy.

Ale nie można też zapomnieć o grupach takich jak TGD czy Gospel Rain, obecnych na scenie od ćwierć wieku. To zespoły z najwyższej półki, odważnie łączące gospel z innymi gatunkami muzycznymi. Nazywa się je czasem pop-gospelowymi, bo znajdziemy w ich twórczości także elementy muzyki soul, praise & worship czy nawet hip-hopu. Na tej samej, najwyższej półce postawić trzeba też twórczość Gabrieli Gąsior – wokalistki i instruktorki gospel, która wraz z zespołem Holy Noiz łączy ten nurt m.in. z dźwiękami jazzowymi, a także z muzyką etniczną, zwłaszcza latynoską. Jeśli dodamy do tego dorobek wybitnych wokalistów w różnym stopniu inspirujących się gospel (Ewa Uryga, Beata Bednarz, Natalia Niemen, Anna Szarmach, Marek Bałata, Mieczysław Szcześniak), ta scena okazuje się naprawdę silna. – Brakuje tylko wytwórni płytowych i rozgłośni chętnych do promowania tej muzyki – ubolewa ks. Zdzisław Ossowski.

Na razie pozostają więc warsztaty i festiwale (...). 12 sierpnia podczas XX Międzynarodowym Festiwalu Gospel w Gniewie odbędzie się jubileuszowy koncert świętującego ćwierćwiecze zespołu Gospel Rain. Październik zaś zdecydowanie warto zarezerwować na krakowski Festiwal 7 x Gospel. Okazji, żeby chwalić Boga radosnym, wspólnotowym śpiewem, jest zatem wiele.