Poszukiwacze zaginionej sztuki

Szymon Babuchowski

publikacja 09.04.2016 06:00

Śledzenie światowych aukcji, kryminalistyczne badania, długotrwałe negocjacje – wszystko to składa się na proces odzyskiwania utraconych dzieł sztuki.

„Pomarańczarka” Aleksandra Gierymskiego wraca na swoje miejsce w Muzeum Narodowym w Warszawie. Zdjęcie z 2012 r. Jakub Kamiński /epa/pap „Pomarańczarka” Aleksandra Gierymskiego wraca na swoje miejsce w Muzeum Narodowym w Warszawie. Zdjęcie z 2012 r.

Wprywatnych mieszkaniach w Warszawie policjanci odnaleźli niedawno dwa obrazy poszukiwane od II wojny światowej. Pierwszy z nich – „Święty Longin, patron dzwonkarzy” Jana Matejki stanowi projekt fragmentu polichromii do kościoła Mariackiego w Krakowie. Drugi to portret „Hucułki z dzbankiem” Michała Borucińskiego. Odzyskanie tych skarbów stało się możliwe dzięki zawiadomieniu złożonemu przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Pracownicy ministerstwa odkryli bowiem, że obrazy mogły być wystawiane na aukcjach kilka lat temu.

Utracone dzieła

To najnowsza tego typu sprawa, ale podobne informacje docierają do nas co pewien czas. Nic dziwnego, liczba zaginionych w Polsce dzieł jest naprawdę pokaźna. Ogromne straty ponieśliśmy pod tym względem w czasie II wojny światowej. Tylko w wyniku okupacji niemieckiej zniknęły z Polski prawie 3 tys. obrazów znanych europejskich szkół malarskich, 11 tys. obrazów autorstwa polskich malarzy, 1400 wartościowych rzeźb. A przecież jest jeszcze cała masa strat związanych z rabunkową działalnością sowieckiego okupanta, których nigdy do końca nie oszacowano. Obiekty utracone podczas ostatniej wojny katalogowane są przez wydział strat wojennych Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego na stronie kolekcje.mkidn.gov.pl. Można tam też znaleźć informacje o dziełach odzyskanych oraz aplikację do zgłaszania tych nieujętych w katalogu.

Dostępna w internecie lista liczy ponad 60 tys. obiektów i stale jest aktualizowana. Według szefów domów aukcyjnych takie zabytki kultury można liczyć nawet w setkach tysięcy. Ale straty wojenne to tylko część zaginionych dzieł sztuki. Na stronie skradzionezabytki.pl figuruje, liczący obecnie ponad 10 tys. kart, krajowy wykaz zabytków skradzionych po wojnie. Trudno oszacować, ile dokładnie dzieł zaginęło. Możemy jedynie korzystać z danych gromadzonych w dwóch wspomnianych wykazach. – Należy pamiętać, że nie wszystkie straty są zgłaszane do wykazu – podkreśla w rozmowie z GN Monika Barwik z Narodowego Instytutu Muzealnictwa i Ochrony Zbiorów. – Może to wynikać z braku wiedzy właścicieli o tym, czy dany obiekt był zabytkiem lub dziełem sztuki albo z braku dobrej dokumentacji. Właściciele prywatnych zbiorów, a także włodarze parafii powinni prowadzić dokumentację posiadanych dzieł sztuki. Jest ona niezwykle ważna w procesie identyfikacji i odzyskiwania zabytków.

Nabywcy w dobrej wierze

Galerie czy antykwariusze, nabywając dzieło, powinni teoretycznie sprawdzić, czy nie figuruje ono na liście dzieł skradzionych. Jednak prywatni kolekcjonerzy niekoniecznie są zainteresowani taką weryfikacją. Nie zawsze też zdają sobie sprawę z tego, co posiadają. W polskim prawie istnieje przepis chroniący nabywcę w dobrej wierze. Jeśli posiadamy jakiś przedmiot powyżej trzech lat i możemy udowodnić, że kupiliśmy go na przykład na publicznej aukcji, możemy czuć się jego właścicielami. Oczywiście dotyczy to raczej dzieł mniej znanych, a nie takich jak chociażby „Portret młodzieńca” Rafaela, zaginiony w 1945 roku.

W przypadku ewentualnego zakupu tego obrazu trudno byłoby udowodnić przed sądem swoją nieświadomość. Wykaz skradzionych zabytków bywa też cennym narzędziem w rękach policji, służby celnej czy straży granicznej. Złodzieje najczęściej wpadają bowiem przy próbie sprzedaży. Dlatego urzędnicy ministerstwa dokładnie obserwują światowy rynek antykwaryczny. Czasem pomoc okazują uczciwi antykwariusze. To dzięki ich czujności z Hagi i Berlina wróciły do Polski cenne obrazy z Muzeum im. Adama Mickiewicza w Śmiełowie. Była to jedna z najbardziej zuchwałych kradzieży ostatnich dziesięcioleci. W ciągu jednej nocy z 5 na 6 listopada 1989 r. zrabowano aż 8 obrazów.

Kryminał z Madonną

Niektóre historie kradzieży mogłyby stanowić świetny materiał na powieść sensacyjną. Tak jest chociażby w przypadku odzyskanej przed czterema laty „Madonny pod jodłami” Lucasa Cranacha Starszego. XVI-wieczny obraz ukradł z katedry wrocławskiej i wywiózł do Berlina niemiecki duchowny Siegfried Zimmer, któremu zlecono naprawę złamanego na dwie części w czasie wojny dzieła. W latach 1946–1947 powstała kopia obrazu Cranacha pędzla Georga Kupkego, wspólnika duchownego. Ksiądz Zimmer podmienił dzieło na falsyfikat, a oryginał „Madonny pod jodłami” wywiózł do Berlina. Fałszerstwo odkryto dopiero po 15 latach, gdy obraz miał zostać poddany konserwacji. W tym czasie dzieło przechodziło z rąk do rąk, próbowano je sprzedać, jednak z powodu znanej proweniencji nie mogło znaleźć nabywcy. W końcu trafiło do kolekcji w Szwajcarii, a po śmierci kolekcjonera przekazano je diecezji w Sankt Gallen. Władze diecezji rozważały sprzedaż obrazu i przekazanie dochodu na cele dobroczynne, jednak po rozmowach ze stroną polską zwróciły arcydzieło. Inna głośna kradzież dotyczyła „Plaży w Pourville” – jedynego w polskich kolekcjach obrazu Moneta – z Muzeum Narodowego w Poznaniu. Miała ona miejsce w 2000 roku. Tu także złodziej dokonał podmiany, jednak kopia została wykonana tak nieudolnie, że pracownicy muzeum od razu się zorientowali. Sprawcę udało się ustalić dzięki badaniom śladów zostawionych na miejscu kradzieży. Obraz wrócił do muzeum po 9 latach nieobecności.

Dyplomatyka i kasa

Odzyskiwanie zaginionych dzieł bywa procesem żmudnym. Pokazuje to chociażby historia obrazu Aleksandra Gierymskiego „Pomarańczarka”, stanowiącego stratę wojenną Muzeum Narodowego w Warszawie. W listopadzie 2010 r. do departamentu dziedzictwa kulturowego MKiDN wpłynęła informacja, że obraz został wystawiony na sprzedaż w domu aukcyjnym w Buxtehude w Niemczech. Dzięki interwencji ministerstwa wycofano go z aukcji. Eksperci z Muzeum Narodowego potwierdzili autentyczność dzieła. Początkowo rozważano możliwość odzyskania go na drodze sądowej, ostatecznie jednak rozpoczęto rozmowy z ówczesnymi posiadaczami na temat zwrotu dzieła. Niemiecki adwokat reprezentujący stronę polską uzyskał zapewnienie strony przeciwnej o gotowości do polubownego rozstrzygnięcia sporu. Do czasu zakończenia rozmów obraz pozostawał w skrytce bankowej. Momentem przełomowym w negocjacjach była decyzja strony przeciwnej o znacznych ustępstwach finansowych. W tym wypadku wystarczyły negocjacje z kolekcjonerami, jednak odzyskiwanie dzieł wiąże się nierzadko z zabiegami dyplomatycznymi, nie zawsze przynoszącymi rezultaty. Na przykład od 2004 r. Polska stara się o zwrot 10 obrazów, które po wojnie trafiły do magazynów Muzeum Puszkina w Moskwie. Są wśród nich „Madonna Głogowska” Lucasa Cranacha Starszego, dyptyk Winterfieldów z 1490 r. oraz „Pejzaż leśny” Breugela Starszego i „Ucieczka do Egiptu” Cornelisa van Poelenburga. Wymiany not dyplomatycznych nie przynoszą skutku, bo strona rosyjska ciągle znajduje nowe powody, by nie wydać dzieł. Urzędnicy mówią więc, że czekają na „odpowiedni klimat” polityczny. A że klimat na razie jest, jaki jest, na odzyskanie obrazów przyjdzie nam jeszcze zapewne długo poczekać.