Pół godziny oklasków

Barbara Gruszka-Zych

16/2016 |

publikacja 14.04.2016 00:00

Ze światowej sławy tenorem Piotrem Beczałą i jego żoną  Katarzyną Bąk-Beczałą o sile, spawaniu i miłości.

Pół godziny oklasków roman koszowski /foto gość

Barbara Gruszka-Zych: Ale wszystko zaczęło się w Technikum Mechanicznym w Czechowicach-Dziedzicach. Ania Szostak-Myrczek, szefowa zespołu Camerata Silesia, opowiadała mi, jak tam przyszła i wyłowiła Pana do swojego chóru.

Piotr Beczała: W czwartej klasie zapowiedziano nam, że są przesłuchania do chóru. Poszedłem na nie, bo chciałem uniknąć klasówki z matematyki, i tak trafiłem do „Madrygalistów”, gdzie moja przyszła żona była gwiazdą.

Miał Pan spawać, a zaczął śpiewać.

P.B.: Spawałem w ramach zajęć praktycznych. Miałem zostać technikiem mechanikiem o specjalności aparatura kontrolno-pomiarowa i mechaniczna automatyka przemysłowa. Jednak w zespole połknąłem bakcyla śpiewu i zmieniłem swoje zainteresowania. W efekcie dostałem się na studia muzyczne, na Wydział Wokalno-Aktorski Akademii Muzycznej w Katowicach. Zostałem przyjęty, bo chyba brakowało tenorów. {body:bbc}(śmiech){/body:bbc}

Imponowała Panu żona?

P.B.: Startowaliśmy z innych poziomów. Kiedy ja przygotowywałem się do egzaminu na studia na Akademię Muzyczną w Katowicach, Kasia też zdawała, tyle że w Warszawie. Ja śpiewałem proste piosenki starowłoskie, a ona na egzaminie wstępnym arię z opery „Carmen”. Kogo innego byłoby na to stać? Gdybym ja zaśpiewał arię Don Joségo, to wszyscy padliby ze śmiechu. Ona studiowała w Warszawie, a ja na prowincji. Kiedy przyjeżdżała na weekendy, przychodziłem do niej posłuchać, jak się żyje w stolicy. Po pierwszym roku studiów przestałem śpiewać w zespole i spotkaliśmy się prywatnie.

Katarzyna Bąk-Beczała: Przed studiami z wyróżnieniem ukończyłam eksternistycznie średnią szkołę muzyczną w Chorzowie, w klasie wokalnej znakomitej prof. Teresy Markiewicz. Od komisji rekrutacyjnej na studia usłyszałam: „Jesteś gotowa na scenę”. Najlepsze związki powstają na bazie kontrastów. Byłam wychowywana na gwiazdę. Stawiano mnie na stołku i śpiewałam przy każdej możliwej okazji. Piotr wręcz przeciwnie – nie miał takich doświadczeń, wątpił w siebie. Długo trwało, zanim się otworzył. Jest introwertykiem.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.