Telewizja „poturczona”

Edward Kabiesz

GN 17/2016 |

publikacja 21.04.2016 00:00

Kiedyś telewizji publicznej zarzucano amerykanizację, dzisiaj to, co dzieje się w jej programach, można nazwać swoistym „poturczeniem”.

W roli dorosłej sułtanki Kösem wystąpiła Beren Saat, jej męża, sułtana Ahmeda I, zagrał Ekin Koç tvp W roli dorosłej sułtanki Kösem wystąpiła Beren Saat, jej męża, sułtana Ahmeda I, zagrał Ekin Koç

Z pewnością nikt się nie spodziewał, że serial „Wspaniałe stulecie”, którego emisję właśnie zakończyła telewizyjna Jedynka, odniesie aż taki sukces. Zresztą nie tylko w Polsce, ale w całej Europie. Serial został zakupiony przez 52 zagraniczne stacje telewizyjne, a obejrzało go podobno 400 mln widzów. Okazało się, że tematyka historyczna podana w efektownym opakowaniu może zainteresować widzów wszędzie. Jednak gdzieniegdzie, jak np. w Grecji czy Serbii, emisja „Wspaniałego stulecia” wywołała kontrowersje. Tam również serial cieszył się powodzeniem, mimo że biskup Salonik wzywał do bojkotu serialu, twierdząc, że „przez oglądanie tureckich seriali poddajemy się Turkom”, a serbscy historycy doszli do wniosku, że stanowi narzędzie tureckiej propagandy kulturalnej w celu wybielenia własnej historii.

Faktem jest, że niezorientowany w historii widz, oglądając serial, nabierze przekonania, że imperium Osmanów było państwem tolerancyjnym, w którym panowała wolność wyznania, a poddani chętnie przechodzili na islam. Większość akcji rozgrywa się w haremie, gdzie toczą się intrygi na miarę brazylijskiej telenoweli, ale serial również skrótowo przedstawia wszystkie najważniejsze podboje Sulejmana.

Dziwne, że „Wspaniałe stulecie” nie spodobało się Recepowi Erdo anowi, prezydentowi Turcji, który ostro skrytykował serial za przedstawienie historii kraju i jego najwybitniejszego władcy w złym świetle. Miał również za złe twórcom, że Sulejmana pokazywali częściej w haremie niż na koniu, kiedy dokonywał wielkich podbojów.

Wydaje się jednak, że Erdo an nie miał racji. Twórcy stworzyli na ekranie postać idealnego, pozbawionego jakichkolwiek wad władcy. Przenikliwego, obdarzonego nadludzką spostrzegawczością, zdolnego rozsupłać błyskawicznie każdą intrygę i ukarać winowajców. Natomiast jego przeciwnicy: papież, cesarz czy król Węgier to istne karykatury snujące nieustanne intrygi, by zniewolić Turcję. Wszystkie działania sułtana mają na celu szczęście swoich poddanych, nawet tych, którzy zostaną nimi dopiero w przyszłości. Gdyby wiedzieli, jakie szczęście ich czeka, nie broniliby z takim uporem swojego kraju i religii.

Tureccy producenci, zachęceni sukcesem serialu, poszli za ciosem i nakręcili „Wspaniałe stulecie. Sułtanka Kösem”. Tytuł niezupełnie przystaje do rzeczywistości, bo XVII wiek nie był dla Turcji okresem tak pomyślnym jak poprzedni. Natomiast losy bohaterki serialu były o wiele bardziej dramatyczne niż życie Hürrem, jej słynniejszej poprzedniczki. Kösem, grecka niewolnica, która została żoną sułtana Ahmeda, wywierała ogromny wpływ na politykę turecką. Nie tylko sprawowała rządy zakulisowo, ale także dwukrotnie została oficjalną regentką.

Turecka inwazja

„Wspaniałe stulecie”, emitowane w TVP 1 od poniedziałku do piątku w nie najlepszym przecież czasie antenowym, odniosło kolosalny sukces również w Polsce. Na początku serial oglądało około 600 tys. osób, ale z odcinka na odcinek liczba jego fanów rosła. Ostatecznie średnia oglądalność produkcji wyniosła 2,3 mln widzów, co – biorąc pod uwagę porę emisji – jest znakomitym wynikiem. Zapewniło to Jedynce pozycję lidera na telewizyjnym rynku. TVP również poszła za ciosem, kupując następne „Wspaniałe stulecie” z sułtanką Kösem w roli głównej.

Oba seriale nakręcone zostały z rozmachem. Scenografia i różnobarwne, olśniewające kostiumy podkreślają bogactwo i przepych sułtańskiego dworu. Sądzę, że drugie „Wspaniałe stulecie”, liczące 72 odcinki, będzie cieszyło się podobną oglądalnością co wcześniejsze.

Popularność „Wspaniałego stulecia” zapoczątkowała w telewizji publicznej istną serialową inwazję znad Bosforu. Pozwoliłem sobie, korzystając z naszego dodatku telewizyjnego, podsumować tureckie osiągnięcia w tej dziedzinie w dwóch sztandarowych programach TVP, czyli Jedynce i Dwójce. I tak na przykład we wtorek bieżącego tygodnia w Jedynce już przed południem mamy okazję śledzić historię nieszczęsnej Fatmy, młodej dziewczyny, która wraz z matką i bratem mieszka w prowincjonalnym miasteczku w Turcji. Jaki grzech popełniła tytułowa bohaterka „Grzechu Fatmagül”? Otóż dziewczyna wkrótce miała wyjść za młodego rybaka, jednak pewnego dnia została zgwałcona przez pijanych mężczyzn. W muzułmańskiej społeczności zostaje napiętnowana i pohańbiona, a rodzina zmusza ją do małżeństwa z jednym z gwałcicieli. Jeszcze nie zdążymy odetchnąć po obejrzeniu perypetii Fatmagül, a już na ekranach pojawia się „Wspaniałe stulecie. Sułtanka Kösem”. Serial wskoczył w miejsce zakończonego dzień wcześniej dokumentu przedstawiającego kulisy realizacji „Wspaniałego stulecia”.

Wspaniałe popołudnie

Po tak wypełnionym poranku czeka nas przerwa obiadowa, ale już od godziny 14 popołudnie zagospodaruje nam nowy odcinek „Grzechu Fatmagül”, a następnie, po niewielkiej przerwie, „Wspaniałe stulecie. Sułtanka Kösem”. Jako przerywnik Jedynka zafunduje nam odcinek „Klanu”, by po 20.00 uraczyć nas „Rozdartymi sercami”, pierwszą częścią kolejnego, 72-odcinkowego tureckiego tasiemca telewizyjnego. To opowieść o perypetiach rodzin dwóch kobiet, które w tym samym czasie w jednej klinice urodziły córki, ale nieuważne pielęgniarki zamieniły noworodki. Prawda wyszła na jaw zupełnie przypadkowo 15 lat później. „Rozdarte serca” kończą turecką inwazję w Jedynce. Dwójka nie poszła tak daleko w promowaniu telewizyjnej produkcji znad Bosforu, bo proponuje fanom jedynie serial „Tylko z Tobą”, czyli opowieść o pewnym przedsiębiorcy, którego żona po wypadku samochodowym zapadła w śpiączkę. Po kilku latach bohater, przekonany, że żona nie wyjdzie z komy, postanawia ułożyć sobie życie u boku innej kobiety. Ale los chce inaczej.

Łatwo obliczyć, że we wtorek w Jedynce przez 5 godzin, od 10.00 do 22.00, prawie 50 proc. programu zajmują seriale nakręcone w Turcji. Może to tylko chwilowa moda, tak jak w wypadku seriali latynoamerykańskich, które kiedyś cieszyły się podobną popularnością. Jednak produkcje tureckie realizowane są na o wiele wyższym poziomie, a „Wspaniałe stulecie” rozmachem bije na głowę nawet zachodnie seriale.

Piszę o „poturczeniu” telewizji nie dlatego, że jestem przeciwnikiem emisji podobnych programów w telewizji publicznej. W porównaniu do głośnych zachodnich produkcji pod pewnymi względami są nawet bardziej wartościowe. Nie epatują na ekranie dosłownym okrucieństwem, nie znajdziemy tu także wprowadzanych na siłę nieodzownych w prawie każdej zachodniej produkcji wątków i scen homoerotycznych, promują tradycyjne wartości rodzinne i obyczajowe. Może to jeden z powodów ich wielkiej popularności.

Piszę o „poturczeniu” dlatego, że jest ono dowodem na to, jak bardzo naszej telewizji brakuje pomysłów na „dobrą zmianę” w najchętniej oglądanym telewizyjnym gatunku. A takim są seriale i telenowele. Należałoby się zresztą zastanowić, czy telewizja publiczna powinna w ogóle produkować telenowele i konkurować w tej dziedzinie z prywatnymi stacjami. Czy warto na nie wydawać publiczne pieniądze? Jak długo można ciągnąć owe „Barwy szczęścia”, „M jak Miłość”, „Na dobre i na złe” czy inne podobne, które mają tyle wspólnego z rzeczywistością co „Wspaniałe stulecie” z historią.

Z pewnością decyzja o zakończeniu ich produkcji nie spotkałaby się z przychylnym przyjęciem wielu widzów, ale należy pamiętać, że są też tacy, którzy w tym momencie wyłączają odbiornik. A wydawane dotąd na telewizyjne tasiemce pieniądze można byłoby przeznaczyć na produkcję ambitnych seriali, w tym również historycznych. Przecież nasza historia to istny sezam tematów. Trzeba go tylko otworzyć. Przykład dali nam Turcy.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.