Zagadki starego psałterza

Szymon Babuchowski

publikacja 29.05.2016 06:00

– „Psałterz floriański” nosi powab tajemnicy – mówi Łukasz Kozak, redaktor Polony – Cyfrowej Biblioteki Narodowej i mediewista z Uniwersytetu Warszawskiego.

Znak splecionych liter „mm” pojawiał się na przedmiotach związanych z królową Jadwigą Znak splecionych liter „mm” pojawiał się na przedmiotach związanych z królową Jadwigą

Jadwiga i Mistrz Yoda

– Nie wiemy dokładnie, kiedy i gdzie powstał, kto był autorem przekładów – i czy polski tekst stworzono na potrzeby tego rękopisu, czy też został przepisany z wcześniejszego źródła. Nad rękopisem pracowało z pewnością kilka osób, ale ile dokładnie i w jakich odstępach czasu – nie wiemy. Dla badaczy jest wciąż nierozwiązaną zagadką.

Aurę tajemniczości wokół księgi wzmagają miniatury namalowane obok tekstu na kilkudziesięciu kartach „Psałterza”. Jedni widzą w nich astrologiczne symbole, inni mnemotechniczne schematy, ułatwiające zapamiętywanie tekstu, a jeszcze inni... Mistrza Yodę, Nosferatu i Gandalfa Szarego. Faktycznie – z punktu widzenia współczesnego odbiorcy niektóre ilustracje wyglądają bardzo zabawnie. Kiedy uświadomimy sobie, że powstały ponad 600 lat temu, intrygują jeszcze bardziej.

A co wiemy na pewno o „Psałterzu”? Choćby to, że jego tekst został spisany na przełomie XIV i XV wieku w trzech językach: łacińskim, polskim i niemieckim. – Wielki podziw budzi przedsięwzięcie, jakim było spisanie na prawie 600 pergaminowych stronicach biblijnej księgi – komentuje Łukasz Kozak. – Było to najpewniej zlecenie monarszego dworu, związane ze św. Jadwigą Królową.

Tajemnica dwóch „m”

Na związek z Jadwigą wskazują dwie splecione litery: „mm” – najbardziej zagadkowy znak „Psałterza floriańskiego”, występujący w nim trzykrotnie. Jak podaje prof. Aleksander Brückner, podobny znak odkryto w 1938 r. na fragmencie malowidła ściennego w Sali Kazimierzowskiej na Wawelu. Można go znaleźć także na innym przedmiocie związanym z królową, tzw. roztruchanie drezdeńskim – kosztownym naczyniu, obecnie przechowywanym w Dreźnie. Marta Kwaśnicka w znakomitej książce „Jadwiga” pisze, że był to zapewne dar królowej Jadwigi dla katedry wawelskiej lub katedry św. Wita w Pradze.

„Istnieje sporo interpretacji owego »mm« – mówi Kwaśnicka – od miserere mei [zmiłuj się nade mną – przyp. Sz. B.] po astrologiczny symbol Ryb. Najczęściej – i chyba najsłuszniej – zakłada się jednak, że Jadwiga podpisywała się w ten sposób jako ta, która chce być »rozmodlona jak Maria, zapracowana jak Marta«. Wydaje się, że to przeciwstawienie było ciągle obecne w jej myślach”.

Znak „mm”, odnaleziony także na zabytkach z XV i XVI wieku w Czechach i Szwajcarii, bywał interpretowany również jako skrót wskazujący na miejsce powstania rękopisu – Mons Mariae (klasztor kanoników regularnych w Kłodzku – dziś już wiadomo, że to błędna teza), jako inicjał imienia Marii, siostry Jadwigi, a nawet jako znak porozumiewawczy w korespondencji Jadwigi z papieżem Bonifacym IX. Wersji jest wiele, ale naukowcy zgadzają się najczęściej, że symbol ów mówi o pobożności królowej.

Za 7 solidów

Niezwykła jest też historia odkrycia „Psałterza floriańskiego” dla współczesnych. Stało się to stosunkowo niedawno, bo dopiero w 1827 roku. To właśnie wtedy kanonik Józef Chmel, bibliotekarz w austriackim opactwie Sankt Florian, przekazał Bartłomiejowi Kopitarowi, kustoszowi Cesarskiej Biblioteki w Wiedniu, informację o znalezieniu manuskryptu spisanego w bliżej nieznanym słowiańskim języku. Na szczęście Kopitar był wybitnym slawistą, od razu rozpoznał polszczyznę i zainteresował zabytkiem naszych rodaków. Od tego momentu rozpoczęły się starania o pozyskanie „Psałterza” do polskich zbiorów. Udało się to dopiero w 1931 roku. Całą II wojnę światową manuskrypt przeleżał w Kanadzie. Do kraju powrócił 14 lat po zakończeniu wojny.

Niewiele wiadomo o tym, co się działo z „Psałterzem” przed jego odkryciem. Z notatki na wyklejce oprawy wynika, że w 1557 r. był on własnością Bartłomieja Siessa, który zakupił rękopis od włoskiego kupca za – niewielką w owych czasach – sumę 7 solidów. Wiemy też, że oprawę wykonał najwcześniej w 1564 r. Heinrich Yegem i że w 1637 r. manuskrypt zostaje odnotowany w katalogu biblioteki w Sankt Florian przez Wolfganga Rainera. I to właściwie tyle. Jak to się stało, że tak cenne dzieło trafiło w ręce włoskiego kupca i skąd się wzięło w austriackim opactwie? Tej zagadki naukowcy, jak dotąd, nie rozwiązali.

Co zawiera „Psałterz floriański”? Wbrew pozorom nie składa się on tylko ze 150 psalmów oraz hymnów i kantyków, ale poprzedzony jest dwoma prologami. Pierwszy z nich to „De virtute psalmorum” – znane w średniowieczu dzieło, przypisywane św. Augustynowi. Drugi – to tzw. psalm 151, utwór apokryficzny znany z Kościoła wschodniego. Brakuje początkowej karty – niektórzy badacze twierdzą, że mogła znajdować się tam dedykacja dla królowej Jadwigi, a jej usunięcie ułatwiło sprzedaż manuskryptu. Nie ma też ostatniej składki rękopisu, gdzie, być może, znajdowały się brakujące kantyki lub dodatkowe modlitwy.

Trzy języki – trzy kolory

Zwraca uwagę wyjątkowa, starannie przemyślana kompozycja „Psałterza”. Choć mamy do czynienia z jednym z najważniejszych zabytków polskiego piśmiennictwa, to polska wersja stanowi zaledwie jedną trzecią dokumentu. Naprzemiennie występują w nim wersety: łaciński, polski i niemiecki, a każdy z nich zaczyna się – odpowiednio – innym kolorem inicjału: złotym, niebieskim i czerwonym. Językoznawcy zwracają uwagę, że wersje językowe nie są swoimi bezpośrednimi tłumaczeniami, ale powstawały niezależnie od siebie. Liczne elementy regionalne w polszczyźnie „Psałterza” charakterystyczne są dla środkowej Małopolski, co zdaniem prof. Witolda Taszyckiego wskazuje na fakt powstania rękopisu w skryptorium na Wawelu. Z kolei występujące w części tekstu wpływy czeskie mogą świadczyć o tym, że jednym ze wzorców było tłumaczenie psalmów na język czeski.

Jak widać, „Psałterz floriański” kryje w sobie wiele zagadek.