publikacja 04.08.2016 00:00
„Ben Hur” Lewisa Wallace’a, który uwierzył w Chrystusa w czasie pisania książki, był największym chrześcijańskim bestsellerem XIX w. Rywalizować z nim mogło tylko „Quo Vadis” Henryka Sienkiewicza.
Philippe Antonello
Najnowsza ekranizacja „Ben Hura” wchodzi
na ekrany kin
w najbliższych dniach.
Lewis Wallace (1827–1905) był postacią niesłychanie barwną. W wieku 16 lat opuścił dom i zaczął samodzielnie zarabiać na swoje utrzymanie. Jako ochotnik wziął udział w wojnie z Meksykiem, prowadził kancelarię prawną, został wybrany na senatora stanu Indiana. W czasie wojny secesyjnej dowodził różnymi jednostkami armii Północy w walce z konfederatami i odniósł kilka znaczących sukcesów. Do największych należało powstrzymanie marszu przeważających liczebnie oddziałów armii Południa na Waszyngton. Był też jednym z członków komisji śledczej badającej sprawę zamordowania prezydenta Lincolna. Armię opuścił w randze generała, a po wojnie całkowicie poświęcił się polityce.
Pisanie na Dzikim Zachodzie
W 1878 r. został mianowany gubernatorem Terytorium Nowego Meksyku. Nie była to łatwa placówka, bo rządziło tam bezprawie, a korupcja stała się powszechna. Właśnie tam losy Wallace’a splotły się z losami jednej z najsłynniejszych postaci Dzikiego Zachodu, czyli Billym Kidem. Przestępca negocjował z gubernatorem warunki ewentualnej amnestii.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.