Generał chwyta
 za pióro

Edward Kabiesz

publikacja 18.09.2016 06:00

„Ben Hur” Lewisa Wallace’a, który uwierzył w Chrystusa w czasie pisania książki, był największym chrześcijańskim bestsellerem XIX w. Rywalizować z nim mogło tylko
„Quo Vadis” Henryka Sienkiewicza.

Najnowsza ekranizacja „Ben Hura” wchodzi
na ekrany kin
w najbliższych dniach. Philippe Antonello Najnowsza ekranizacja „Ben Hura” wchodzi
na ekrany kin
w najbliższych dniach.

Lewis Wallace (1827–1905) był postacią niesłychanie barwną. W wieku 16 lat opuścił dom i zaczął samodzielnie zarabiać na swoje utrzymanie. Jako ochotnik wziął udział w wojnie z Meksykiem, prowadził kancelarię prawną, został wybrany na senatora stanu Indiana. W czasie wojny secesyjnej dowodził różnymi jednostkami armii Północy w walce z konfederatami i odniósł kilka znaczących sukcesów. Do największych należało powstrzymanie marszu przeważających liczebnie oddziałów armii Południa na Waszyngton. Był też jednym z członków komisji śledczej badającej sprawę zamordowania prezydenta Lincolna. Armię opuścił w randze generała, a po wojnie całkowicie poświęcił się polityce.

Pisanie
na Dzikim Zachodzie

W 1878 r. został mianowany gubernatorem Terytorium Nowego Meksyku. Nie była to łatwa placówka, bo rządziło tam bezprawie, a korupcja stała się powszechna. Właśnie tam losy Wallace’a splotły się z losami jednej z najsłynniejszych postaci Dzikiego Zachodu, czyli Billym Kidem. Przestępca negocjował z gubernatorem warunki ewentualnej amnestii.

W 1881 r. Wallace zrezygno-
wał z urzędu i wyjechał do Konstantynopola jako ambasador USA; zdobył sobie zaufanie sułtana Abdülhamida II. Odbył też wiele podroży po Bliskim Wschodzie i zwiedzał opisane potem przez siebie w „Ben Hurze” miejsca. W 1885 r. wrócił do kraju i poświęcił się twórczości literackiej, choć pisaniem dorywczo zajmował się już wcześniej. W 1843 r. rozpoczął powieść „The Fair God” o podboju Meksyku przez Cortésa, ale wydał ją dopiero w 1873 roku. Sprzedawała się dobrze, co zachęciło Wallace’a do pisania kolejnej.

W swojej autobiografii Wallace napisał, że nigdy nie należał do żadnej wspólnoty religijnej, a sprawy religii były mu obojętne. Do czasu, kiedy zaczął pisać „Ben Hura”, książki nazywanej często „najbardziej wpływową chrześcijańską książką XIX wieku”. Koncepcja powieści zrodziła się w pociągu, w czasie przypadkowego spotkania z płk. Robertem Ingersollem, czołowym wówczas propagatorem ateizmu w Stanach Zjednoczonych. Pułkownik starał się przekonać Wallace’a, że Jezus nie jest postacią historyczną. Jak się okazało, tyrady Ingersolla przyniosły skutek odwrotny do jego zamierzeń. Pisarz postanowił, jak później wspominał, „zdefiniować sobie, w co naprawdę wierzy… Wystarczy powiedzieć, że zdecydowałem napisać powieść o Chrystusie i w trakcie pisania utwierdziłem się w absolutnej wierze w Boga i w boskość Chrystusa”.

Wallace pracował nad powieścią w czasie, kiedy pełnił funkcję gubernatora Terytorium Nowego Meksyku. Wydał ją w 1880 r., jednak początkowo nic nie zapowiadało sukcesu. Przez siedem pierwszych miesięcy sprzedano tylko 2800 egzemplarzy, ale później ruszyła lawina. Do końca XIX w. nakłady „Ben Hura” pobiły utrzymywany przez lata rekord wydanej w 1852 r. „Chaty wuja Toma” Harriet Beecher Stowe. Rekord ten powieść utrzymała do czasu publikacji „Przeminęło z wiatrem” Margaret Mitchell.

Książka zyskała światową popularność. Nawet zaprzysięgli wyznawcy zasady, że Biblii nie można wykorzystywać w literaturze, polecali ją swoim wiernym. Powieść Wallace’a zburzyła barierę niechęci wobec religijnej fikcji literackiej i pomogła w rozwoju gatunku, do którego należy m.in. cieszące się równą popularnością napisane później „Quo vadis” Sienkiewicza.

Nie tylko
intryga

Skąd wziął się światowy sukces książki? Romantyczna opowieść o perypetiach pochodzącego z arystokratycznej żydowskiej rodziny Ben Hura, niesłusznie oskarżonego o usiłowanie zabójstwa prokuratora i zdradzonego przez przyjaciela z dzieciństwa, odznacza się ciekawą intrygą i jest świetnie skonstruowana. To także opowieść o pragnieniu odwetu i przebaczeniu. I, co najważniejsze, opowiada o Chrystusie, Jego życiu i nauczaniu, które mają decydujący wpływ na losy Ben Hura i jego bliskich. To właśnie interpretacja życia Jezusa do tego sukcesu się przyczyniła. Powieści biblijne zyskiwały popularność w Stanach Zjednoczonych, kiedy Wallace zasiadł do pisania „Ben Hura”, ale dopiero w niej Jezus stał się jednym z głównych bohaterów.

Wallace zdawał sobie sprawę z ryzyka, które niosło wprowadzenie postaci Jezusa, jakiego znamy z Ewangelii, na karty powieści historycznej. Nikt wcześniej nie ośmielił się tego zrobić. Przełamanie tej bariery budziło opory, ale, jak wyjaśniał pisarz, „Niezależnie od wszystkiego napisanie o Nim było dla mnie imperatywem, On musiał się pojawić, mówić i działać. Chciałem, by cały czas był obecny w oczach czytelnika. Ale nie chciałem tego robić w formie kazania”.

Autor ustanowił trzy zasady, którym pozostał wierny, pisząc książkę. Chrystus w powieści pozostanie poza sceną, na której rozgrywają się wydarzenia, wypowie tylko słowa, jakie znajdują się w Ewangelii, i nie pojawi się w żadnej scenie wymyślonej przez autora. Z jednym wyjątkiem. To scena, w której Jezus podaje wyczerpanemu Ben Hurowi pojmanemu przez Rzymian kubek chłodnej wody ze źródełka w pobliżu Nazaretu.

Książką, z której niektóre sceny wystawiano w kościołach, szybko zainteresował się teatr. W listopadzie 1899 roku, za zgodą Wallace’a i po pokonaniu dwóch poważnych przeszkód, miała premierę sztuka według jego powieści. Jakie to były przeszkody? Ponieważ nie wiedziano, jak przedstawić Jezusa przez aktora, Wallace wyraził zgodę, by Zbawiciela obrazowała na scenie wiązka białego światła. Problemem był też wyścig rydwanów na małej powierzchni sceny, ale i z tym ostatecznie sobie poradzono. Prezentowane w całych Stanach do 1921 r. przedstawienie obejrzało ponad 20 mln widzów. Powieścią zainteresował się przemysł filmowy, ale Wallace nie odczekał się premiery pierwszej ekranizacji. Zmarł w 1905 roku.

Strażacy
na rydwanach

Pierwszy „Ben Hur” w kinach pojawił się w 1907 roku. Film trwał 15 minut, co zmusiło reżysera Sidneya Olcotta do dokonania uproszczeń i zmian w intrydze. I tak np. Ben Hur nie został zesłany na galery, w wyścigu rydwanów bierze udział tylko dwóch woźniców, Ben Hur i Massala. Centralne sceny filmu, wyścig rydwanów, zostały zrealizowane na plaży w New Jersey. W rolach powożących rydwanami, do których zaprzęgnięto konie, ciągnące na co dzień wozy strażackie, wystąpili miejscowi strażacy. Film wszedł do historii kina z powodów pozaartystycznych, bo producenci nie postarali się o zgodę właściciela praw autorskich na adaptację. Zaowocowało to procesem, a wyrok ustalił zasadę, że wszyscy producenci filmowi muszą najpierw uzyskać prawa autorskie do każdego wcześniej wydanego dzieła. Producenci „Ben Hura” musieli zapłacić właścicielowi praw 25 tys. dolarów, co sprawiło, że film stał się najkosztowniejszą produkcją w tym czasie.

Na premierę kolejnej ekranizacji powieści trzeba było czekać do roku 1925. „Ben Hur” w reżyserii Freda Nibla z Ramónem Novarrem był wielkim, najkosztowniejszym filmem z okresu filmu niemego. Do dzisiaj wywiera wrażenie epickim rozmachem i znakomicie sfilmowanym wyścigiem rydwanów. Nad tą sceną sprawował nadzór William Wyler, twórca nakręconej w 1959 r. najbardziej znanej adaptacji filmowej „Ben Hura” z Charltonem Hestonem w roli tytułowej. W filmie Wylera udało się przekonująco przedstawić przemianę tytułowego bohatera, który uczy się, że ostatecznie miłość zwycięża nienawiść, przyjmuje przesłanie Chrystusa i zostaje Jego wyznawcą. Monumentalna, nagrodzona 11 Oscarami, ekranizacja powieści znalazła się na watykańskiej liście 45 filmów fabularnych, które propagują szczególne wartości religijne, moralne lub artystyczne.

W 2003 r. studio filmowe, które Charlton Heston założył wraz z synem, nakręciło animowaną opowieść o Ben Hurze.

W tym roku mogliśmy oglądać w kinach "Ben-Hura" w reżyserii Timura Bekmambetova. Recenzję filmu można znaleźć tutaj.

TAGI: