Artyści prawdy

Maciej Kalbarczyk

publikacja 21.08.2016 06:00

W Muzeum Narodowym w Warszawie można podziwiać dzieła mistrzów malarstwa, których umiejętności odwzorowywania rzeczywistości i operowania środkami ekspresji pozostają inspiracją dla wielu współczesnych twórców.

Wystawę w Muzeum Narodowym w Warszawie można oglądać do 28 sierpnia br. Pośrodku kadru widoczna „Wieczerza w Emaus” autorstwa Alessandra Bonvicina, zwanego Moretto. JAKUB SZYMCZUK /foto gość Wystawę w Muzeum Narodowym w Warszawie można oglądać do 28 sierpnia br. Pośrodku kadru widoczna „Wieczerza w Emaus” autorstwa Alessandra Bonvicina, zwanego Moretto.

Wystawę „Brescia. Renesans na północy Włoch” poświęcono malarzom, którzy tworzyli w regionie Lombardii. Tamtejsza sztuka kształtowała się pod wpływem Wenecji i Mediolanu. W mieście zakochanych można było kupić najlepsze pigmenty i barwniki, po które przyjeżdżali artyści z różnych części Włoch, a w Mediolanie przez 20 lat pracował Leonardo da Vinci, który miał ogromny wpływ na rozwój sztuki innych renesansowych twórców. Malarze z północy Włoch podążali jego tropem ukazywania metafizyki za pomocą codziennych scen, ale na ich twórczość mieli wpływ także mistrzowie niemieccy, flamandzcy i niderlandzcy. Ten swoisty eklektyzm zadecydował o wyjątkowości lombardzkiego malarstwa, w którym dominowały motywy religijne.

Złoty podział

– Te obrazy często znajdowały się w prywatnych kaplicach lub domach, służyły do prywatnej kontemplacji – wyjaśnia Wioletta Cicha z Muzeum Narodowego w Warszawie. Opowiada, że większość dzieł powstała na zamówienie, dlatego bogatej symbolice religijnej często towarzyszą twarze fundatorów, którzy na obrazach wcielali się w postacie świętych.

Wystawę otwiera portret „Chrystus błogosławiący” Rafaela Santi. Artysta nie pochodził z północy Włoch – umieszczenie jego obrazu na początku ekspozycji daje możliwość porównania dzieła wielkiego twórcy z obrazami północnych mistrzów. Rafael spełniał wszelkie wymogi człowieka renesansu: oprócz szerokiej wiedzy cechowały go pokora i pobożność. Uderza niezwykła harmonia i elegancja kompozycji. Ten efekt osiągnięto dzięki zastosowaniu reguł geometrii, które zdominowały sztukę XVI wieku. Najważniejsza była zasada „złotego podziału”, czyli odpowiednich proporcji pomiędzy wielkością głowy, tułowia i rąk. – Te proporcje powodują, że nasz umysł odbiera sztukę jako harmonijną i piękną. Współcześni projektanci także z tego korzystają – podkreśla Wioletta Cicha.

W obrazie Rafaela nie ma żadnych zbędnych elementów: prawa dłoń uniesiona w geście błogosławieństwa, korona cierniowa na głowie, spojrzenie skierowane lekko w bok. – Mówi się, że twarz Chrystusa jest autoportretem artysty. Rzeczywiście można znaleźć tutaj rysy samego Rafaela. Są badania, które to potwierdzają – mówi Wioletta Cicha. Z kolei doskonale gładkie ciało to wyraźne nawiązanie do torsów antycznych.

Spory teologiczne

– Każdy z obrazów stanowi rebus, którego pełnego znaczenia dzisiaj nie znamy. Klucze zostały zagubione, ale część z nich możemy odnaleźć – mówi Wioletta Cicha. Na obrazie „Matka Boska z Dzieciątkiem i św. Janem Chrzcicielem” autorstwa Francesca Franciego św. Jan klęczy na zamkniętym Starym Testamencie, co oznacza, że Słowo zostało już wypełnione. Z kolei Jezus z otwartą księgą Nowego Testamentu zapowiada nowe proroctwo. W „Narodzinach Dzieciątka” Girolama Romaniniego Chrystus spoczywa na kamieniu – to zapowiedź Jego męczeńskiej śmierci. Powyżej pasterzy znajduje się sowa, ptak symbolizujący noc i jednocześnie Jezusa, który przychodzi, żeby rozproszyć jej mroki.

Portret „Święty Hieronim” nieznanego malarza lombardzkiego jest zdaniem Wioletty Cichej drugim w kolejności po „Chrystusie błogosławiącym” najważniejszym obrazem tej wystawy. – To dzieło doskonałe, jeżeli chodzi o portret prawdy. Kiedy popatrzymy bliżej, widać nawet żyłki pod skórą – zauważa. Spojrzenie św. Hieronima jest skierowane na fragment krzyża, na którym znajduje się ciało Chrystusa. Jednocześnie ojciec Kościoła patrzy gdzieś poza obrazem i poza czasem. – Być może ma to także rozbudowane znaczenie teologiczne – zastanawia się nasza przewodniczka po wystawie.

Wyjątkowo bogaty w symbole jest obraz Luki Mombella „Immaculata i Bóg Ojciec”. Powstał w drugiej połowie XVI wieku. Wtedy coraz bardziej zaczynała się liczyć inwencja artysty, jego oryginalność. Scena rozgrywa się w ogrodzie, najprawdopodobniej w Edenie. Wąż ma głowę kobiety, a Maria z Dzieciątkiem została przedstawiona jako nowa Ewa, która depcze go, pokonując grzech. Wioletta Cicha wyjaśnia, że wiele obrazów w XVI w. stanowiło głos artysty w sporach teologicznych. Podobnie było z „Immaculatą”. – W tamtym czasie trwała dyskusja na temat niepokalanego poczęcia Maryi, Jej udziału w zbawieniu. Mombello, pokazując Maryję na jednym poziomie z Bogiem Ojcem, podkreśla Jej znaczenie w dziele zbawienia. To jego prywatny głos w tej dyskusji – tłumaczy, bo dogmat o Niepokalanym Poczęciu NMP ogłoszono dopiero w XIX wieku.

Wspomniane dzieła cechuje duża ekspresja, której często brakuje harmonijnej sztuce Południa. Przejścia tonalne są mocniejsze, bardziej skontrastowane. Można je dostrzec w kolejnych obrazach malarzy Północy, do których prowadzi korytarz złożony z przezroczystych kolumn. Autor oprawy plastycznej wystawy Boris Kudlicka stworzył w ten sposób atmosferę świątyni. Wiele ze zgromadzonych na wystawie obrazów znajdowało się dawniej właśnie w kościołach.

Tajemnicza Katarzyna

– Kuratorka wystawy Joanna Kilian mówi, że to obecnie najcenniejsza ściana w Warszawie – wyjaśnia Wioletta Cicha, pokazując dzieła Lorenza Lotta. Malarz urodził się w Wenecji. Bardzo dużo podróżował, pracował m.in. na północy Włoch. Był podejrzewany o sprzyjanie luteranom. Złożył śluby, został oblatem i zmarł w zapomnieniu w 1556 roku. Dlaczego za życia nie zyskał popularności Rafaela? – Konkurencja na rynku artystów była ogromna. Rafael znakomicie radził sobie z zamawiającymi, natomiast Lotto zdecydowanie gorzej. Literatura przekazuje obraz artysty, który był malkontentem – opowiada Wioletta Cicha. Malarz nie potrafił określić wartości swoich dzieł, a kiedy przychodziło do ich finalizacji, pojawiały się nieporozumienia z klientami, którzy po jednej takiej sytuacji nie chcieli do niego wracać. Odnalezienie dokumentacji pozwoliło jednak na zidentyfikowanie jego obrazów. Obecnie dzieła malarza są podziwiane przez krytyków sztuki.

Z całą pewnością na uwagę zasługuje jego obraz „Adoracja Dzieciątka”. Dzieło przedstawia Maryję, na Jej kolanach Jezusa, wokół którego gromadzą się św. Jan Chrzciciel, św. Franciszek i św. Katarzyna Aleksandryjska. W przypadku ostatniej z wymienionych postaci pojawiają się koncepcje, że Lotto w rzeczywistości przedstawił królową Cypru, wcześniej bowiem malował jej portrety. Królowa Katarzyna pochodziła z rodu Cornaro w Wenecji. Poślubiła władcę Cypru po to, aby miasto poszerzało swoje wpływy polityczne. Królowa życia straciła kilkumiesięczne dziecko. Ten fakt może być kluczem do interpretacji dzieła. – Na obrazie widać jej smutny wzrok skierowany na postać Jezusa. Obecnie badacze porównują portrety królowej z tym obrazem. Być może za kilka miesięcy hipoteza zostanie potwierdzona – mówi Wioletta Cicha. Jej zdaniem charakterystyczne rysy twarzy przedstawionej postaci mogą potwierdzić, że ten wizerunek został przejęty od osoby prywatnej.

Sobór Trydencki wprowadził nowe zasady pobożności, które pokazano m.in. w „Adoracji Dzieciątka”. Święci Franciszek i Jan Chrzciciel kierują swoje modlitwy do Maryi, wierząc w Jej pośrednictwo. Ich gest złożonych dłoni jest powtórzony przez samą Matkę Bożą. – Widać wewnętrzną rozmowę między nimi – zauważa Wioletta Cicha.

Mistrzowie kopiowania

W dalszej części ekspozycji można zobaczyć m.in. „Wieczerzę w Emaus” i „Chrystusa z narzędziami męki i aniołem” Alessandra Morettiego. Z sal poświęconych sztuce sakralnej warto przejść do kolejnych, w których można znaleźć portrety namalowane przez wybitnych malarzy renesansu. Niezwykle dokładnie odwzorowano przedmioty, którymi portretowani posługiwali się na co dzień. – Artyści z ogromną troską malowali to, co widzieli w rzeczywistości – stwierdza Wioletta Cicha. Żeby nie być gołosłownym, autorzy wystawy obok obrazów umieścili przedmioty z epoki. Dzięki temu można zobaczyć, jak dokładnie zostały skopiowane.

Ważnym elementem całej ekspozycji jest towarzysząca jej piękna muzyka i Zefira Torny i Claudia Merula. Pozwala odbiorcy wczuć się w harmonijne malarstwo artystów z północy Włoch. Wystawę można oglądać w Muzeum Narodowym w Warszawie do 28 sierpnia 2016 roku. •