Ewangelia na desce pisana

Maciej Kalbarczyk

publikacja 15.09.2016 06:00

Ikona ma w sobie prawdziwą siłę: wybiera człowieka i zaprasza go do dawania świadectwa.

Jolanta Wroczyńska i Urszula Klimowicz prowadzą warszawską grupę Droga Ikony. Jolanta Wroczyńska i Urszula Klimowicz prowadzą warszawską grupę Droga Ikony.

Sanktuarium Matki Bożej Czerwińskiej. Średniowieczne mury chroniące cudowny obraz Maryi emanują spokojem. W budynku przylegającym do bazyliki panuje atmosfera kontemplacji charakterystyczna dla każdego klasztoru. W jednym z pomieszczeń zorganizowano pracownię artystyczną, z której rozpościera się widok na Wisłę. Przez duże okna wpada blade światło oświetlające drewniane stoły, na których znajdują się pigmenty, puncyny, pędzle i gładko zagruntowane deski. Widać na nich jeszcze niedokończone wizerunki Jezusa, Maryi i świętych. Pochylone nad nimi kobiety z anielską cierpliwością wykonują kolejne elementy ikon, które podarują swoim bliskim lub powieszą na ścianach własnych mieszkań.

– To Stwórca prowadzi nasze ręce, które bywają przecież nieudolne – mówi Blanka Skórczyńska, która pisze swoją pierwszą w życiu ikonę. Razem z pozostałymi uczestnikami pleneru należy do założonej przez o. Jacka Wróbla Drogi Ikony, w której doskonali swoje rzemiosło, a poprzez modlitwę wzrasta w wierze. Co przyciąga coraz większą liczbę katolików do wykonywania ikon, które powszechnie kojarzą się z Kościołem wschodnim?

Ludzie 
ikony piszą

– Niektórzy pytają, dlaczego katolicy się tym zajmują. Odpowiadamy: ikona powstała jeszcze w niepodzielonym Kościele, wracamy do źródeł – wyjaśnia Jolanta Wroczyńska. Dowodem na swoisty renesans ikony w Kościele katolickim jest wzrastająca popularność warsztatów pisania ikon. Dlaczego pisania, a nie malowania? Odpowiedzi należy szukać w języku: w grece czasownik grafo oznacza zarówno „pisać”, jak i „malować”, podobnie w języku rosyjskim. W Polsce przyjęło się pisanie, także ze względu na uzasadnienie teologiczne: ikona to słowo Boże zawarte w obrazie, dlatego trzeba je napisać. Używanie czasownika „malować” nie jest jednak błędem.

W warsztatach pisania ikon biorą udział osoby świeckie, co z punktu widzenia historii jest pewną nowością. W średniowieczu ikonopisarstwo było zarezerwowane tylko dla zakonników i nieżonatych mężczyzn. – Byli wybrańcami, a teraz okazuje się, że każdy może to robić – zauważa Jolanta Wroczyńska.

Wspólnie z innymi członkami Drogi Ikony, Urszulą Klimowicz i o. Mateuszem Orłowskim, siedzimy w kawiarence, w której uczestnicy pleneru spędzają wolny czas. Jezuita opowiada nam o różnicach w postrzeganiu ikonopisarstwa w różnych częściach Europy. – Na Wschodzie dalej jest zarezerwowane dla ludzi z odpowiednią formacją, a w naszym tzw. liberalnym świecie zrozumieliśmy, że ikony mogą przynieść wiele dobrego, jeśli więcej osób będzie miało z nimi styczność – mówi o. Mateusz. Istnieją jednak pewne granice zachodnioeuropejskiej wolności. Zdaniem kapłana są nią artystyczne eksperymenty, na które nie może być miejsca. – Ikonopisarz tworzy ikonę dla Kościoła: ona ma być elementem liturgii lub pomagać w modlitwie. Twórca nie powinien tego robić w innym celu – wyjaśnia.

Wykonywaniu ikony towarzyszy chrześcijańska medytacja. Najczęściej przybiera formę kontemplacji lub charakterystycznej dla Kościoła wschodniego Modlitwy Jezusowej, której tempo dopasowuje się do własnego oddechu. – Wielogodzinne skupienie się nad wizerunkiem jest sposobem na wyciszenie się. Samo poznawanie malowanej postaci także jest modlitwą – mówi Jolanta Wroczyńska.

Nowi święci

– To nie jest tak, że podoba mi się obrazek, po prostu biorę go i piszę. Przed przystąpieniem do pracy zawsze zapoznaję się z żywotem świętego – mówi Urszula Klimowicz. Uczestnicy pleneru sami wybierają wizerunki, które namalują. Zawsze towarzyszy temu zgłębianie historii danej postaci.

Barbara Sujak wykonała w swoim życiu ok. 25 ikon. Wyjaśnia, że każda wymaga przygotowania duchowego, przeświadczenia o łączności z danym obrazem. Tym razem postanowiła namalować Matkę Bożą Fatimską. Dlaczego? – Byłam w Fatimie, miałam z Nią bezpośredni kontakt. Jestem przekonana, że nade mną czuwa – wyjaśnia.

Pozostali uczestnicy pleneru malują m.in. Jezusa Dobrego Pasterza, Michała Archanioła i św. Marka Ewangelistę. Zgodnie przyznają, że te osoby towarzyszą im przez całe życie. Zbiór postaci, które można napisać, nie jest jednak zamknięty, cały czas pojawiają się nowi święci. Magda Tomasik przygotowuje ikonę matki Teresy z Kalkuty, która zostanie kanonizowana 4 września. Wybór nie jest przypadkowy: nasza rozmówczyni przez wiele lat była związana z siostrami misjonarkami miłości, które obok niej mają swój dom zakonny. – Była pewna trudność, bo takich ikon jeszcze nie ma, tę maluję na podstawie zdjęcia. Zanim zaczęłam, odmówiłam nowennę do bł. matki Teresy i przestałam się martwić tym, czy dam radę – opowiada. Celowo zrezygnowała ze złoceń, bo czy ktoś może sobie wyobrazić matkę Teresę opływającą w bogactwa?

Z kolei Jolanta Synowiec wspomina, jak kiedyś podarowano jej wizerunek o. Pio, który jest świętym dopiero od kilkunastu lat. Od niego zaczęła się jej przygoda z ikonopisarstwem. – Spojrzałam na ikonę i zobaczyłam, że malarsko coś jest nie tak. Powiedziałam sobie: „Ojcze Pio, ja Cię jeszcze ładnie namaluję” (śmiech) – mówi.

Wszyscy uczestnicy pleneru w Czerwińsku przyznają, że pisaniu ikon towarzyszą niezwykłe osobiste przeżycia duchowe, o których trudno mówić. Zanim jednak zdobędzie się wprawę umożliwiającą przejście do rzeczywistej kontemplacji, trzeba zmierzyć się z techniką, a to nie lada wyzwanie.

Kurs przyspieszony

W średniowieczu przy okazji opanowywania tajników ikonopisarstwa funkcjonowała relacja mistrz–uczeń, nauka trwała kilka lat. Adept zdobywał wiedzę na temat całego procesu wykonywania ikony, począwszy od przygotowania deski, a skończywszy na najmniejszych szczegółach obrazu. Teraz nauka trwa znacznie krócej – po kilkudniowych warsztatach uczestnik wyjeżdża z samodzielnie wykonaną ikoną. Trzeba pójść na skróty: dla wygody uczestników kupuje się gotowe deski. Każda z nich sama w sobie jest małym dziełem sztuki. – Gruntowanie to dużo pracy: trzeba nałożyć kilkanaście warstw kredy i kleju zrobionego ze skór i kości zwierząt. Zaprawa jest bardzo mocna, to technologia średniowieczna. W całość wtapia się kawałek płótna – tłumaczy o. Mateusz. Wyjaśnia, że dzięki patentom sprzed kilkuset lat ikony są jednymi z najtrwalszych obrazów. – To jest przeciwieństwo szybkiej, współczesnej sztuki, w której używa się tanich materiałów – mówi.

Ikony wykonuje się tradycyjną techniką temperową. Na porządnie wykonaną, wzmocnioną szpongami deskę cienkim, metalowym rylcem nanosi się szkic wykonywanego wizerunku. Odważni robią to od razu na materiale, pozostali wolą sięgnąć po podlinnik – kalkę ze szkicem, która jest podstawą do wykonania kontur ikony. Grunt jest gruby, można w nim wyryć głębokie linie, które okazują się pomocne przy domalowywaniu kolejnych szczegółów obrazu. – Maluje się warstwami. Podstawą jest, żeby ikona z ciemności wychodziła do jasności – opowiada Jolanta Wroczyńska. Duże znaczenie mają dobierane kolory: czerwony oznacza cierpienie, niebieski – majestat, a złoty – obecność Boga.

Żółtko i uświęcenie

Ikonopisarze stosują naturalne pigmenty, wykonane ze sproszkowanych kamieni i ziemi. Żeby trwale nanieść je na ikonę, trzeba zastosować odpowiednie medium – substancję, w której rozrabia się pigment. To właśnie stanowi sekret niepowtarzalnej trwałości ikon. Najczęściej stosuje się żółtko kurzego jajka, które można zmieszać z białym wytrawnym winem, piwem lub octem. Popularny jest także olejek goździkowy. – Pozwala zachować świeżość i daje ikonie piękny zapach – mówi Urszula Klimowicz. Czasami bywa zdradliwy, zwłaszcza jeśli mamy w domu zwierzęta. – Zdarzały się takie przypadki, że kot lub pies wylizał kawałek ikony – opowiada Jolanta Wroczyńska.

Po nałożeniu kilkudziesięciu warstw pigmentu i wykonaniu złoceń nie można zapomnieć o podpisaniu ikony: greką, starocerkiewnym lub polskim. – Bez tego takie dzieło jest tylko obrazem – mówi Urszula Klimowicz. Podpis w prosty sposób opisuje wizerunek, np. „Jezus Pantokrator”.

Ikona schnie aż trzy miesiące. Farba jest co prawda sucha już po kilku minutach, ale na stabilizację żółtka musimy czekać znacznie dłużej. Na koniec obraz trzeba zabezpieczyć, nakładając warstwę ochronnego lakieru.

Ikonę warto poświęcić, chociaż o. Mateusz zwraca uwagę na to, żeby nie traktować tego magicznie. Znacznie ważniejsze jest nasze podejście: prawdziwym uświęceniem ikony jest praca i modlitwa. – Wtedy mamy przed oczami tych, których chcemy nią obdarować. Możliwe, że nawet przez całe życie będą spoglądać na namalowany przez nas wizerunek – mówi o. Mateusz. Na koniec naszego spotkania zauważa, że ikony uczą nas cierpliwości, tego, kim jesteśmy. – Odsłaniamy siebie, dając innym naszą wrażliwość, to powołanie do ewangelizacji – podsumowuje.

TAGI: