Błogosławieni ze Śląska

raf /Archidiecezja Katowicka

publikacja 01.11.2016 10:45

Zostali znienawidzeni i okrutnie zamordowani. W uroczystość Wszystkich Świętych wspominamy ich niezwykłe życie. Męczennicy Śląscy, módlcie się za nami!

Błogosławiony ksiądz Józef Czempiel (21.09.1883 – 4/5.05.1942)

Błogosławieni ze Śląska  

Urodził się w Józefce pod Piekarami. Był synem górnika Piotra oraz Gabrieli z domu Opara.

Do szkoły ludowej uczęszczał w Józefce. Następnie uczył się w gimnazjum w Bytomiu. W marcu 1904 roku zdał egzamin dojrzałości. Po maturze rozpoczął studia na Wydziale Teologii Katolickiej Uniwersytetu Wrocławskiego. Zaangażował się wtedy w działalność polskich towarzystw młodzieżowych: Kółka Polskiego, Związku Młodzieży Polskiej „Zet” oraz organizacji polskich studentów „Swoi”.

Święcenia kapłańskie przyjął 22 czerwca 1908 roku we Wrocławiu z rąk kard. Jerzego Koppa.

Jego pierwszą placówką wikariuszowską była parafia św. Józefa w Rudzie, gdzie ks. Czempiel skutecznie prowadził różnorodną działalność. M.in. propagował częstą Komunię św., zachęcał do udziału w rekolekcjach zamkniętych.

Głównym przedmiotem jego troski duszpasterskiej stał się problem alkoholizmu. Ożywił istniejące Stowarzyszenie Wstrzemięźliwości oraz powołał do życia Stowarzyszenie Abstynentów. W Rudzie założył jedną z pierwszych na Śląsku poradnię dla alkoholików i ich rodzin. Po latach posługi w różnych parafiach, w marcu 1918 roku został wikariuszem w parafii św. Michała Archanioła w Dziećmarowach. Popadł tam w konflikt z władzami zwierzchnimi z powodu wprowadzenia języka polskiego do nauki przygotowawczej przed I spowiedzią i Komunią św. W styczniu 1919 roku został przeniesiony do parafii św. Bartłomieja w Kielczy. Tam wykazał się zdecydowaną działalnością o charakterze narodowym i społecznym. Włączył się m.in. w działalność Zjednoczenia Zawodowego Polskiego, organizował kursy języka polskiego i historii. W Żędowicach założył Towarzystwo Polek, działał także w ruchu społecznym. Jego polityczna i społeczna aktywność zwróciła uwagę niemieckich bojówek. Ich ponawiające się pogróżki spowodowały konieczność opuszczenia przez ks. Czempiela Żędowic.

W czerwcu 1922 roku objął administrację parafii Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Hajdukach Wielkich. W działalności duszpasterskiej, oprócz zwykłej posługi kapłańskiej, ks. Czempiel położył akcent na sprawy społeczno-kulturalne. Dzięki niemu zorganizowano komitet pomocy bezrobotnym, powstało kino oraz sklep, w którym sprzedawano książki i czasopisma religijne. Od 1929 roku wydawał „Wiadomości Parafialne” jako dodatek do „Gościa Niedzielnego”. W swej hajduckiej parafii opiekował się wieloma, polskimi i niemieckimi, organizacjami katolickimi; wśród nich m.in.: III Zakonem św. Franciszka z Asyżu, Katolickim Stowarzyszeniem Mężów, Katolickim Kołem Abstynentów i Bractwem Komunii Wynagradzającej. Dzięki niemu powstała w Hajdukach nowa parafia i kościół pod wezwaniem Najświętszego Serca Pana Jezusa.

Największe zasługi położył jednak w organizacji w ruchu trzeźwościowego i abstynenckiego. Wśród licznych form działalności na rzecz trzeźwości, które rozwijał ks. Czempiel w diecezji katowickiej, należy podkreślić coroczne Tygodnie Propagandy Trzeźwości. Przy pomocy Stowarzyszeń Abstynenckich, skupionych w Zarządzie Diecezjalnym, organizował poradnie przeciwalkoholowe, urządzał wystawy trzeźwościowe. Wydał nawet „Zbiór pieśni przeciwalkoholowych, religijnych, narodowych i towarzyskich”.

Był współzałożycielem Katolickiego Związku Abstynentów i prezesem Komitetu Wykonawczego Katowickiego. Zasiadał w zarządzie śląskiego okręgu Polskiej Ligi Przeciwalkoholowej i przyczynił się wydatnie do jej upowszechnienia w diecezji katowickiej. Był prezesem koła katowickiego Związku Księży Abstynentów i opiekunem wchodzącego w jego skład Koła Kleryków. Należał do Zarządu Głównego Związku Stowarzyszeń Katolików Abstynentów.

Za działalność społeczną otrzymał Złoty Krzyż Zasługi. W czasie II wojny światowej w kwietniu 1940 roku ks. Czempiel został aresztowany przez gestapo i wywieziony do obozu koncentracyjnego w Dachau. Przez kilka miesięcy przebywał w obozie koncentracyjnym Mauthausen-Gusen, po czym powrócił do Dachau.

Ks. Józef Czempiel zginął prawdopodobnie 4 lub 5 maja 1942 roku. Odszedł do wieczności w 59 roku życia i w 34 roku kapłaństwa. Znalazł się w gronie 108 polskich męczenników II wojny światowej wyniesionych na ołtarze 13 czerwca 1999 roku w Warszawie przez papieża Jana Pawła II.

Błogosławiony ksiądz Stanisław Kubista (27.09.1898 – 26. 04.1940)

Błogosławieni ze Śląska   Urodził się w Kostuchnie pod Mikołowem. Jego ojciec, Stanisław, był znany jako człowiek ugodowy, religijny i rozważny. Matka, Franciszka, z domu Czempka, kobieta wyjątkowej pracowitości i pobożności całkowicie poświęcała się wychowaniu 6 synów i 3 córek.

Stanisław był piątym dzieckiem i szczęśliwie odziedziczył dobre cechy swoich rodziców. Atmosfera religijna panująca w domu Kubistów, sprzyjała powołaniom. Starsza siostra Stanisława, Anna, wstąpiła do klasztoru w Wiedniu i tam zmarła w 1918 roku. W rodzinie Kubistów panował szczególny kult Matki Boskiej Różańcowej. Codziennie odmawiano część Różańca, a Stanisław lubił przystrajać domowy ołtarzyk. Uczył się czytać na polskich książkach, a wiedzę wynoszoną z niemieckiej szkoły uzupełniał w domu po polsku.

Z misjami zetknął się już w domu rodzinnym. Ich dom odwiedzał brat werbista z Nysy, który kolportował czasopisma misyjne i polskie książki. Stanisław zwrócił na siebie uwagę ks. Michatza, wikarego z Mikołowa. Pomógł mu rozeznać powołanie misyjne. Po ukończeniu szkoły podstawowej wystarał się o przyjęcie go do Niższego Seminarium Misyjnego Księży Werbistów w Nysie.

Nie ukończył jednak w normalnym czasie seminarium. 31 maja 1917 roku został powołany do wojska. Po przeszkoleniu na telefonistę i radiotelegrafistę wysłano go na front francuski. Przebywał tam aż do zawieszenia broni i odwrotu. Dostał się do garnizonu w Szczecinie, skąd w maju 1919 r. został zwolniony. Jego najstarszy brat, Paweł, zginął na froncie belgijskim w 1914 r.

Udało mu się wrócić do Nysy. W 1920 r. zdał maturalny egzamin i wkrótce rozpoczął nowicjat w Zgromadzeniu Słowa Bożego w St. Gabriel pod Wiedniem (Mödling). Już po roku złożył pierwsze śluby zakonne, a po dwóch latach studium filozofii i czterech latach teologii pozwolono mu złożyć śluby wieczyste. Było to 29 września 1926 roku. Niespełna rok później, 26 maja 1927 roku, otrzymał święcenia kapłańskie.

Wychowawcy uważali, że Stanisław jest nieco melancholijny, cichy i skromny, trochę zamknięty, ale pracuje spokojnie z wyczuciem celu. Wierny regule, miłujący porządek, ofiarny, opanowany, "cierpi" nieco na nacjonalizm, którego nie ujawnia na zewnątrz. We wszystkim dokładny. Można na nim polegać. Również koledzy nie mieli w stosunku do niego żadnych zastrzeżeń i jednomyślnie polecali go do ślubów. Według opinii nauczycieli przejawiał skłonności pisarskie i nadawał się również do zawodu nauczycielskiego.

Na pytanie przełożonych o osobiste zainteresowania, odpowiedział: "Moim pragnieniem jest misja i duszpasterstwo. Do zawodu nauczycielskiego nie czuję żadnego pociągu. Jako teren misyjny może wchodzić w rachubę: Honan, Kansu, Filipiny, Nowa Gwinea. Cieszę się fizycznie dobrym zdrowiem".

W 1928 roku skierowano go do domu zakonnego w Górnej Grupie. Na pożegnanie matka powiedziała mu: "Synu, coś sobie obrał, temu pozostań wierny". I pozostał aż do śmierci. Przełożeni mianowali go ekonomem Niższego Seminarium oraz domu regionalnego Werbistów. Panowała opinia, że sprawy majątkowe domu spoczywają w najlepszych rękach.

Ojciec Kubista sporo też pisał. Był redaktorem m.in.: „Małego Misjonarza”, „Kalendarza Małego Misjonarza", „Skarbu Rodzinnego”, „Posłańca Świętego”. Pod jego kierunkiem znacznie zwiększyła się liczba abonentów. We wszystkich tych czasopismach i kalendarzach zawsze znajdowały się ciekawe artykuły jego pióra. Pisał również opowiadania i powieści.

O. Stanisław był wielkim czcicielem św. Józefa. Jego wstawiennictwu powierzał swoje rozliczne prace. Przy jego pomocy – jak twierdził – wybudował drukarnię, sprowadził odpowiednie maszyny oraz zaczął budowę nowego skrzydła klasztornego. Ponadto był także poszukiwanym spowiednikiem, zwłaszcza przez seminarzystów.

Podczas wojny zapracowany o. Stanisław wdał się w konflikt z gestapo, gdy zabroniono mu wypłacać Polakom zaciągnięte zobowiązania. Z bólem patrzał jak niszczono jego warsztat pracy: ukochaną drukarnię oraz zapasy, które zgromadził dla utrzymania mieszkańców klasztoru. Sytuacja pogorszyła się, gdy 27 października 1939 r. aresztowano wszystkich 64 ojców i braci. Klasztor stał się wówczas obozem dla internowanych. Stało się to w uroczystość Chrystusa Króla! W następnych dniach dowieziono 80 księży oraz kleryków diecezjalnych i zakonnych. Skonfiskowano gospodarstwo i cały dobytek, pozostawiając mieszkańców bez środków do życia. O. Stanisław zaufał św. Józefowi i gestapo zgodziło się na przywożenie żywności i opału z parafii uwięzionych księży.

Internowanych wywieziono w lutym, przy 28-stopniowym mrozie, do Nowego Portu, filii obozu w Stutthofe. Okropne warunki sanitarne potęgowały zimno, głód, ciężka praca oraz nieludzkie traktowanie. Jedyną pociechą w tym czasie był dzień 21 marca, Wielki Czwartek, kiedy to w największej tajemnicy udało się odprawić Mszę św. i przyjąć Komunię św. Dla o. Kubisty była ona wiatykiem na drodze do męczeństwa. Trudno sobie wyobrazić, co wtedy przeżywał, jak trwał przy Panu. Dotąd zawsze zdrowy, radosny, usłużny stawał się coraz słabszym, zaczął chorować. Przeziębiony organizm nie chciał przyjmować obozowego jedzenia, a innego nie było. Zaplanowane wyniszczenie duchownych było realizowane w całej pełni z szatańskim zadowoleniem. O. Stanisław musiał pracować jak zdrowy przy usuwaniu ciągle padającego śniegu i przy bezsensownym przesypywaniu go na coraz to inne miejsca. Wrażliwy na brutalne obchodzenie się, cierpiał podwójnie.

W transporcie do Sachsenhausen 9 kwietnia 1940 r., w wagonach bydlęcych jeszcze mocniej przeziębił i dostał zapalenia płuc. Mimo to musiał wykonywać pracę, zarezerwowaną głównie dla znienawidzonych „klechów”. Był coraz bardziej wyczerpany. Naoczni świadkowie mówili, że był tak słaby, że sąsiedzi musieli go z obu stron podtrzymywać. Znosił to wszystko z wielkim spokojem, zdany na wolę Bożą. Kapo uznał go za kandydata na śmierć. Wyrzucono go do ustępu, aby się wykończył. Przeleżał tam trzy noce. Naoczny świadek, o. Dominik Józef, tak opisuje ostatnie godziny i chwile o. Kubisty: "Gdy wieczorem kładłem go do snu, owijając go w ustępie w nędzny koc, bez poduszki i pościeli, był mi zawsze serdecznie wdzięczny i szeptał: To już długo nie potrwa. Jestem bardzo słaby. Mój Boże, tak chętnie wróciłbym do Górnej Grupy, ale  Pan Bóg, widać, ma inne zamiary. Niech się dzieje wola Boża. Wyspowiadałem go ukradkiem. 26 kwietnia 1940 roku, gdy wróciliśmy z apelu do baraku, kładliśmy go na twardej podłodze z desek. Leżał na wznak pod ścianą jak w trumnie, podczas gdy my stać musieliśmy na baczność. Wtem wchodzi do baraku kierownik, nasz bezpośredni przełożony. Był to więzień niemiecki, zawodowy przestępca! Ile on ludzi niewinnych wysłał na tamten świat! Do tortur przewidzianych regulaminem dodawał od siebie sporą ilość. Byli tacy, których słowem i czynem nienawidził. Należeli do nich księża, żadnej sposobności nie zaniedbał, aby im dokuczyć. Powitał nas zwierzęcym wzrokiem, potem z szatańską radością spoczęły jego oczy na o. Kubiście. Zbliżył się doń i rzekł: Już nie masz po co żyć!   Z całą flegmą staje jedną nogą na piersiach, drugą na gardle i silnym naciskiem miażdży kości klatki piersiowej i gardła. Krótki charkot, drganie śmiertelne zamknęły żywot męczennika.

Ojciec Stanisław Kubista został beatyfikowany przez Jana Pawła II w Warszawie 13 czerwca 1999 roku. Należy do grupy 108 Męczenników czasów II Wojny Światowej.

Błogosławiony ksiądz Ludwik Mzyk (22.04.1905 – 20.02.1940)

Błogosławieni ze Śląska  

Pochodził z rodziny górniczej. Jego ojciec, również Ludwik, był sztygarem w kopalni „Prezydent” w Chorzowie. Matka, Franciszka z domu Hadasz, pochodziła z Bytkowa pod Katowicami. Był piątym dzieckiem spośród dziewięciorga rodzeństwa. Wszyscy byli bardzo religijni. Był ministrantem, interesował się sprawami religii i Kościoła.

Powołanie do posługi misyjnej poczuł w sercu podczas misji parafialnych. Pomysł ten nie spodobał się jednak rodzicom. Poparli go za to dalsi krewni. Wkrótce i rodzice byli mu przychylni. Rozpoczął naukę w Niższym Seminarium Misjonarzy Werbistów u Św. Krzyża w Nysie.

Podczas wakacji razem z bratem pracował na kopalni. W ten sposób pomagał matce po śmierci ojca. Jako młodzieniec dobrowolnie wyrzekł się napojów alkoholowych i palenia papierosów. Do końca życia był tym przyrzeczeniom wierny.

Śluby zakonne złożył  w 1928 roku. Dwa lata wcześniej, jeszcze pod koniec studiów, za przykładem o. Grignon de Montfort, oddał się całkowicie Najświętszej Maryi Pannie. Akt zawierzenia podpisał własną krwią!

O. Ludwik studiował m.in. w Niemczech i w Rzymie. W Wiecznym Mieście  w uroczystość Chrystusa Króla, 30 października 1932 roku, otrzymał święcenia kapłańskie. Mszę św. prymicyjną odprawił w uroczystość Wszystkich Świętych w kaplicy Domu Generalnego w Rzymie.

Trzy lata później, po uzyskaniu tytułu doktora teologii na Papieskim Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie, przyjechał do Chludowa pod Poznaniem. W 1935 roku werbiści otworzyli pierwszy w Polsce nowicjat. O. Ludwik został magistrem nowicjuszy, a kilka lat później rektorem nowicjatu.

Po wybuchu wojny żegnał prawie wszystkich domowników podlegających ewakuacji na wschód Polski. On sam domu nie opuścił. Z relacji świadków dowiadujemy się, że warunki pierwszych dni okupacji były do zniesienia. Niemcy rzadko zaglądali do klasztoru. Jednak na skutek złowrogich wieści o wysiedlaniu i aresztowaniach, naradzano się, czy kleryków nie rozesłać do domów rodzinnych. O. Ludwik różnymi sposobami starał się rozwiązać przyszłość nowicjuszy. Pertraktował z werbistami w Austrii i w Niemczech, z Generalatem w Rzymie o przyjęcie jego podopiecznych. Proponował nawet, aby przenieść nowicjat do Domu w Bruczkowie, gdzie na dużym gospodarstwie rolnym można by pracować na utrzymanie i tak przetrwać. Wstrzymano jednak wszystkim wyjazdy. Pewnego dnia o. Ludwik nie wiedział, że rozmawiając z żołnierzem rozmawia równocześnie z gestapowcem. Miał wówczas powiedzieć, że woli pertraktować z żołnierzami, którym bardziej ufa, niż gestapo. To zadecydowało o jego przyszłym losie. Wykorzystano to jako pretekst i zaaresztowano go 25 stycznia 1940 roku.

Obchodzono się z nim bardzo brutalnie. Krew towarzyszyła mu od dnia aresztowania, gdy w Domu Żołnierza (wtedy siedziba gestapo), zdarto z niego sutannę i strasznie go pobito. Była zima, a on został tylko w poszarpanej koszuli i spodniach. Współwięzień pamięta, że gdy wprowadzano go do celi w VII Forcie w Poznaniu, ktoś użyczył mu kurtki, którą zostawił stracony więzień. O jego śmierci klasztor dowiedział się dopiero po kilku tygodniach.

Jeden z naocznych świadków męczeństwa ojca Mzyka, ks. Sylwester Marciniak,  tak go wspomina:

Ojciec Mzyk wypełniał wszystkie polecenia bardzo skrupulatnie, ostrzegał przed wszystkim, czym można by „podpaść” i stale, jak to łatwo było zauważyć, modlił się.

Władze obozowe interesowały się nim szczególnie. Któregoś dnia wszedł do celi komendant obozu z innym oficerem. Każdego po kolei pytali o nazwisko i „przestępstwo”. Przy O. Mzyku zatrzymał się i powiedział: „Ach tak, to jest ten twardy nasz przeciwnik”. Po wyjściu oficerów wyjaśnił nam O. Mzyk, że dawał „mocne” odpowiedzi w czasie aresztowania i w śledztwie. Pewnego dnia wywołał O. Mzyka z celi strażnik obozowy Hoffmann i strasznie go pobił na korytarzu.

20 lutego 1940 roku po południu wpadł do naszej celi podoficer Dibus z jakimś szoferem. Obydwaj byli pijani, strasznie się awanturowali. Szczególnie jednak bili po twarzy O. Mzyka. Zwłaszcza ów szofer na polecenie Dibusa. To  miał być ostatni dzień ojca  Mzyka. W nocy otworzyli drzwi. Nie weszli jednak do celi. Kazali nam wszystkim wyjść na korytarz  z wyjątkiem ks. Olejniczaka. Było ich kilku z Dibusem na czele. Stanęliśmy w skarpetkach i ubraniach (bo tak zawsze spaliśmy) na głównym korytarzu naprzeciw naszej celi. Dibus zatrzymał ks. Gałkę. O. Mzyka i mnie, reszcie kazał odejść. Kazano nam biec bocznym korytarzem. Gdyśmy biegli obok siebie, O. Mzyk poprosił mnie o rozgrzeszenie. Gdy dobiegliśmy do końca korytarza, z ks. Galą zatrzymaliśmy się przed schodami prowadzącymi na wyższe piętro, natomiast O. Mzyk zaczął wchodzić na stopnie.  Wtem rozległ się za nami krzyk strażników, kazano nam stać na miejscu. Ojca. Mzyka  ściągnięto ze schodów i zaczęto go bić „za to, że chciał zbiec”. W tej chwili zrobiło się wielkie zamieszanie, z którego trudno zdać sobie sprawę. Pamiętam jednak dokładnie, że ks. Gałka jak i  O. Mzyk bardzo krzyczeli i jęczeli. Jakkolwiek nie byłem w tej chwili przy nich, miałem wrażenie, że strasznie ich bito i znęcano się nad nimi. Moje mniemanie potwierdził wygląd ks. Gałki, który był poraniony, posiniony, pokrwawiony, miał podarte spodnie i koszulę.

Bicie O. Mzyka i ks. Gałki trwało długo. Chociaż trudno określić czy 15 minut, czy pół godziny. W międzyczasie znalazłem się na głównym korytarzu obok naszej celi, a więc blisko zewnętrznej bramy wschodniej. Do tej oto bramy przyprowadził ojca Mzyka Dibus. Gdy przechodzili obok mnie, musiałem się odwrócić, a więc nie mogłem zobaczyć, jak wyglądał. Kazał stanąć mu przy bramie, a sam cofnął się do podoficera, który wówczas rozmawiał ze mną, pożyczył od niego naboje, a następnie przybliżył się do O. Mzyka i strzelił w głowę z tyłu. Gdy już upadł, strzelił po raz drugi. Ks. Gałce i mnie pozwolono odejść do celi. Za jakieś pół godziny słyszeliśmy, jak zabierano zwłoki ojca. Mzyka.

Inny świadek, niewidomy ks. Olejniczak, który tylko wszystko słyszał, dodał jeszcze jeden szczegół: Dibus wybierając sobie upatrzone ofiary, bił je po twarzy, kopał bez opamiętania. Przy takim inspekcyjnym napadzie został także okrutnie zbity wasz śp. ks. Ludwik. Pragnąc wówczas okrutnie skatowanego brata kapłana oderwać od wewnętrznego udręczenia, zbliżyłem się do niego bełkocąc jakieś słowa pociechy, na co otrzymałem znamienne słowa: „Nie może być uczeń nad Mistrza” Wówczas pochyliłem się przed nim i poprosiłem go o błogosławieństwo, którego mi też chętnie udzielił”.

Beatyfikowany przez Jana Pawła II w grupie 108 Męczenników czasów II wojny światowej, w Warszawie 13 czerwca 1999 roku

Błogosławiony ks. Emil Szramek (29.09.1887 – 13.01.1942)

Błogosławieni ze Śląska  

Urodził się w Tworkowie koło Raciborza. Był synem Augustyna i Józefy z domu Kandziora.

Do szkoły powszechnej uczęszczał w Tworkowie. Następnie uczył się w gimnazjum w Raciborzu, gdzie w 1907 roku zdał egzamin dojrzałości. Po maturze rozpoczął studia na Wydziale Teologii Katolickiej Uniwersytetu Wrocławskiego. W czasie studiów aktywnie uczestniczył w spotkaniach tajnych organizacjach polskich: Związku Młodzieży „Zet” i wrocławskiej grupy narodowej.

Święcenia kapłańskie przyjął 22 czerwca 1911 roku we Wrocławiu.

Jego pierwszą placówką wikariuszowską była parafia Krzyża Świętego w Miechowicach koło Bytomia. Rozpoczął wówczas zbierać polskie pieśni ludowe. Od stycznia 1912 roku pracował w charakterze wikariusza w parafii św. Marii Magdaleny w Tychach, gdzie pogłębił zainteresowania folklorem i historią Śląska. Dwa lata później w lutym 1914 roku obronił pracę doktorską z historii. Następnie jako wikariusz duszpasterzował w parafiach: św. Franciszka z Asyżu w Zaborzu koło Zabrza i św. Wojciecha w Mikołowie.

Bardzo energicznie działał na polu religijno-narodowym w okresie powstań śląskich i plebiscytu. Ogłosił wówczas wiele artykułów w prasie polskiej, zwłaszcza w „Głosach znad Odry”, której był redaktorem w latach 1918-1924. Szczególnie wartościowe były rozprawy ks. Szramka dotyczące historii Śląska i jego związków z macierzą. Bogatą działalność rozwijał również na polu społeczno-oświatowym. Był jednym z założycieli Towarzystwa Oświaty im. św. Jacka w Katowicach.

Po utworzeniu Administracji Apostolskiej Polskiego Śląska z siedzibą w Katowicach, w 1923 roku został jej pierwszym kanclerzem. Natychmiast wprowadził w korespondencji język polski. W kwietniu 1926 roku, mimo protestów Niemców, Ksiądz Biskup August Hlond mianował go proboszczem parafii Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny w Katowicach. W tym samym roku ks. Szramek został kanonikiem gremialnym Kapituły Katedralnej w Katowicach, a nieco później tajnym szambelanem Jego Świętobliwości.

Od 1927 roku kierował budową śląskiej katedry. Był także organizatorem i inspiratorem życia kulturalno-oświatowego na Śląsku. Jako prezes Towarzystwa Przyjaciół Nauk ma Śląsku zaczął wydawać „Roczniki Towarzystwa Przyjaciół Nauk na Śląsku” oraz organizował wieczory dyskusyjne, dużo pisał i wygłaszał odczyty. Należał do najpłodniejszych na Górnym Śląsku badaczy kultury i historii polskiej. Opublikował liczne prace biograficzne. W latach 1932–1938 jego staraniem ukazało się pięć tomów „Fontes” – źródeł do historii Śląska.

W 1934 roku ogłosił studium „Śląsk jako problem socjologiczny”. Współpracował z redakcją „Polskiego Słownika Biograficznego”, zamieszczając w nim życiorysy wybitnych Górnoślązaków, oraz z katolickimi czasopismami: „Gościem Niedzielnym”, „Ateneum Kapłańskim” i „Kwartalnikiem Homiletycznym”.

Był kolekcjonerem obrazów i ekslibrisów Należał także do najwybitniejszych śląskich bibliofilów i koneserów sztuki. Był takżem jednym z inicjatorów założenia w Katowicach Biblioteki Śląskiej.

W swej katowickiej parafii opiekował się różnymi, polskimi i niemieckimi, organizacjami katolickimi, m.in.: Katolickim Stowarzyszeniem Abstynentów, III Zakonem św. Franciszka z Asyżu, Bractwem Pocieszenia.

Po wybuchu II wojny światowej, już we wrześniu 1939 roku, dotknęły go represje niemieckich władz okupacyjnych: zabroniono mu głoszenia polskich kazań oraz wydano nakaz opuszczenia parafii i przeniesienia się do Generalnej Guberni. Ks. Szramek licząc na praworządność niemiecką bezskutecznie odwoływał się od tych decyzji. Na początku kwietnia 1940 roku został aresztowany i wywieziony do obozu w Dachau, a potem na krótko do Mauthausen. Przygotowywał się na śmierć przez cierpliwe znoszenie cierpień, modlitwę różańcową i brewiarzową. Podnosił więźniów na duchu, głosił kazania dające wyraz przekonaniu o niezniszczalności chrześcijańskiej misji w świecie i nadziei na odrodzenie Polski. W korespondencji obozowej do rodziny nieustannie pytał o swoja katowicką parafię.

Zginął 13 stycznia 1942 roku w Dachau. Odszedł do wieczności w 55 roku życia 31 roku kapłaństwa. Znalazł się w gronie 108 polskich męczenników II wojny światowej wyniesionych na ołtarze 13 czerwca 1999 roku w Warszawie przez papieża Jana Pawła II.