Wileńskie palmy nad Słupią

Karolina Pawłowska

publikacja 06.04.2017 22:22

Pod fachowym okiem palmiarki w siódmym pokoleniu słupszczanki zgłębiały arkana wicia palm wielkanocnych.

Wileńskie palmy nad Słupią Karolina Pawłowska /Foto Gość Na stworzenie swoich pierwszych palm uczestniczki warsztatów potrzebowały 3 godziny.

W Pracowni Ceramicznej Słupskiego Ośrodka Kultury trwają warsztaty palmiarskie, prowadzone przez ludową mistrzynię tej unikatowej sztuki Agatę Granicką.

- To tylko wydaje się takie proste. Szyja boli, palce bolą, ale bardzo odstresowuje - zapewnia pani Ewa, stała bywalczyni rozmaitych zajęć w pracowni ceramicznej.

Na warsztaty palmiarskie przyprowadziła też kuzynkę i koleżankę. Zgodnie przyznają, że największa sztuka to odpowiednie operowanie patyczkiem, na który nawinięta jest nitka. Żeby dobrze ją napiąć, a zarazem wygodnie manewrować, trzeba ją opleść sobie wokół szyi, a patyczek umiejscowić pod pachą. Wtedy mocowanie kolejno dokładanych traw i ziół przychodzi z łatwością.

Przynajmniej w teorii. I gdy patrzy się na Agatę Granicką. Pod jej palcami niepozorne tymotki, wiechliny, krwawniki i wrotycze zamieniają się w arcydzieła.

- Jakby policzyć, to palmy robię ze 35 lat - śmieje się.

Jej rodzinne podwileńskie Nowosiołki dawniej były wsią palmiarską.

- W każdym z 19 domów robiło się palmy. Palimarek było ze 30. Dzisiaj są trzy: ja, moja mama i sąsiadka - kiwa głową pani Agata. I o następczynie trudno. - Mam dwie córki, osiemnastoletnie bliźniaczki. Obie potrafią robić palmy, ale czy będą chciały przejąć rodzinną tradycję? Nie wiem. Jedna może tak, druga powiedziała, że nawet, gdyby miała z głodu umrzeć, to palmami zajmować się nie będzie. Ale ja ich wieku też się przed palmami broniłam, bo to żmudne zajęcie - przyznaje ze śpiewnym kresowym akcentem.

Wileńskie palmy nad Słupią   Karolina Pawłowska /Foto Gość Agata Granicka jest palmiarką w siódmym pokoleniu. Jej kunszt potwierdza ministerialny certyfikat. Wicie palm to ostatni, najprzyjemniejszy etap pracy palmiarki. Wiosną trzeba siać zioła i trawy, w lecie są zbiory, na jesieni suszenie i malowanie. W listopadzie zaczyna się nowy sezon wicia palm.  

- Ale od wielu lat robię palmy przez cały rok. Stały się one nie tylko atrybutem Niedzieli Palmowej, ale też symbolem Wileńszczyzny, więc często zamawiane są u mnie jako tradycyjne litewskie prezenty - opowiada pani Agata.

W całej Europie prezentuje swoje wyroby, a także uczy unikatowej sztuki wyplatania palm wileńskich.

- Bardzo ciężko wyrwać jakiś wolny termin w kalendarzu Agaty, ale bardzo się cieszę, że nam się udało ją zaprosić. Zainteresowanie warsztatami przerosło nawet nasze oczekiwania. Na wszystkie trzy dni mamy komplet uczestników - przyznaje Agnieszka Pienkos, instruktor Pracowni Ceramicznej SOK.

Dla niektórych była to okazja, żeby nauczyć się czegoś nowego, dla innych czas odpoczynku od spraw domowych i rodzinnych. Jeszcze dla innych – okazja do spotkania się z ludźmi.

- Wyścig szczurów i zmęczenie sprawiają, ze zamykamy się w domach. Odgradzamy się od kontaktu z drugim człowiekiem, a tymczasem bardzo za nim tęsknimy. Warsztaty to okazja, żeby poznać nowe osoby, spotkać się ze znajomymi, porozmawiać, a przy  okazji zrobić coś z niczego: piękną palmę z niepozornych traw i kłosów - dodaje Agnieszka Pieńkos

Dla niektórych warsztatowiczów wileńskie palmy to również okazja do sięgnięcia myślami na Kresy.

- Przyszłam na warsztaty ze względu na… dziadków. Pochodzili właśnie z Wilna, o którym trochę mi opowiadali, ale byłam za mała, żeby wszystko zrozumieć. Mam nadzieję, że są ze mnie dumni, że udało mi się zrobić palmę - mówi Anna Sawicka patrząc na własnoręcznie uwitą palmę.

- To będzie trochę inna Niedziela Palmowa niż zazwyczaj. Nie tylko ze względu na to, że pójdę do kościoła z palmą, którą sama zrobiłam, ale także dlatego, że bardziej niż zwykle będę myśleć o dziadkach - dodaje.