Po słonecznej stronie

Hanna Karolak

publikacja 22.06.2017 08:36

Narastające emocje dyktuje miłość i poczucie zawodu.

Porachunki emocjonalne prowadzą nieoczekiwanie do szczęśliwego finału. Andrzej Karolak/ Foto Gość Porachunki emocjonalne prowadzą nieoczekiwanie do szczęśliwego finału.

Spektakl Iwana Wyrypajewa „Słoneczna linia” w Teatrze Polonia to wirtuozerski popis dwojga aktorów: Karoliny Gruszki i Borysa Szyca.

Choć realizatorzy zgodnie nazywają sztukę, w której grają, komedią, myślę, że jest to jednak komedia bolesna. Tak jak bolesny jest brak komunikacji między ludźmi we współczesnym świecie.

Czy dlatego, że jesteśmy tak różni, czy dlatego, że zatraciliśmy zdolność odnajdywania słów wyrażających nasze najprawdziwsze uczucia i zastępujemy je agresją?

Karolina Gruszka gra w sposób niemal realistyczny. Nie ucieka się do gier i prowokacji. A jednak to Szyc wywołuje na widowni największy aplauz, nie ukrywając swoich emocji. Niemal w każdym zdaniu eksploduje.

Spektakl to niewątpliwie seans terapeutyczny pary, która zabrnęła za daleko w swoich roszczeniach, w rutynie, w której zagubiła istotę bycia razem. Do tego dochodzą ambicje, niemożność uznania swoich racji, pustki, która wkrada się wbrew intencjom. Dopiero wówczas, gdy wchodzą w obce role (finałowa niespodzianka), są w stanie powiedzieć to, na co każde z nich czeka.

Metaforyczna słoneczna linia, którą wymyśliła sobie partnerka, daje cień nadziei. Życie podzielone na pół. Ale po tej drugiej stronie jest słońce, ciepło, to, co utracili po drodze, ale co jeszcze mogą odzyskać. Nie wiem tylko, dlaczego w tych raniących siebie nawzajem słowach musi padać tyle wulgaryzmów? Ale jest to chyba charakterystyczna cecha poetyki Wyrypajewa, podyktowanej być może doświadczeniem.

Aktorzy radzą sobie z tą ekspresją nieźle, przemycając w tym dialogu autentyczne emocje. Najważniejsze, że im wierzymy i dopatrujemy się w ich konflikcie tego, co przed nami ukrywają: najprawdziwszego uczucia.