Być Indianinem

GN 34/2017 |

publikacja 01.10.2017 06:00

Siedzący Byk, Szalony Koń i Czerwona Chmura nieraz władali naszą wyobraźnią. O tym ostatnim wiemy jednak zaskakująco mało.

Tom Clavin, Bob Drury
Serce wszystkiego, co istnieje
Czarne
Wołowiec 2017
ss. 480 Tom Clavin, Bob Drury Serce wszystkiego, co istnieje Czarne Wołowiec 2017 ss. 480

Prezydent Lincoln uczynił ludzi wolnymi, ale to konstruktor Colt uczynił ludzi równymi sobie – tak można najprościej oddać ducha Dzikiego Zachodu. Szalony Koń, Siedzący Byk czy Czerwona Chmura stali się symbolami. Nowe pokolenie historyków próbuje ujrzeć w nich ludzi z krwi i kości.

W 1990 r. odkryto autobiografię Czerwonej Chmury. Spisana w rezerwacie, nie miała szczęścia do wydawców. Gdy przywódca Siuksów dyktował swoje przeżycia, uwaga skupiona była na wyczynach Szalonego Konia i Siedzącego Byka. Tom Clavin i Bob Drury zainteresowali się nieco zapomnianym tekstem, zaprosili do współpracy liczne grono historyków i dali nam znakomity portret Czerwonej Chmury. Syn alkoholika, pochodzący z dołów społecznych, musiał być lepszy od innych, jeśli chciał liczyć się w plemieniu. Czerwona Chmura jest najodważniejszy, najokrutniejszy, ale i przebieglejszy od współplemieńców i bladych twarzy.

Ta książka to nie tylko historia jedynego indiańskiego wodza, który zdołał pokonać armię Stanów Zjednoczonych. To także opis zderzenia dwóch światów, które nie są w stanie zrozumieć siebie nawzajem. Opisy przemocy stosowanej przez Indian wobec przeciwników – napiszę delikatnie – szokują. W podobne osłupienie wprawia niefrasobliwe zachowanie amerykańskich kolonizatorów: chcąc pozbyć się wilków krążących wokół obozowisk, rozsypywano w trawie… strychninę. Wilki ją omijały, ale większość roślinożerców – bizony, konie, sarny – umierała w męczarniach. Nawet gdyby Czerwona Chmura potrafił czytać, nie zrozumiałby motywów amerykańskich kolonizatorów. Wojna totalna? Eksterminacja? Złoto?

Clavin i Drury pokazują obraz Indianina znacznie bardziej wypośrodkowany niż znany z kultury popularnej „szlachetny dzikus”. Ich książka to hołd dla rdzennych mieszkańców Wielkich Równin, gdzie legendy mieszają się z faktami z gazet. I zdaje się, że w tej opowieści tylko blizny nie kłamią.

Marcin Cielecki

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

TAGI: