Woszt bezmięsny

Przemysław Kucharczak

Gość Katowicki 43/2017 |

publikacja 26.10.2017 00:00

– Damy siostrze 100 zł, jak siostra ściągnie welon i pokaże włosy – powiedzieli dwaj biznesmeni do zakonnicy, która zbierała w Katowicach pieniądze na wakacje dla biednych dzieci.

Woszt bezmięsny Przemysław Kucharczak /Foto Gość

Siostra od razu zdjęła welon i skasowała stówę, a potem dodała: – Jak mi panowie dadzą 500 zł na zbożny cel, to nawet jestem gotowa pokazać miejsce, gdzie byłam operowana na ślepą kiszkę. Zaskoczeni, ale ciekawi biznesmeni złożyli się na tę sumę, a wtedy siostra triumfalnie oświadczyła: – Miejsce, gdzie mnie operowali na ślepą kiszkę, jest tu, za rogiem, w szpitalu na Francuskiej.

Najstarszy śląski wic

To jedna z anegdot z nowej książki Marka Szołtyska „Humor śląski”. Jest tu zabawny rozdział o wymienionych z nazwisk śląskich księżach – kawalarzach. Są anegdoty z historią Śląska w tle. Choćby ta z około 1920 r., z czasu biedy, powstań śląskich i zażartych sporów między Ślązakami polskimi i niemieckimi. W Radlinie pod Wodzisławiem farorz był wtedy propolski, a masorz – czyli rzeźnik – proniemiecki. Obaj robili sobie różne złośliwości. Starzy mieszkańcy Radlina opowiadają, że na koniec jednej z niedzielnych Mszy św. proboszcz w czasie ogłoszeń parafialnych powiedział: „Przypominam parafianom, że w piątek jak zwykle jest bezmięsny dzień postny, dlatego wosztu nie jemy. Chyba że jest to woszt od takiego jednego niemieckiego masorza. Bo ten woszt jest tak cyganiony, że w nim właściwie mięsa nie ma – i w piątek możecie to jeść z czystym sumieniem”.

Dostępne jest 25% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.