publikacja 07.12.2017 00:00
O duchowości Leonarda Cohena, śpiewaniu niskim głosem i tłumaczeniu, które jest sztuką rezygnacji, mówi Marcin Styczeń.
Henryk Przondziono /foto gość
Szymon Babuchowski: Nagrałeś płytę z piosenkami Leonarda Cohena. Jej tytuł – „Lubię gadać z Leonardem” – pochodzi z piosenki samego Cohena, ale w Twoich ustach nabiera nowego znaczenia.
Marcin Styczeń: Piosenka „Going Home” faktycznie zaczyna się od słów: „I love to speak with Leonard”. W oryginale to jest rozmowa Cohena z samym sobą – jego głębokie, prawdziwe „ja” dialoguje z tym wykreowanym. Choć można to też rozumieć tak, że podmiotem lirycznym, który rozmawia z Cohenem, jest Bóg. Natomiast kiedy ja śpiewam te słowa, rzeczywiście sygnalizuję, że to ja rozmawiam z Leonardem Cohenem. Podejmując próbę przetłumaczenia piosenek, musiałem odbyć niejedną taką rozmowę, bo tłumaczenie, zwłaszcza piosenki, nigdy nie jest dosłowne. Zawsze trzeba pójść na pewne kompromisy, z pewnych rzeczy zrezygnować, aby zmieścić się w konkretnym rytmie, zachować układ rymów. Tym samym musiałem Cohena trochę „pytać”, czy mogę pewne rzeczy powiedzieć nieco inaczej. Myślę, że się zgodził. (śmiech)
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.